Zamiast dwóch wicepremierów mamy czterech, zamiast 16 ministerstw - 19, za to 20 ministrów (bez resortu jest Zbigniew Wassermann).
W tym roku na kancelarię premiera i 16 resortów przeznaczono w budżecie 1,7 miliarda złotych. Teraz może być kłopot, żeby w tym się zmieścić.
Nowe resorty powstały z potrzeby politycznej, potrzeby oddania czegoś koalicjantom w sytuacji, gdy samemu nie ma się chęci z niczego zrezygnować.
Ministerstwo edukacji Rada Ministrów podzieliła na dwa (edukacji narodowej oraz nauki i szkolnictwa wyższego), transportu i budownictwa starczyło na trzy nowe resorty: oprócz transportu i budownictwa udało się jeszcze wykroić gospodarkę morską.
- Nowe ministerstwa to koszty utworzenia koalicji - mówi prof. Marek Rocki, senator PO, do niedawna przewodniczący Rady Służby Cywilnej. - Nie do policzenia jest czas potrzebny, żeby ministerstwo zaczęło obsługiwać dziedziny, do których je powołano. To trwa. Pewne sprawy odsuną się w czasie, a są takie, które nie cierpią zwłoki.
Ile za nowe?
Ile to będzie kosztowało? Tego jeszcze nie wiadomo. Nowe ministerstwa powstały z podziału i łączenia dotychczasowych, ale to przecież nie znaczy, że wystarczy podzielić departamenty i pracujących w nich pracowników, budżet i biurka, a zmiany dokonają się "za darmo".
- Chcemy tak obniżyć budżety nowych ministerstw, by zmieściły się w ramach poprzednich, czyli ich nie przekraczać - mówi Tomasz Markowski, poseł PiS. - Zobaczymy, jak się uda.
Z tym mogą być kłopoty. Nowi wicepremierzy i ministrowie to ponad 826 tys. zł rocznie na ich pensje. Będą chcieli mieć 1-2 sekretarzy i podsekretarzy. Trzeba więc dorzucić 300-400 tysięcy złotych.
Rezerwa w razie czego
Ministerstwo to nie tylko departamenty merytoryczne, które mają być przeniesione z podzielonych resortów. To sekretarze i podsekretarze stanu (tu premier może nominacje hamować), gabinet polityczny (tu można tylko przemawiać do rozsądku, przykłady istniejących ministerstw pokazują, że niektórzy umiaru nie mają).
Resort jako instytucja musi mieć dyrektora generalnego (a ten biuro z podległymi urzędnikami), komórki organizacyjne (departamenty, biura), które wszędzie być muszą (jest ich co najmniej 12), choćby finanse, kadry, ochronę informacji niejawnych, integrację europejską prawników.
Biura muszą mieć dyrektorów (nie da się podzielić jednego na trzy resorty), minister potrzebuje też sekretariatu do obsługi. Pomijając gabinet, do którego trzeba będzie coś dokupić, zmienić, wyposażyć, dojdą koszty funkcjonowania: telefony, poczta, kierowcy, obsługa - wszyscy którzy są niezbędni, by cała ministerialna infrastruktura funkcjonowała.
W tegorocznym budżecie zapisano 11 mln 210 tys. zł na zwiększenie wydatków wynikających z nowych zadań i zmian w jednostkach budżetowych. Jeśli nie wystarczy jest jeszcze rezerwa - ponad 29 milionów złotych.
Zanim nowe ministerstwa ruszą, minie trochę czasu, bo - zwyczajnie - trzeba je zorganizować. Podzielić obowiązki między sekretarzy i podsekretarzy, ustalić obieg dokumentów, utworzyć nowe strony internetowe itd.
Platforma Obywatelska liczy, że utrzymanie ministerstwa (w zależności od wielkości) kosztuje 30-50 milionów złotych.
Odprawią swoich?
- Zupełnie małe ministerstwo, jakim jest ministerstwo sportu, liczące 100 osób, kosztuje 11 mln rocznie - pamięta prof. Marek Rocki. - Te 11 milionów to tylko wynagrodzenia osób należących do korpusu służby cywilnej. Do tego trzeba doliczyć płace pozostałych pracowników. Koszty zależą od tego, jak liczne będzie ministerstwo - mówi prof. Rocki. Kierowca czy sekretarka to 5-6 tys. złotych.
Koalicjanci chcą mieć swoich wysokich urzędników także w innych resortach. Andrzej Lepper już zapowiada, że Samoobrona chce mieć 4 sekretarzy stanu i 12-14 podsekretarzy.
Teraz w kancelarii premiera i ministerstwach jest około setki sekretarzy i podsekretarzy stanu. PiS deklaruje, że nie chce przekroczyć liczby 110. Jeśli odwoła swoich, żeby zrobić miejsce nowym, trzeba wypłacić odprawy. Sześciomiesięczne. Na to w tegorocznym budżecie zapisano ponad 3 mln 300 tys. zł. Będą, jak znalazł.
Doradców dostatek
Emocje budzą też gabinety polityczne ministrów i zatrudnieni w nich doradcy i asystenci. Przy 16 ministerstwach (łącznie z kancelarią premiera), było ich niedawno 113. Przepisy nie ograniczają liczebności gabinetów. Wprowadzona przez rząd Marka Belki zasada, że minister ma 3 etaty dla doradcy, a wicepremier - 5, już nie obowiązuje.
W Biuletynie Informacji Publicznej trzeba poinformować, co doradcy robili i z czego żyli przez ostatnie 3 lata. Można więc sprawdzić, że są w tym gronie m.in. współpracownicy z biur poselskich i komitetów wyborczych, absolwenci uczelni, tacy, którzy żyli z dorywczych prac lub wręcz byli bezrobotni. Czy to na całym etacie, czy na części, groszy nie zarabiają. Ci na pełnym mają 6-8 tysięcy zł.
Logika pod przymusem
Jak nowe ministerstwa i dwóch dodatkowych wicepremierów pogodzić z ideą taniego państwa, która ciągle przewija się w umowie koalicyjnej? - Z jednej strony rozlicza się nas ze skuteczności, a bez koalicji skuteczności by nie było - irytuje się Tomasz Markowski, poseł PiS. - A jednocześnie mamy to zrobić jak najtaniej.
Poseł twierdzi, że nowe ministerstwa powstały w sposób jak najbardziej logiczny, wynikający z podziału zadań i jak najniższych kosztów. - Patrząc na cele rządu dobrze, że budownictwo i transport są rozdzielone - uważa. Jednak gdyby nie koalicja, nikt by Ministerstwa Transportu i Budownictwa nie ruszał i nie dzielił? - Pewnie nie. Ale jaki był wybór? Można było nie budować koalicji, tylko że utrzymywanie parlamentu, który nie pracuje, też kosztuje. Teraz ruszy pełną parą, od wtorku do piątku same ustawy. To ma znaczenie pozytywne.
Punkt oporu
Pozostaje jeszcze pogodzenie rządowego programu o tanim państwie z umową koalicyjną. Deklaracja programowa mówi co prawda o "ograniczaniu administracji", ale jak w to wierzyć, jeśli zaczyna się od nowych ministerstw i dodatkowych wicepremierów. Cięcia występują enigmatycznie jako "likwidacja szeregu funduszy oraz konsolidacja szeregu urzędów, agencji oraz innych instytucji państwowych."
Mogą być z tym kłopoty, bo Andrzej Lepper już zapowiedział, że nie zamierza łączyć Agencji Rynku Rolnego z Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.