Po 11 latach od morderstwa na szefie Centrum Likwidacji Szkód PZU w Bydgoszczy proces znów trafił na wokandę bydgoskiego Sądu Okręgowego.
Na pierwszej rozprawie, która odbyła się pod koniec czerwca tego roku na ławie oskarżonych zasiadły dwie, z pięciu wezwanych osób. Jedną z nich był Henryk L., w przestępczym światku znany jako "Lewatywa". Gangster kierował bydgoskim podziemiem lat 90.
Przeczytaj również: Gangster w sądzie. Świadek koronny się przyznaje: - To ja wsypałem Lewatywę
Karpowicz zginął 18 stycznia 2000 roku na parkingu przed siedzibą PZU przy ulicy Wojska Polskiego. Dostał dwa strzały w głowę z pistoletu gazowego przerobionego na ostrą amunicję.
W pierwszym procesie, który zakończył się w 2009 roku, z braku dowodów uniewinniono oskarżonych o udział w zabójstwie. Henryk L. został jedynie skazany za kierowanie grupą przestępczą. Mimo że lubelscy prokuratorzy zarzucili mu, że osobiście zwerbował wykonawcę wyroku na Karpowiczu. W końcu Adam S., który miał być "cynglem", usłyszał tylko wyrok za udział w grupie przestępczej "Lewatywy".
Przeczytaj również: Bydgoszcz. 450 tys. za "ochronę". "Lewatywa" znów dał znać o sobie
W sądzie również zabrakło tego ostatniego.
- Krótko mówiąc nie wiadomo, gdzie obecnie przebywa S. - mówi adwokat Edmund Dobecki.
Ponowne wezwania zostaną wysłane do Krzysztofa B. i Tomasza Z. Kolejna rozprawa została wyznaczona na pierwsze dni września.
"Lewatywa" został aresztowany w maju, kiedy na jaw wyszła próba wymuszenia przez niego gigantycznego haraczu. L. zażądał od dawnego znajomego, właściciela jednego z bydgoskich klubów na Starym Mieście 450 tys. miesięcznie za ochronę obiektu.
Oskarżeni zasiądą na ławie Sądu Okręgowego ponownie na początku września.
Czytaj e-wydanie »