Ojciec był zapalonym wędrowcem. Przemierzył wiele szlaków górskich. Syn zdecydował, by w ostatnią podróż ubrać go w jego ulubione, znoszone rzeczy. Bliscy pożegnali go leżącego w trumnie, ale jakby przegotowanego do swojej ostatniej wyprawy. Na nogach miał ulubione trepy… Tak bliscy żegnali mężczyznę w spopielarni w Białych Błotach pod Bydgoszczą.
Sale dla wierzących i ateistów
W krematorium działającym pod szyldem spółki „Zieleń Miejska” rocznie przeprowadza się kilka tysięcy podobnych pożegnań. Wyjątek stanowił czas pandemii w latach 2020-2021, który pracownicy zakładu, z uwagi na lawinowy wzrost zgonów, określają jako bardzo trudny.
Z roku na rok z usług spopielarni korzysta jednak coraz więcej bliskich osób zmarłych. Rodziny, które chcą w ten sposób żegnać swoich ukochanych, mają do dyspozycji dwie sale przeznaczone do uroczystości. Jedna z nich to kaplica, w której nabożeństwo może przeprowadzić ksiądz. Jest urządzona nowocześnie, nieco ascetycznie, ale i zgodnie z kanonem, wystrojem świątyń. Za ścianą jest i druga, bez elementów sakralnych, przeznaczona dla osób niewierzących.
- Taka ciekawostka – mówi Marcin Gmiński, kierownik spopielarni. - Katafalki, na których stawiane są trumny, są ustawione inaczej.
Faktycznie, ten w kaplicy umożliwia ułożenie trumny w ten sposób, by zmarły był skierowany twarzą do ołtarza. W drugiej sali, odwrotnie. To jeden z elementów ceremoniału pogrzebowego, na który pewnie niewielu zwraca uwagę, dopóki nie przyjdzie czas pożegnać bliskiego.
- Rodziny, krewni, przyjaciele zjawiają się na ceremonii pożegnania pół godziny przed rozpoczęciem procesu kremacji – mówi Marcin Gmiński. - Potem trumna z ciałem jest wyprowadzana do innego pomieszczenia.
To drugie miejsce to sala ze specjalnymi ruchomymi podnośnikami-podajnikami, które wprowadzają trumnę wprost do pieca krematoryjnego. I tę czynność również bliscy mogą oglądać. - Nie wszyscy się decydują na to, by być również obecnym przy tym ostatnim etapie ostatniej drogi zmarłego – przyznaje kierownik spopielarni.
Nikt nie zobaczy tych płomieni
Pomieszczenie z dwoma piecami krematoryjnymi oddzielone jest szybą od salki, w której znajduje się kilkanaście krzeseł. Goście mogą obejrzeć sam moment wprowadzania trumny do pieca. Potem urządzenie jest zamykane. Nie, przez ten krótki czas nie widać ognia – a niektórzy właśnie obawiają się tego widoku.
- Piec utrzymuje temperaturę 800 stopni Celsjusza. Są oczywiście uruchamiane palniki gazowe, ale tylko po to, by tę temperaturę podtrzymać i mogę zapewnić, że nikt z obecnych nie zobaczy ognia – zapewnia Marcin Gmiński.
Pracownicy krematorium są niekiedy pytani, czy do trumny, która ma być spopielona wraz ze znajdującym się w niej ciałem, można włożyć jakieś przedmioty osobiste, z którymi odchodzący bliski był szczególnie związany. Pytają o biżuterię, elementy papierowe i inne.
- Nie mogą tam znajdować się przedmioty wykonane ze szkła – odpowiada Marcin Gmiński. - Paczka papierosów, owszem, ale już butelka nie.
- A biżuteria? - pytamy.
- Zawsze staramy się przekonać bliskich osób zmarłych, że przecież szkoda, by przedmioty wartościowe zostały przetopione w piecu krematoryjnym. Dlatego często, na przykład elementy biżuterii są chowane na dno urny, a dopiero nad nimi umieszczany jest specjalny worek z prochami.
Sam proces spalania trwa od półtorej do dwóch godzin. Jak wyjaśnia kierownik podbydgoskiej spopielarni, ciało może znajdować się w trumnie drewnianej, czasem jednak stosuje się trumny ekologiczne, ze specjalnej tektury. - Zmarły może być ubrany dowolnie, w garnitur, ale i w rzeczy codzienne. Może też być ubrany, zgodnie z życzeniem bliskich, na przykład w całun, co coraz częściej stosuje się, choćby w Niemczech.
