Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teofil Nowakowski i historia Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej

Bogumił Drogorób, [email protected], tel. 56 49 848 77
Towarzystwo Śpiewu im. św. Wojciecha, wśród śpiewaków Teofil Nowakowski. Stoi w środku z laską.
Towarzystwo Śpiewu im. św. Wojciecha, wśród śpiewaków Teofil Nowakowski. Stoi w środku z laską. fot. archiwum domowe
Wiemy, kim był jeden z członków przedwojennej Rady Nadzorczej Towarzystwa Mieszkaniowego w Bydgoszczy! Rodzina Teofila Nowakowskiego rozpoznała go na zdjęciu, które miesiąc temu zamieściliśmy w "Albumie Bydgoskim" pisząc o 120-leciu Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

Wąsy, fajka, laseczka

Zarząd i Rada Nadzorcza Towarzystwa Mieszkaniowego - na tym zdjęciu z 1930 roku rodzina rozpoznała Teofila Nowakowskiego. Stoi drugi od lewej
Zarząd i Rada Nadzorcza Towarzystwa Mieszkaniowego - na tym zdjęciu z 1930 roku rodzina rozpoznała Teofila Nowakowskiego. Stoi drugi od lewej Fot. archiwum BSM

Zarząd i Rada Nadzorcza Towarzystwa Mieszkaniowego - na tym zdjęciu z 1930 roku rodzina rozpoznała Teofila Nowakowskiego. Stoi drugi od lewej
(fot. Fot. archiwum BSM)

Na zdjęciu członków Rady Nadzorczej i zarządu Towarzystwa Mieszkaniowego, zrobionym na 10-lecie przejęcia w polskie ręce, stoi drugi z lewej. Teofil Nowakowski. Znam go dobrze, to mój dziadek.

Dziś byłby uznany za bydgoszczanina. Urodził się w Suczynie, pod Fordonem 13 września 1873 roku. Stał się nim mieszkając całe swoje bardzo długie życie w Bydgoszczy.

Z dokumentów

Jest ich niewiele, przechowuje je pieczołowicie moja siostra Zofia, mieszkanka Bydgoszczy.

Teofil Nowakowski uczył się języka polskiego w szkole parafialnej przy kościele farnym w Bydgoszczy.

Ukończył szkołę zawodową, został ślusarzem precyzyjnym. Podjął pracę na kolei, w warsztatach kolejowych. Pracując doskonalił swoje umiejętności, składając rozmaite egzaminy m.in. kurs mistrzowski 15 czerwca 1921 roku w Państwowej Szkole Przemysłowej Dokształcającej.

Złożył również egzamin zawodowy pomocnika zawiadowcy sekcji warsztatowej PKP 13 grudnia 1929 roku. Od 1 stycznia 1930 r. zajmował stanowisko zawiadowcy kierownika sekcji warsztatów II klasy na PKP Bydgoszcz.

Oczywiście, nie był zawiadowcą pojęciu powszechnie znanym, z czerwoną czapką i lizakiem. Nie był kolejarzem, w mundurze, tylko pracownikiem technicznym służb kolejowych. W 1933r.przeszedł na emeryturę. Naliczono mu 269 zł. i 80 groszy. W tym czasie były to bardzo znaczące pieniądze. Dlaczego - o tym za chwilę.

Jeszcze w czasach rozbiorów był aktywnym członkiem Towarzystwa Śpiewu im. Św. Wojciecha w Bydgoszczy przy parafii farnej.

W okresie II Rzeczypospolitej po zakończeniu I wojny światowej, współuczestniczył w pracach Towarzystwa Mieszkaniowego, przejętego od Niemców. Został członkiem Rady Nadzorczej w latach 1920-1935.

Brał też udział w organizowaniu ogrodów pracowniczych przy ul. Curie-Skłodowskiej i ul. Sułkowskiego. Był ich długoletnim prezesem w latach 1919-1955. Wprowadzał nowatorskie rozwiązania w uprawianiu krzewów owocowych i hodowli tulipanów, których cebulki sprowadzał z Holandii.

Rodzina wielodzietna , dzieci wykształcone

W ogrodzie pracowniczym przy ul. Sułkowskiego. Teofil Nowakowski siedzi - drugi z prawej
W ogrodzie pracowniczym przy ul. Sułkowskiego. Teofil Nowakowski siedzi - drugi z prawej Fot. Archiwum rodziny

Teofil Nowakowski
(fot. Fot. archiwum rodziny)

W 1895 r. Teofil Nowakowski zakłada rodzinę. Żeni się z Anną Kruger z Torunia.

Z tego związku są: Weronika (1898 r.), Wiktor (1900 r.), Helena (1902 r.), Agnieszka (1905 r.), Marta (1907 r), Antoni (1910 r.). Agnieszka i Helena umierają młodo, Martę mordują hitlerowcy. Podczas narodzin Antoniego umiera żona Anna.

W maju 1911 r. Teofil wchodzi w powtórny związek małżeński z Weroniką Alfutowską z Bydgoszczy. Na świat przychodzą Zofia (1913 r.), Edmund (1914 r.), Małgorzata (1915 r.) - moja matka.

- Ojciec bardzo dbał, abyśmy wszyscy uzyskali solidne wykształcenie - to ze wspomnień Weroniki Nowakowskiej, mojej matki chrzestnej. Pierwszeństwo jednak mieli chłopcy.

I tak Weronika w 1920 r. wyjechała do Gdańska, tam skończyła szkołę drogistowską, pracowała i mieszkała w Wejherowie.

Wiktor po ukończeniu gimnazjum klasycznego w Bydgoszczy kontynuował naukę w podchorążówce, potem w szkole wojskowej, w kierunku kartografii wojskowej. Kończy ją w stopniu porucznika.

Marta kończy gimnazjum i po kursie rachunkowości podejmuje pracę jako księgowa w domach handlowych Braci Mateckich w Bydgoszczy.

Antoni kończy gimnazjum klasyczne w Bydgoszczy, prawo na Uniwersytecie Warszawskim, wraca w rodzinne strony, otrzymuje pracę w województwie pomorskim.

Zofia umiera jako kilkunastoletnia dziewczyna po długiej chorobie.

Edmund kończy gimnazjum humanistyczne, prawo na Uniwersytecie Warszawskim, otrzymuje pracę w starostwie w Bydgoszczy, a na przeszkolenie wojskowe jedzie na kilka miesięcy do 67 Pułku Piechoty do Brodnicy.

Małgorzata kończy szkołę wydziałową przy ul. Konarskiego w Bydgoszczy. Jako jedyna mieszka z rodzicami przy ul. Chrobrego 2, w budynku należącym do Towarzystwa Mieszkaniowego.

Sowita emerytura

Powróćmy do Teofila Nowakowskiego.

W 1933 r. odchodził z pracy związanej z koleją mając emerytury 269 zł i 80 gr. Za te pieniądze w owym czasie można było kupić 6 ton węgla, 7500 cegieł i trzy dobre, polskie rowery. Mógł więc, jako emeryt, uznać aspiracje synów, stworzyć możliwość ukończenia wyższej uczelni.

Mój obraz dziadka Teofila utkany jest z impresji, dziecięcych wspomnień, odpowiedzi często wymijających, gdy pytałem o jego dwóch synów Edmunda i Wiktora, ze szczerych rad, gdy tłumaczył, co dobre, a co złe w życiu.

Rodzinne losy

Ciekawa jest historia jego dwóch synów.

Major Wiktor Nowakowski, ranny pod Monte Cassino, przedostał się z Andersem do Londynu. Jako oficer Wojska Polskiego nie chciał ryzykować powrotu do Polski. Już nigdy nie zobaczyli się.

Edmund, zmobilizowany przed wrześniem 1939 r. , po walkach o twierdzę Modlin, dostał się do niewoli, przebywał w stalagu w okolicach Bonn. Uciekł do Francji, stamtąd do Anglii.

Po wojnie spotkał Wiktora, byli razem. Do kraju przyjechał po raz pierwszy w 1964 roku. Do dziś pamiętam ten moment. Dziadek, wyprostowany jak struna, stanął w progu i powiedział krótko: witaj chłopcze, włosów ci ubyło, wyłysiałeś.

Edmund się rozpłakał.

Tego dnia, przed snem, dziadek bardzo długo się modlił.

Przez te 25 lat czekał na niego, chociaż cały czas myślał o dwóch synach, każdego dnia. Siedząc w fotelu, paląc fajkę nabitą tytoniem najprzedniejszym, albo przesłanym z Londynu w paczce ( ten był dozowany, wyłącznie w niedziele) wpatrywał się w smugi dymu i rozmyślał. Podobnie rzecz się miała z cygarami , które palił od święta.

Dziadek - jaki był

W ogrodzie pracowniczym przy ul. Sułkowskiego. Teofil Nowakowski siedzi - drugi z prawej
(fot. Fot. Archiwum rodziny)

Dziadek Teofil rozczytywał się w Dostojewskim, Hugo, Kraszewskim, Tomaszu Mannie, interesował się św. Tomaszem z Akwinu, św. Augustynem.

Wieczorem nasłuchiwał Wolnej Europy. Z kolei w maju zasiadał przy radiu z wcześniej, bo trwał Wyścig Pokoju. Rzucał nazwiskami: Królak, Wilczewski, Fornalczyk, Piechaczek, Gazda.

Gdy byłem w liceum wiedziałem o nim więcej - że służył w wojsku pruskim, bo wynikało to z położenia w zaborach, że dwaj jego bracia, gdy Pomorze wróciło do Macierzy i nastała Polska niepodległa, wyjechali do Niemiec. On został w Bydgoszczy z czwartym bratem Augustem. Tamci pisali, zachęcali: Teofil, przyjedź, dobrze ci będzie. Odpowiedział raz, stanowczo: tu jest moja Polska, moja ojczyzna. Nie odwiedził ich tam, gdzieś, w Westfalii.

Pamiętam jak interesował się naszymi postępami w nauce. Siostra miała lepiej, bo uczyła się niemieckiego, miała dobre wsparcie. Dziadek swobodnie rozmawiał w tym języku. Ja wybrałem angielski, więc czytał moje wypracowania z języka polskiego, szczególnie na podstawie lektur.

Pamiętam nasze chodzenie na działkę przy ul. Sułkowskiego. Gdy z Chrobrego, przez Cieszkowskiego dochodziliśmy do 1 Maja (przedwojenna Gdańska i dzisiejsza Gdańska), prosiłem, żeby tramwajem, "dwójką" lub "czwórką". - Spacer dobrze nam zrobi - odpowiadał, brał mnie za rękę i szliśmy dalej, przez Słowackiego, park Kochanowskiego, Plac Weyssenhoffa, Niemcewicza, Chodkiewicza, przez tory kolejowe, które biegły za ogrodami.

Wchodziliśmy przez drugą bramę, alejką do końca, ostatnia działka po lewej stronie. Jest do dziś. Jabłka papierówki, przy altanie reneta, po prawej stronie grusza, dalej kolejna odmiana gruszy bera, potem kilka drzewek wiśniowych, śliwkowych, zagoniki z truskawkami, marchwią, buraczkami, kalarepą.

Pamiętam nasze chodzenie na roraty: śnieg, nie śnieg, mróz, nie mróz. Kiedy wracaliśmy myślałem, że płacze, że coś przeżywa. A to tylko był skutek zimna. Wytarł nos, wąsy, siadł do śniadania.

Kiedyś, w dzień powszedni, wyciągnął z szafy garnitur, zaczął czyścić buty, raczej trzewiki jak mówił. Czynił to z wielką uwagą, dokładnością. - Wybierasz się gdzieś , dziadku? - zapytałem.
- Jutro mam ważne spotkanie, zebranie spółdzielni mieszkaniowej.
Następnego dnia wyszedł odświętnie ubrany, kapelusz, laska. Raczej dla ozdoby, bo kroczył zawsze dostojnie, wyprostowany. Nigdy go nie widziałem zgarbionego.

Wyszło dwóch, wróciło dwóch

Z opowiadań mojej matki, Małgorzaty, wiem, jakie były okoliczności poznania mojego ojca.

Wracali po wojnie Antoni Nowakowski, syn Teofila i jego przyjaciel z Armii Krajowej Longinus. Longinus był warszawiakiem, ale jego miasto leżało w gruzach. Myślał ruszyć na ziemie zachodnie. Gdyby przypadkiem nie spotkał Antoniego, pewnie by tak się stało. - Jedź ze mną, do Bydgoszczy, znajdzie się miejsce u moich rodziców. Rozejrzysz się, zadecydujesz, co dalej.

Stanęli przed drzwiami na Chrobrego 2. Otworzył im ojciec Antoniego. Powiedział wówczas: dwóch chłopców poszło na wojnę, znów mam dwóch. Tam Longinus Drogorób poznał Małgorzatę Nowakowską. Został w Bydgoszczy.

Pamiętam niedziele, szczególnie te zimowe, gdy wieczór zaczynał się wcześnie. Przychodził wuj Antoni z ciotką Halą, moimi kuzynami. My bawiliśmy się, a w pokoju stołowym, przy okrągłym stole. Panowie grali w preferansa. Dziadek Teofil, wuj Antoni i mój ojciec. Koniec gry oznaczał kolację.

Śmierć dziadka Teofila została odłożona. Miał prawo poczuć się źle mając prawie 92 lata. Lekarz, który przyszedł na Chrobrego, nie owijał niczego w bawełnę. Mogą to być ostatnie dni. Matka się tego uczepiła. A może do szpitala, zasugerowała, może zdąży przyjechać jego syn z Londynu, Edmund.

Po trzech dniach przyjechał wuj Edmund, z listem od Wiktora i paczką angielskiego tytoniu fajkowego. Zdążył. Teofil Nowakowski zmarł 10 maja 1965 roku, pochowany jest na cmentarzu parafialnym na Ludwikowie.

Po dziadku Teofilu zostało mi imię, w tłumaczeniu na języki słowiańskie. Gdy zdarza mi się być dobrym, wobec ludzi, myślę, że to dzięki niemu.
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska