- Jak to się stało, że torunianin zainteresował się historią bydgoskich pilotów Su-7?
- Kiedyś jako fotoreporter pracowałem w "Lotnictwie", jestem pasjonatem od ponad dwudziestu lat. Z grupą kolegów z Wydawnictwa LAF doszliśmy do wniosku, że warto zająć się tematem Su-7. W Bydgoszczy było ponad trzydzieści samolotów, pilotów - w latach 1964-1991 - około stu. Z Torunia do Bydgoszczy daleko nie mam, poznałem pilotów i dobrze się wśród nich czuję.
- Byli piloci mówią, że wie pan o nich dużo więcej niż oni sami o sobie.
- Nie zaprzeczę. Rzeczywiście przez trzy lata zgromadziłem dużo materiału, na podstawie którego precyzyjnie przygotuję monografię. Pamięć ludzka jest wybiórcza. Ja rzetelnie muszę trzymać się faktów. Unikam sytuacji wątpliwych. Jeden z pilotów opowiadał mi o zestrzeleniu radzieckiego samolotu nad Bałtykiem. Próbowałem to zweryfikować - nie znalazłem potwierdzenia.
- Do czego byli szkoleni piloci na tych maszynach?
- Samolot miał zadania myśliwskie i bombowe. Rosjanie uznali, że z tych pierwszych nie bardzo się wywiązuje i zakończyli jego produkcję. Następnie wymyślili małogabarytową bombę atomową i znaleźli nowe przeznaczenie dla Su-7. Samoloty miały dolatywać nad cel na małej wysokości i zrzucać bombę. Dlatego piloci z tego pułku byli elitą. Wyselekcjonowani.
- Komu podlegali?
- Przez długie lata byli pułkiem samodzielnym, podległym Dowództwu Wojsk Lotniczych, a raczej strukturom radzieckim w Układzie Warszawskim, bo byli nosicielami broni jądrowej. Dwie grupy pilotów były przeszkolone w Związku Radzieckim, zrzucali imitacje takich bomb. Rosjanie mieli jeszcze w Polsce drugi, identyczny pułk w Brzegu. Oba miały atakować Zachód. My mieliśmy uderzać na Danię, oni na Niemcy Zachodnie. Na terenie byłego NRD Rosjanie mieli lotnisko, z którego Polacy mieli przeprowadzić atak.
- Czy kiedykolwiek w Bydgoszczy była przechowywana bomba atomowa?
- Na terenie Polski Rosjanie mieli bomby do tych samolotów, ale nasi ich nigdy nie widzieli. Na pewno nie było ich w Bydgoszczy. Ćwiczyli wyłącznie z atrapami. Polacy mogli widzieć takie bomby na terenie ZSRR, gdy byli tam na szkoleniu. Trenowali podczepianie, ale na pewno nigdy na żadnym poligonie ich nie użyli.
- Te samoloty brały udział w konfliktach zbrojnych?
- W czasie walk w Egipcie. Spisywały się - nie najlepiej, choć z nazwy były myśliwcami. Dwa działka i niekierowane uzbrojenie strzeleckie nie dawały pola do popisu. Sprzęt radziecki ustępował parametrami maszynom zachodnim, dlatego Rosjanie nadrabiali ilością i wyszkoleniem. Piloci bydgoscy w latach 70., złotym okresie pułku, mieli bardzo dobre warunki do latania. Wszyscy inni mogli im tego pozazdrościć. W późniejszym okresie mniej liczyła się ideologia, a bardziej predyspozycje i wyszkolenie.
- Jaką konstrukcją były Su-7?
- Stosunkowo bezpieczną. Niewiele było na nich wypadków. Zginęło trzech pilotów i to nie z winy sprzętu. Su-7 nie był doskonały. W latach 60. był już konstrukcją w miarę dojrzałą. Po 20 latach użytkowania mogły jeszcze latać dalej, ale wycofano je jako najstarsze konstrukcje.
- Czyjaś historia szczególnie pana ujęła?
- Jest kilku takich, którzy już za życia zostali legendami. Bogdan Likus szkolił się w Bydgoszczy na Lim-ach. Zakwalifikowany na przeszkolenie w ZSRR na Su-7 w 1970 roku. Określany przez kolegów jako talent. Później szkolił się na Su-20 ze zmienną geometrią skrzydeł, by jako jeden z nielicznych przejść na Su-22. Nadal lata.
- Mamy szczególny rok pod względem wypadków lotniczych?
- Prześledziliśmy od lat 40. do końca 90. wszystkie wypadki z czasów, kiedy dokumenty były bardzo tajne. W połowie lat 60. dochodziło do 60 wypadków śmiertelnych rocznie! Nie mówię o awariach, w których przeżyli piloci, a niszczył się sprzęt. Teraz również dochodzi do wypadków śmiertelnych, ale sprzęt jest bezpieczniejszy, a katapultowanie nie tak niebezpieczne jak kiedyś. W czasach PRL-u pilot miał do wyboru: katapultować się lub szukać miejsca do awaryjnego lądowania. Często wybierali to drugie i ginęli, bo katapulta wcale nie gwarantowała bezpieczeństwa, a pilot mógł się żegnać ze zdrowiem. Kręgosłup nie wytrzymywał, a Su-7 był pod tym względem szczególnie niebezpieczny.
Rozmawiał Roman Laudański
PS. W związku z przygotowywaną książką Robert Senkowski poszukuje kontaktu ([email protected]) z technikami, inżynierami i pilotami, do których nie udało mu się jeszcze dotrzeć.