https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Świąteczny świat w starym stylu

Liliana Sobieska
- Stół wigilijny zawsze mama nakrywała  pięknym, białym obrusem, pod którym  obowiązkowo leżało sianko - wspomina  Kazimiera Szankowska
- Stół wigilijny zawsze mama nakrywała pięknym, białym obrusem, pod którym obowiązkowo leżało sianko - wspomina Kazimiera Szankowska Liliana Sobieska
Rozmowa z Kazimierą Szankowską jedną z najstarszych mieszkanek Górzna.

     - Jesteśmy w przededniu Bożego Narodzenia. Pani z pewnością pamięta doskonale czasy przedwojenne Górzna. Jak się wtedy obchodziło święta?
     
- No, trochę inaczej niż dzisiaj. Kiedy zbliżały się święta, moja mama wyjeżdżała do Mławy po prezenty dla dzieci, a było nas ośmioro. W domu stawiało się ogromną choinkę, oczywiście prawdziwą. Ozdoby na niej były zupełnie inne niż teraz. Bombki mieliśmy przywiezione z Niemiec. Oprócz nich na drzewku wisiały łańcuchy, jabłuszka, orzechy i ozdoby, które robiliśmy sami. Były też pierniczki, cukierki chętnie podbierane przez nas, dzieciaków. Wtedy nie znało się lampek choinkowych. Na drzewku w specjalnych żabkach umocowane świeczki przypinało się do gałęzi. Te świeczki zapalało się dopiero tuż przed kolacją wigilijną. Nie mogliśmy się doczekać pierwszej gwiazdki na niebie.
     - A pod pachnącą choinką pewnie czekały prezenty?
     
- Pamiętam, jak na któreś święta dostałam skórzaną czapkę, płaszcz i łyżwy. Stół wigilijny zawsze mama nakrywała pięknym, białym obrusem, pod którym obowiązkowo leżało sianko. W mojej rodzinie starano się kultywować polskie tradycje. Ryby i grzyby musiały znaleźć się na stole. Były różne kluski, kapusta. Na stół wigilijny mama nie podawała słodkich ciast. A w pierwszy dzień świąt pojawiały się rozmaite dania z dziczyzny, bo ojciec polował. Po wieczerzy wigilijnej do dzieci przychodził Mikołaj. Siadał na krześle i wypytywał nas o różne rzeczy, musieliśmy udowodnić, że znamy najważniejsze modlitwy. Wszyscy umieliśmy je na pamięć, bo w naszej rodzinie zawsze przed snem dzieci klękały przed łóżkami i na głos odmawiały modlitwy. Potem dorośli szli na pasterkę o dwunastej w nocy, dzieci zostawały w domu.
     - Przed wojną mieszkańcy Górzna odwiedzali się w czasie świąt?
     
- Ojej, pewnie! Wprawdzie w pierwszy dzień Bożego Narodzenia siedziało się w swoich domach, ściśle w kręgu najbliższej rodziny, ale już w drugi dzień życie towarzyskie kwitło. Nie było tego, żeby sąsiad do sąsiada nie przyszedł i nie złożył życzeń świątecznych. Ludzie chodzili do siebie w gościnę. Teraz to trochę zanika. No i od drugiego dnia świąt zaczynały się zabawy taneczne i trwały przez cały karnawał.
     - Podobno w dawnym Górznie od sylwestra do końca karnawału niezwykle kwitło życie towarzyskie?
     
- To był niebywale miły i wesoły czas. W drugiej połowie lat trzydziestych byłam już dorastającą panną i często brałam udział w różnych balach karnawałowych. Nawet dwa razy zostałam królową balu. Kiedyś w nagrodę dostałam piękny obraz. W tamtych latach w naszym miasteczku istniało kilka sal, gdzie takie imprezy się odbywały. Jedną z nich była sala u pana Trąpczyńskiego, dzisiejszy dom kultury. Na takich zabawach zawsze grała orkiestra dęta i smyczkowa. Nie mieliśmy światła elektrycznego, bawiliśmy się przy świecach, ale wszystko było przepięknie przygotowane i zorganizowane. Na balu sylwestrowym przed dwunastą orkiestra grała bardzo żwawe melodie. O północy zaczynały się toasty noworoczne, później muzycy grali już spokojniejsze utwory, bo wszyscy byli już trochę zmęczeni. Bawiliśmy się do świtu, do ostatniego gościa.
     - Jakie kreacje obowiązywały na takich balach?
     
- Uroczyste i bardzo eleganckie. Panie, choć nie musiały, z reguły przybywały w długich sukniach. Na jednym z balów miałam elegancką, długą aksamitną suknię w kolorze bordo obszytą białym puszkiem. Panowie prezentowali się w czarnych garniturach i białych koszulach. Bywało, że na takie zabawy panny na wydaniu przyprowadzali rodzice. Mieli dziewczęta na oku, ale sami też się bawili. Na takich zabawach nigdy nie było żadnych nieporozumień, wszyscy elegancko i uprzejmie się obsługiwali. Wykupywało się bilety wstępu, a organizatorzy przygotowywali jedzenie i picie. Bale i zabawy karnawałowe w przedwojennym Górznie były bardzo popularne. Nie było radia i telewizorów, więc takie spotkania stanowiły podstawową formę rozrywki. W ogóle przed wojną w Górznie funkcjonowały karczmy i gospody na przykład u Berenta, Kinickiego. Był nawet bardzo elegancki lokal z kanapami i lustrzanymi ścianami. Na sali stał fortepian, na którym zawsze ktoś grał. Poza tym w Górznie istniały towarzystwa męskie i żeńskie, które organizowały jasełka dla dorosłych i dzieci. Przedstawienia odbywały się na sali, dziś należącej do domu kultury. Tylko wtedy istniała tam dużo większa scena, gdzie występowali nasi artyści.
     Pamiętam że kiedyś mieszkańcy przygotowali nawet poważną sztukę o obronie Częstochowy.
     Kiedyś nasi mieszkańcy chętnie udzielali się społecznie w przygotowywaniu rozmaitych imprez, także typowo karnawałowych. Po wojnie ten ruch powoli zaczął gasnąć.
     A teraz? Niestety trzeba przyznać, że ludzie bardzo się zmienili. Myślę, że sprawiła to telewizja. Wielu z nas siedzi w domu przed tym gadającym pudełkiem i nie ma ochoty na nic innego. Cóż robić, świat się zmienił. Nam, najstarszym pozostały tylko piękne wspomnienia...
     

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska