Zobacz wideo: Trzecia fala koronawirusa w Polsce. Oto ważne zmiany w obostrzeniach.
- Uważam, że powinnam chociaż usłyszeć słowo "przepraszam" od władz szpitala w Grudziądzu - mówi pani Bożena Panowicz. - Chciałam uzyskać pomoc, a zamknięto dla mnie drzwi oddziałów tej lecznicy. Przykre jest to, że do tej placówki medycznej tzw. covidowej są zwożeni pacjenci z całego województwa, a mnie - grudziądzankę odesłano!
Pani Bożena jest już ozdrowieńcem i dochodzi do pełni sił po przebytym zapaleniu płuc i współistniejącym Covid-19. Zapowiada złożenie skargi na szpital w Grudziądzu do Narodowego Funduszu Zdrowia i Rzecznika Praw Pacjenta.
Oczekiwanie na podjeździe dla karetek w Grudziądzu i odmowa przyjęcia
Grudziądzanka zaczęła źle się czuć pod koniec grudnia ub. roku. Lekarz w przychodni stwierdził zapalenie krtani. Mimo zażywania leków, w ocenie pani Bożeny jej stan zdrowia zaczął się pogarszać. Zaczęły się m.in. duszności.
W sylwestra po południu emerytka wezwała karetkę. Ta zawiozła ją do szpitala w Grudziądzu - oddalonego od jej domu o zaledwie 10 km. Na Szpitalny Oddział Ratunkowy trafiła z - jak wpisali do karty informacyjnej ratownicy medyczni z lekką dusznością i kaszlem. W ogólnym stanie "dobrym". Zlecono badania, w tym test na koronawirusa. Po kilku godzinach spędzonych na SORze, mimo końcowej diagnozy: "zapalenie płuc i współistniejący COVID-19", kobieta została wypisana do domu.
- Cały czas źle się czułam. W Nowy Rok ponownie wezwałam pogotowie. Karetka do mnie w Grudziądzu przyjechała aż z Wąbrzeźna... - wspomina Bożena Panowicz.
Do karty medycznych czynności ratunkowych medycy wpisali m.in.: "nasilenie duszności, momentami skrajne nasilenie do bezdechów". Grudziądzankę sprowadzono do karetki, podano jej tlen, po czym duszności ustąpiły. Ekipa pogotowia podjęła decyzję, żeby zawieźć ją do szpitala w Grudziądzu. W końcu to właśnie w Grudziądzu jest szpital i SOR przeznaczony dla pacjentów z "covidem". - Godzinę czekałam w karetce stojącej na podjeździe do SOR-u, po czym usłyszałam, że przyjęta do szpitala nie zostanę - opowiada pani Bożena. - To był szok! Nie miałam siły wykłócać się, chciałam po prostu pomocy. Lekarz nawet na mnie nie spojrzał, nie zbadał.
Tymczasem w dokumentacji dotyczącej odmowy przyjęcia pani Bożeny, czytamy m.in., że pacjentka była w dość dobrym stanie. Zalecono jej kontynuację leczenia w ośrodku drugiego stopnia leczenia COVID-19.
Miejsce w szpitalu znalazło się w oddalonym od Grudziądza o 60 km Golubiu-Dobrzyniu
Karetka odjechała z Grudziądza i zaczęło się poszukiwanie miejsca dla grudziądzanki w innym szpitalu. - Pojechaliśmy do Wąbrzeźna. Tam odmówiono przyjęcia mnie ze względu na brak miejsc respiratorowych, a dokładniej ze względu na brak pełnej obsady personelu pielęgniarskiego do obsługi respiratorów - relacjonuje Bożena Panowicz. - Aby nie krążyć już od szpitala do szpitala, ratownicy skontaktowali się w końcu z wojewódzkim koordynatorem, aby wskazał miejsce, w którym zostanę przyjęta. Uzyskaliśmy informację, że mamy jechać do Golubia-Dobrzynia. Tam rzeczywiście od razu się mną zajęto.
Bożena Panowicz została przyjęta z niewydolnością oddechową w przebiegu COVID-19 powikłanym zapaleniem płuc.
Grudziądzanka spędziła w szpitalu w Golubiu-Dobrzyniu 10 dni. W wypisie czytamy: "wraz z włączonym leczeniem uzyskano dość szybką poprawę stanu klinicznego i w stanie ogólnym dość dobry wypisano do domu".
Dlaczego szpital w Grudziądzu nie przyjął pacjentki? Lecznica odmawia odpowiedzi
- Dlaczego zatem w szpitalu "covidowym" w Grudziądzu który dysponuje kilkuset łóżkami "covidowymi", mieszkanka tego miasta nie uzyskała potrzebnej jej pomocy?
- Dlaczego nie została zakwalifikowana do hospitalizacji, która najwyraźniej była potrzebna, skoro w Golubiu-Dobrzyniu przyjęto ją od ręki i spędziła tam aż 10 dni?
Odpowiedzi na te pytania szpital w Grudziądzu udzielić nie chce i odmawia komentarza do całej sprawy. - Nie będziemy się odnosić do tego przypadku, ponieważ musielibyśmy ujawnić dane wrażliwe pacjentki związane z jej stanem zdrowia - usłyszeliśmy od Izabeli Hirsch-Lewandowskiej z grudziądzkiej lecznicy.
- Dla mnie takie stanowisko szpitala w Grudziądzu jest niezrozumiałe i nie do przyjęcia. Ja nie mam nic do ukrycia... Szpital najwyraźniej ma, skoro nie chce wyjaśnić tej sytuacji - kwituje Bożena Panowicz.
Na 1 marca 2021 roku w szpitalu w Grudziądzu przebywa 203 pacjentów "covidowych". 25 z nich jest podłączonych do respiratora.
OD AUTORKI.
Odpowiedź szpitala w tej sprawie jest naprawdę niezrozumiała. Nie pytaliśmy o wyniki badań pacjentki tylko o budzące wiele wątpliwości odesłanie pacjentki wymagającej hospitalizacji. A to, że hospitalizacja była potrzebna potwierdziło przyjęcie kobiety w innym szpitalu i to nie na chwilę, tylko na 10 dni. Inna rzecz: pani Bożena bez problemu przedstawiła nam całą dokumentację medyczną pełną "danych wrażliwych" na temat jej stanu zdrowia. Zrobiła tak, bo nie ma nic do ukrycia. Proponowaliśmy również szpitalowi w Grudziądzu, że pani Bożena jest skłonna napisać upoważnienie do udzielania informacji z jej "danymi wrażliwymi". Szpital mimo tego, nie zmienił swojego stanowiska. Uznano, że lepiej milczeć... Podkreślmy też, że wielokrotnie na sesjach Rady Miejskiej Grudziądza, dyrekcja szpitala zdając sobie z sprawę z tego, że grudziądzanie w związku z przekształceniem szpitala w "covidowy" zostali pozbawieni dostępu do wielu świadczeń medycznych w części tzw. "czystej", zapewniała, że dla mieszkańców Grudziądza tym bardziej z koronawirusem w "Biegańskim" miejsc nie zabraknie...
