Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szóste igrzyska doktora Rakowskiego

Rozmawiał Kazimierz Fiut
Andrzej Rakowski
Andrzej Rakowski Archiwum
Andrzej Rakowski, dyrektor Wojewódzkiej Przychodni Sportowo-Lekarskiej w Bydgoszczy od 20 lat współpracuje z kadrą polskich kajakarek i kajakarzy. Londyn 2012 to będą jego szóste igrzyska.

- Jak działa Misja Medyczna podczas igrzysk?
- Narodowa Misja Olimpijska w swej strukturze powołuje Misję Medyczną. Nominację do pracy w składzie zespołu uzyskują najlepsi lekarze i fizjoterapeuci reprezentujący związki sportowe o największych możliwościach medalowych. Do jej dyspozycji wydziela się zespół pomieszczeń, które stanowią pewnego rodzaju ambulatorium wyposażone w niezbędny sprzęt do wykonania drobnych zabiegów i pokoje do masażu, fizykokinezy i psychoterapii. Jest to miejsce szczególne, ponieważ w okresie startu tam właśnie prowadzi się czynności medyczne, których celem jest niwelowanie napięcia przedstartowego, eliminowanie problemów zdrowotnych, prowadzenie bioregeneracji organizmu. Tam zgłaszają się kontuzjowani sportowcy oczekujący kompetentnego leczenia. W sprawach trudnych zespół medyczny organizuje diagnostykę w znajdującym się w każdej wiosce olimpijskiej szpitalu.

- Na czym polega praca lekarza sportowego opiekującego się olimpijczykami?
- Medycyna sportowa jest interdyscyplinarną dziedziną wiedzy, która w szerokim zakresie łączy zdobycze różnych dziedzin nauki. Lekarz sportowy musi po trosze zgłębić wiedzę z każdej dziedziny medycyny: chirurgii urazowej, kardiologii, rehabilitacji, fizjologii, biochemii, ale i biomechaniki, dietetyki, psychologii zagadnień adaptacji i to nie tylko w zakresie wysiłku fizycznego, czy też zapoznania się z zagadnieniami treningu wysokogórskiego, jak również kwestii "jet lag" - skutków przemieszczania się sportowca między kontynentami. W mojej karierze lekarza sportowego miałem wiele szczęścia. Na swej drodze poznałem wielu życzliwych ludzi, przede wszystkim życzliwych prezesów Ed-warda Serednickiego, Tadeusza Wróblewskiego. Udawało mi się znaleźć wspólny język z trenerami kadry; Szalą, Brzuchalskim, Piotrem Głażewskim, Aleksandrem Kolybielnikovem, Ryszardem Hoppe, Andrzejem Sie-mionem. Uczyliśmy się od siebie tego wszystkiego, co w przyszłości miało podnosić poziom sportowy naszych zawodników. Doskonałe efekty dawała współpraca z fizjologami Dariuszem Sitkowskim z Instytutu Sportu i Gabrielem Chęsym z Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy. Wymiana informacji w tym zakresie zwiększa jakość własnych kwalifikacji, ale nade wszystko służy rozwojowi sportowemu zawodników. Po latach mogę powiedzieć, że zdobyta wiedza w tym zakresie pozwala mi dzisiaj na swobodne interpretowanie z pozoru łatwych w ocenie skutków obciążeń treningowych. Z dumą wiec mogę powiedzieć, że współtworzyłem organizację opieki medycznej w naszym związku.

- Jak trafił pan do kajaków?
- Zaczęło się w 1990 r. Konrad Szala, nieżyjący już trener kadry, zaprosił mnie do współpracy. Rok później znalazłem się w ekipie na kajakarskie MŚ do Paryża, będące zarazem kwalifikacją do IO w Barcelonie. Nie wspominam tego wyjazdu dobrze.

- Dlaczego?
- Kajakarze wrócili bez medalu. Największym sukcesem było 4. miejsce dwójki Freimut, Kurpiewski na 500 m. W sztandarowym biegu czwórek na 10 000 m nasz kajak po 200 m zakończył wyścig. Zatopiła go łódź Duńczyków. Byłem przekonany, że były to moje pierwsze i ostatnie mistrzostwa. Stało się inaczej. Michał Brzuchalski, nowy trener reprezentacji również obdarzył mnie zaufaniem. Na wniosek trenera i zawodników mogłem pakować walizki na pierwsze moje igrzyska w Barcelonie. Ekipa kajakarzy tym razem spisała się dzielnie. Do kraju przywiozła 3 medale.

- A później była Atlanta, Sydney, Ateny, Pekin, a teraz szóste igrzyska - Londyn. Które z dotychczasowych zapadły panu najbardziej w pamięci?
- Te pierwsze, europejskie, w stolicy Katalonii, były wspaniałe. Miałem okazję zobaczyć gwiazdy NBA, grające po raz pierwszy na igrzyskach. Amerykański Dream Team z Magic Jonsonem Michaelem Jordanem, Scottie Pippenem na czele. W centrum akredytacyjnym zrobiło się ogromne zamieszanie Flesze, gwiazdy i my - niesamowite uczucie. Gdy przypomnę sobie ówczesne obiekty to mogę powiedzieć, że dzisiejszy stadion Zawiszy przypomina ten olimpijski. Różnił się tylko pojemnością. Imponujący był stadion w Sydney, ale najpiękniejsze architektonicznie "Jaskółcze gniazdo" w Pekinie. Atlanta zbudowała stadion na igrzyska, lecz zaraz po nich go rozebrała.

- Atlanta to także dramat polskiej ekipy podczas ceremonii otwarcia.
- Szef polskiej misji olimpijskiej Eugeniusz Pietrasik po przejściu naszej reprezentacji, oklaskiwanej przez Bila Clintona i Antonio Samarancha oraz dziesiątkami tysięcy kibiców, nagle padł na płytę stadionu. Z dr. Leszkiem Święcickim rozpoczęliśmy pierwszą akcję reanimacyjną, ale nie mieliśmy nic poza własnymi rękami. Wezwana pomoc długo nie nadchodziła, oddawaliśmy naszego szefa ekipie ratunkowej, wierząc, że wszystko zakończy się happy endem. Niestety, służbom medycznym nie udało się uratować Eugeniusza. Przypadła mi trudna rola powiadomienia o tym wydarzeniu żony zmarłego, która mieszkała u znajomych 80 km od Atlanty. Jakby na przekór losowi już pierwszego dnia Renata Mauer zdobyła złoty, by za kilka dni dołożyć brązowy medal.

- Czego się pan spodziewa po igrzyskach w Londynie?
- Igrzyska odbywają się na naszym kontynencie. Nie wymagały specjalnych przygotowań w zakresie adaptacji do stref czasowych, czy nieoczekiwanych warunków klimatycznych. Podczas rekonesansu olimpijskiego zapoznaliśmy się z organizacją przyszłej wioski olimpijskiej, którą dla sportów wodnych przygotowano w oddzielnym miejscu. Poznaliśmy specyfikę infrastruktury toru regatowego oraz warunki panujące na akwenie. Znamy więc wiele okoliczności ważnych ze względów logistycznych. Z pewnością nie zabraknie nam zapału w działaniu, by reprezentacja polskich kajaków była wymagającym przeciwnikiem dla naszych konkurentów i przysporzyła wiele satysfakcji kibicom. Może wreszcie doczekamy się tak upragnionego złotego medalu, którego kajakarze jeszcze na igrzyskach nie zdobyli. Gdyby na dodatek dokonali tego bydgoszczanie: Beata Mikołajczyk czy też Piotr Siemionowski, to byłoby coś wspaniałego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska