Marian Ciesielski szuka pomocy wszędzie. Chodzi do rozmaitych urzędów i pisze skargi, był u prawnika. Bez skutku, miasto nie chce zwrócić mu nadpłaty za ogrzewanie.
Dostali piwnicę i pralnię
Rodzina Ciesielskich mieszka w komunalnym domu przy ulicy Kasprowicza. Wprowadzili się tu w 2006 roku, dostali ponad 60 -metrowe mieszkanie i piwnicę.
- Kiedy się wprowadzaliśmy gospodarz domu wskazał nam też dodatkowe pomieszczenie, gdzie kiedyś podobno była pralnia - mówi Marian Ciesielski. - Korzystaliśmy z tego pomieszczenia, tak jak z piwnicy. Po trzech latach żona dopatrzyła się, że na rachunku za ogrzewanie mamy wliczoną większą powierzchnię.
Faktycznie w rachunkach do 66,2 metrów mieszkania dodaje się ponad 10 metrów. W budynku nie ma podzielników, więc lokatorzy płacą w zależności od ogrzewanej powierzchni. Ciesielscy płacili więc za ponad 70 metrów kwadratowych.
Kompoty na półkach nie muszą mieć ciepło
- Nigdy nie ogrzewaliśmy piwnicy, bo i po co? Kto ogrzewa przetwory? - mówią Ciesielscy.
Pan Marian natychmiast wysłał do urzędu miejskiego pismo z prośbą o zdemontowanie grzejnika. Chce też, aby oddano mu ponad 1400 zł. Tyle bowiem kosztowało go rzekome ogrzewanie piwnicy przez trzy lata. O ile pierwszą prośbę spełniono, grzejnik został zdjęty, o tyle miasto nie zamierza zwracać lokatorowi nadpłaty.
Nie udowodnił, że nie grzał
- Była u mnie kiedyś komisja. Przyszli bez zapowiedzi i widzieli, że kaloryfer jest zimny i mocno zakręcony. Wiedzą więc, że nie grzałem - mówi rozżalony mieszkaniec bloku.
Urząd miejski nie zgodził się, aby kwotę jaką zapłacił za ogrzewanie wliczyć mu na poczet czynszu. O swoim problemie poinformował więc wojewodę. Ten skierował sprawę do rady miejskiej. Ale radni skargę na burmistrza uznali za bezzasadną. Dlaczego? Uznano, że nie ma żadnych dowodów na to, że swojej dodatkowej piwnicy rzeczywiście nie ogrzewał.
Pozostaje im dochodzić racji w sądzie
Ciesielscy czują się mocno pokrzywdzeni. Zwrócili się więc do prawnika. Wydali pieniądze, kancelaria wysłała pismo z żądaniem zwrócenia nadpłaty. Odpowiedź ratusza jest taka sama jak uzasadnienie odrzucenia skargi na burmistrza - nie ma dowodów na to, że lokatorzy do czasu zdjęcia grzejnika faktycznie z niego nie korzystali.
- Trudno po trzech latach udowodnić, że ci państwo nie grzali - mówi burmistrz Ewaryst Matczak.
Pytany o ewentualne oddanie pand 1400 zł burmistrz odpowiada: - Zdania wśród mieszkańców bloku są podzielone, pozostali lokatorzy są przeciwni, aby oddać panu Ciesielskiemu pieniądze.
Burmistrz przyznaje, że loktor ma tylko jedną możliwość, aby uznano jego roszczenie. To skieorwanie sprawy do sądu. Jeśli będzie prawomocny wyrok, gmina zwróci mu pieniądze.