https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Synowie o nic mnie nie pytają

Rozmawiała Anna Wiejowska
Rozmowa z KRZYSZTOFEM CUGOWSKIM, wokalistą Budki Suflera

     - Niedawno prasę obiegły informacje o rozłamie w Budce Suflera. Na czym ten rozłam polega?
     - Właściwie na niczym. Przecież przez nasz zespół, który istnieje od 30 lat, przewinęło się około czterdziestu muzyków. I, jak widać, nic się Budce nie stało. O rozłamie można by mówić wtedy, gdybyśmy rozstali się ja z Romkiem Lipko. A tak, to nie ma o czym gadać.
     - Jednak z zespołu odeszli dwaj gitarzyści Mieczysław Jurecki i Marek Raduli. Dlaczego?
     - Po prostu doszliśmy do wniosku, że w tamtym składzie pewnych rzeczy nie możemy już razem zrobić. Postanowiliśmy się więc rozstać. Ale do dziś pozostajemy w jak najlepszej komitywie. Nie było między nami żadnych problemów. W grę nie wchodziły absolutnie kłótnie o kasę. Mietek i Marek mają swoje plany artystyczne, a my swoje. Ot, wszystko.
     - Na festiwalu w Opolu Budka Suflera zaprezentowała się w nowym składzie. Co do zespołu wnieśli nowi muzycy?
     - Oni są przede wszystkim z innej epoki niż my. To są ludzie od nas znacznie młodsi. Zostali zupełnie inaczej wychowani - nie mówię tu o kindersztubie, ale w sensie muzycznym. Inaczej patrzą na wiele rzeczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że my się już nie zmienimy, bo jesteśmy w takim wieku, kiedy ludzie się nie zmieniają. Ale liczymy na to, że może trochę zmieni nas otoczenie, czyli muzycy, którzy zaczęli z nami pracę. To był podstawowy powód do przetasowania składu Budki. Nie bez znaczenia jest także nasze trzydziestolecie, które będziemy obchodzić w przyszłym roku, jak również fakt, że przygotowujemy się do nagrania płyty z tej okazji. Bardzo zależy nam na nowocześniejszym brzmieniu. Ale już teraz, po pierwszych wspólnych przymiarkach, jestem przekonany, że te zmiany wyjdą Budce Suflera na dobre. Zresztą każdemu zespołowi przydaje się od czasu do czasu trochę świeżej krwi.
     - A jak ocenia Pan opolski występ swoich synów?
     - Powiem tak: od strony muzycznej wszystko było na bardzo wysokim poziomie. Można jednak dyskutować na formą przekazania piosenek, które przed laty śpiewały Czerwone Gitary. Ja uważam, że festiwal piosenki w Opolu nie jest miejscem dla aż tak daleko idących eksperymentów. Ale z drugiej strony sądzę, że młode zespoły powinny tak właśnie się zachowywać. Czyli bez kunktatorstwa, bez rachowania, czy to się będzie podobać, czy też nie. Oni po prostu zagrali swoje i do końca pozostali sobą.
     - A mogliby przecież komercyjnie podejść do festiwalu i zaśpiewać grzecznie...
     - ... i pewnie zostałoby to lepiej przyjęte. Gdyby byli zespołem z większym doświadczeniem, na pewno by tak nie eksperymentowali. A że są młodzi, niech się uczą.
     - Czy Pan ich jakoś wspiera, czy oni raczej wolą iść swoją drogą?
     - Nie. Moi synowie z zasady o nic mnie nie pytają. Nawet jeżeli chciałbym im coś poradzić, to myślę, że by mnie nie słuchali. I słusznie. Ja też nikogo nie słuchałem, gdy byłem w ich wieku.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska