"Syn na chwilę umarł". Kacper miał przeszczep serca. Po 6 latach od operacji serce przestaje pracować

Kacper urodził się pełnosprawny. Tak lekarzom się wydawało. Parę dni później jednak rozpoznali u niego wadę serca. Specjaliści przeprowadzili operację, wstawili noworodkowi zastawkę. Przez kilka lat Kacper znowu był zdrowy. Do czasu. Gdy miał 9 lat, doszło do zapalenia mięśnia sercowego. Chłopiec trafił do szpitala. Miał leżeć najwyżej kilka tygodni, a leżał 1,5 roku. Wreszcie znalazł się dawca, dzięki któremu Kacper otrzymał nowe serce. Sytuacja wróciła do normy, a rodzina młodego pacjenta - do normalnego życia.

Chłopiec stawiał się na kontrolach lekarskich. Wyniki miał w porządku. W czerwcu 2023 roku kończyłby szkołę branżową. Uczył się za cukiernika. Musiał przerwać naukę. To dlatego, że kłopoty z sercem ponownie dały znać o sobie. - 2,5 miesiąca temu Kacper źle się poczuł, ledwie oddychał - opowiada pani Kamila, jego mama. - Pojechaliśmy do szpitala w Inowrocławiu. Odesłano nas do Bydgoszczy, a lekarze z Bydgoszczy stwierdzili, że nie są w stanie pomóc naszemu synowi. Został przetransportowany helikopterem do Warszawy. Tamtejsi medycy odratowali mi dziecko.

Kacper nadal przebywa w Centrum Zdrowia Dziecka. - Od czterech tygodni na oddziale intensywnej opieki medycznej - precyzuje pani Kamila. - Prawie nie ma z nim kontaktu. Oprócz problemów z sercem, pojawiły się te z oddychaniem, bo widać obrzęk płuc. Jest podłączony do aparatury. Lekarze próbowali go stopniowo odłączać, ale stan Kacpra się pogarszał.

- Po 6 latach od przeszczepu wygląda na to, że przeszczep został odrzucony przez organizm - dodaje matka. - Syn jest w krytycznym stanie. We wtorek, 4 lipca, wieczorem syn na chwilę umarł. Serce mu się zatrzymało. Lekarze na szczęście go odratowali. Niech wreszcie zdecydują o drugim przeszczepie i niech syn wróci do zdrowia.

Medycy z CZD szukają ratunku w innej placówce. - Szpitale odmówiły przyjęcia chłopca w tym momencie, ale to nie znaczy, że w przypadku zmiany stanu zdrowia dziecka nie przyjmą Kacpra na leczenie.

Kacper jest najstarszy. Ma o rok młodszego brata, 7-letnią siostrę i 1,5-rocznego brata. - Żyjemy z zasiłków i świadczeń. To 4 razy 500 plus, w sumie 500 zł rodzinnego i 2300 zł na najmłodsze dziecko, które także jest chore - wyjaśnia nasza rozmówczyni.

Dochodzi kolejne zmartwienie. - Koszty - kontynuuje kobieta. - Mąż jest z synem w Warszawie. Musi tam być, bo regularnie odwiedza syna, podpisuje zgody na dalsze leczenie i potwierdza własnoręcznym podpisem inne dokumenty. Jako rodzicowi nie wolno mu nocować na oddziale. Rodziny małych pacjentów muszą coś wynająć. Mąż zatrzymał się w szpitalnym hotelu. Nocleg kosztuje 50 zł za dobę, bez wyżywienia. Jedzenie to kolejne wydatki.

Małżeństwo miało wybór: - Albo ja będę z Kacprem w stolicy, a mąż zostanie z młodszymi dziećmi w domu, albo odwrotnie. Wolał jechać do Kacpra - dalej mówi pani Kamila. - Tym bardziej, że akurat skończyła mu się tymczasowa praca. Czasami zabieram młodsze dzieci i jedziemy do męża i Kacpra pociągiem, ale rzadko, bo nie chcę tworzyć jeszcze większych kosztów. Oby obaj wkrótce wrócili.