Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażnik w tyglu

Dariusz Ratajczak
Józef Popiel: - Rodzice zaszczepili we mnie tak wielką miłość  do przyrody.
Józef Popiel: - Rodzice zaszczepili we mnie tak wielką miłość do przyrody. Dariusz Ratajczak
O pochodzącym z Dzierżążna koło Mogilna dyrektorze Białowieskiego Parku Narodowego, Józefie Popielu, niektórzy mówią, że stoi na straży skarbów polskiej przyrody, jak wawelski kustosz pilnujący najcenniejszych zabytków. Tyle, że skarby dyrektora żyją. Pohukują nocami, mruczą, wyją i szumią.

     O Puszczy Białowieskiej napisano już wiele prac naukowych, popularnonaukowych książek i artykułów. Nakręcono w niej kilometry taśmy filmowej. Gościli tu naukowcy i filmowcy ze wszystkich zakątków świata. Jednak, aby odczuć zaczarowany, zatrzymany w czasie los i klimat puszczańskich ostępów, trzeba choć raz pieszo, rowerem lub na saniach wybrać się na białowieską wędrówkę. Tylko wówczas, na własne oczy, można zobaczyć magiczne miejsce, świat, który ocalał jedynie na polsko-białoruskim pograniczu. W ściśle chronionym Białowieskim Parku Narodowym, tuż za plecami wędrowców, czasem niespodziewanie pojawia się wilcza wataha. Polną drogę przebiega niekiedy spłoszony łoś, wśród powalonych, starych dębów pożywienia szukają nieliczne już rysie. Królem puszczy są, oczywiście, masywne żubry, zimą oczekujące na siano, regularnie dowożone do paśników, latem - nieufne w stosunku do ludzi, chodzące sobie tylko wiadomymi ścieżkami.
     Oko w oko
     - Pierwszy raz stanąłem oko w oko z żubrem, gdy w Białowieży odbywałem studencką praktykę - opowiada dyrektor Popiel. - Wędrując po puszczy, wszedłem w gęstwinę konarów i krzewów. Uniosłem je i nagle uświadomiłem sobie, że wpatruje się we mnie para nieruchomych oczu. To był potężny samiec, który zastanawiał się, dlaczego jakiś niepozorny intruz śmiał wejść na jego terytorium. Patrzyliśmy na siebie przez kilkanaście sekund, serce waliło mi jak młot. W końcu żubr uznał, że jestem niegroźny i sobie poszedł.
     _Zamiłowanie do przyrody zaszczepił w młodym Józku jego ojciec, Julian. Rodzina Popielów, jak wielu osadników na Kujawach, pochodzi z kresów. Przywędrowała do podmogileńskiego Dzierżążna z regionu stanisławowskiego. Dziadkowie dyrektora dostali tu gospodarkę, w której prowadzeniu pomagali rodzice Józefa, a potem także on i dwóch młodszych braci. Od dzieciństwa Józek miał stały kontakt z lasem. Wraz z ojcem zbierał grzyby i jagody w zielonych okolicach Ostrowa, Przyjezierza i Baby. Pomagał też w łowieniu ryb. Jak bohaterowie "Dzieci z Bullerbyn", chodził do malutkiej wiejskiej szkółki, w której uczyło się raptem dziesięciu uczniów w klasie.
     Dzięki ojcu
     
- _Rodzice zaszczepili we mnie tak wielką miłość do przyrody, że już w podstawówce wiedziałem, co chcę robić w życiu
- kontynuuje dyrektor Popiel. - Poszedłem więc do Technikum Leśnego w Tucholi. Po skończeniu technikum zaczął studia w warszawskiej Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, oczywiście na Wydziale Leśnym.
     Dzięki studiom poznał bliżej Białowieski Park Narodowy. Uczelnia wysyłała bowiem studentów na praktyki w puszczy. Ale Józef po skończeniu studiów nie trafił do Białowieży. Przez szesnaście lat, aż do połowy ubiegłej dekady, przyszły dyrektor pracował w różnych nadleśnictwach na Pomorzu i Kaszubach. Dopiero w 1996, gdy białowieski park został powiększony, Popiel dowiedział się, że poszukiwany jest nadleśniczy - konserwator przyrody. Długo się nie zastanawiał i po paru miesiącach zamieszkał w Białowieży wraz z małżonką. Trzy lata temu został dyrektorem Białowieskiego Parku Narodowego. W tym czasie wybudował nowoczesne muzeum i z powodzeniem realizował programy ochrony zagrożonej przyrody.
     Oczkiem w dyrektorskiej głowie są żubry. Na wolności, po polskiej stronie puszczy żyje ich około 380. Tymczasem jeszcze... 75 lat temu wydawało się, że te potężne ssaki nie przetrwają naporu cywilizacji i staną się na zawsze gatunkiem wymarłym. Trudno się temu dziwić, bo na żubry polowali już dawni królowie i politycy. Jak Polska i Polacy, żubry padały ofiarami wojen i masowych eksterminacji. Przed I wojną światową w puszczy było ponad 700 żubrów, ostatni zginął w 1919 roku. Pięć lat później okazało się, że na całym świecie w prywatnych rękach lub ogrodach zoologicznych żyją tylko 54 żubry. Próbę ratowania gatunku podjęto w 1929 roku, przywożąc do Białowieży żubra czystej krwi o imieniu Borusse. Walka o uratowanie nizinnej, białowieskiej odmiany tego zwierzęcia trwała kilkadziesiąt lat i zakończyła się sukcesem. W 2004 r. Park obchodził 75 lat restytucji żubra w puszczy pod hasłem Rok Żubra.
     Ksiądz i pop
     
Ale Białowieski Park Narodowy to nie tylko żubry. Chroniona przed nadmierną presją ze strony człowieka puszcza, stała się ostoją dla tysięcy rzadkich gatunków zwierząt, roślin i grzybów, które trudno spotkać w innych zakątkach kraju i Europy. Po puszczy, z dala od ludzkich oczu, poruszają się lisy, jenoty, borsuki, wydry, jelenie, sarny i dziki. Wśród drzew latają skrzydlate drapieżniki, a na powalonych drzewach żyją tysiące mniejszych stworzeń, w znacznej mierze nie oznaczonych jeszcze przez naukowców. Być może dlatego świat puszczy symbolicznie oddzielają od cywilizacji... drewniane drzwi.
     Dyrektor Popiel z uśmiechem wspomina pierwsze lata pracy w Białowieży. Aby realizować ambitne plany ochrony puszczy, trzeba było znaleźć wspólny język z miejscowymi. A ludzie tu inni niż na Kujawach. Trochę bardziej ostrożni, skryci, uważniej przyglądający się obcym. Nic dziwnego, Podlasie to tygiel kulturowy i religijny - miejsce, gdzie prawosławny Wschód spotyka się z katolickim Zachodem. To przekłada się na konkrety. Na przykład święta. Większość pracowników parku to prawosławni, a w Polsce dniami wolnymi od pracy są przecież tylko święta katolickie.
     - Prawosławne obchody świąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy przypadają w innych terminach, ale od początku starałem się te różnice szanować - opowiada dyrektor Popiel. - Katolicy zatem pracują w dni, gdy świętują prawosławni i na odwrót. Myślę, że dzięki tolerancji ludzie z czasem mnie zaakceptowali. Okazuje się, że 10 podobnych przykazań obowiązuje w każdej religii.
     W otwarciu nowoczesnego muzeum parkowego brali udział biskupi obojga wyznań, ksiądz katolicki i batiuszka - pop z miejscowej parafii prawosławnej. W jednej z muzealnych sal na ścianie wiszą obok siebie: święta ikona i miniaturka obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, podarki od duchownych.
     Powroty
     
Rodzina Popielów chyba na trwałe wpisze się w puszczański krajobraz. W parku pracuje bowiem także Grażyna - żona dyrektora. Jeden z synów, Grzegorz, uczy się w Technikum Leśnym, najmłodsza córka także marzy o pracy w lesie. Starsza córka i syn studiują na uczelniach pomorskich.
     Józef Popiel nie zapomina o swoich korzeniach. Turyści z różnych stron Polski i świata w poczekalni nowoczesnego muzeum zawsze znajdą materiały reklamujące walory turystyczne... powiatu mogileńskiego. Na dyrektorskim biurku dumnie stoi flaga z herbem Mogilna. Rodzina Popielów chętnie odwiedza rodzinne strony. Dzieci poznały więc nie tylko Mogilno, ale także Wenecję, Biskupin, Gąsawę, Ostrów Lednicki i Kruszwicę. - Pod kruszwicką "Mysią Wieżą" zawsze z przyjemnością przekomarzam się z bileterką - śmieje się na koniec dyrektor Popiel. - Ta miła pani nie może zrozumieć, że to przecież wszyscy z rodu Popielów powinni mieć darmowy wstęp na szczyt "Mysiej Wieży" . Ta legenda jest częścią polskich dziejów, tak jak i białowieska puszcza.
     **

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska