- Ludzie myślą, że gdy trafia do nas pacjent, to spędzi tu bardzo dużo czasu, bo lekarze twierdzą, że nic się nie da zrobić - mówi Janina Mirończuk, prezes Fundacji „Światło”.
- Tak samo było z Pauliną i Andżeliką. Trafiły do nas w tym samym czasie. Obie dziewczyny w lipcu tego roku uległy wypadkom. 20-letnia Andżelika po wybudzeniu u nas czuła się na tyle dobrze, że rodzice zabrali ją na przepustkę do domu. Z kolei 28-letnia Paulina zaczyna się komunikować ze swoją mamą i 9- letnią córeczką.
Przeczytaj także: Wybudzeni, czyli życie po śpiączce
Jeszcze kilka tygodni temu niewiele osób wierzyło w to, że 28-latka z Wrocławia, która w lipcu bieżącego roku wypadła z okna z czwartego piętra, odzyska przytomność. Lekarze, którzy się nią zajmowali, kazali rodzicom Pauliny jak najszybciej szukać odpowiedniego zakładu dla córki, ponieważ nie wierzyli, że może się kiedyś wybudzić. Podobnie było z 20-letnią Andżeliką pochodzącą z Wielkopolski, która w wakacje uległa poważnemu wypadkowi komunikacyjnemu.
Obie dziewczyny spędziły ponad trzy miesiące w szpitalach. W październiku tego roku trafiły do toruńskiego zakładu, który słynie z tego, że wybudza ludzi i stawia ich na nogi. To właśnie tu otrzymały odpowiednią opiekę i szansę na życie.
Poza regularnymi zajęciami rehabilitacyjnymi, mającymi na celu pobudzenie całego organizmu, dziewczyny mogły skorzystać również z dość nietypowych, jak na takie miejsce zabiegów pielęgnacyjnych i kosmetycznych.
Już niedługo obie kobiety pojadą na dalszą rehabilitację do Bydgoszczy.
źródło: Nowości. Dziennik Toruński