Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To one jako pierwsze kobiety zdobyły medal olimpijski dla polskiego wioślarstwa w 1980 roku

Adam Mauks
Adam Mauks
Małgorzata Dłużewska (po lewej) i Czesława Kościańska 41 lat temu dokonały historycznego wyczynu
Małgorzata Dłużewska (po lewej) i Czesława Kościańska 41 lat temu dokonały historycznego wyczynu Adam Mauks
Na igrzyskach w Moskwie w 1980 roku zdobyły srebrny medal w dwójce bez sterniczki. Złoto przegrały z osadą NRD. Na mecie okazało się, że o 5 cm! Dziś są jedynymi żyjącymi medalistkami olimpijskimi w barwach Gedanii.

Złoty medalista z 1952 roku z Helsinek pięściarz Zygmunt Chychła, Brunon Bendig, który zdobył brąz w Rzymie w 1960 roku, i siatkarka Jadwiga Marko-Książek, która brązowe medale przywiozła z Igrzysk w Tokio w 1964 r i Meksyku w 1968 r już nie żyją. Ich olimpijskie srebro było pierwszym polskim kobiecym medalem dla wioślarstwa na igrzyskach.

Dlaczego właśnie wioślarstwo? – pytam Czesławę Kościańską i Małgorzatę Dłużewską, (po mężu Wieliczko) której córka Marta Wieliczko (mistrzyni świata i Europy w czwórce podwójnej) startuje w igrzyskach olimpijskich w Tokio. - Harcerstwo mnie wtedy zajmowało najbardziej – mówi Małgorzata Dłużewska. Ale po szkołach chodzili wtedy trenerzy i zachęcali do uprawiania wioślarstwa. Zbierali wysokie dziewczyny. Do Gdańskiego Liceum Ekonomicznego trafił trener Gedanii Eugeniusz Smoroń. Ale mnie zachęciła koleżanka, która z nim rozmawiała. Poszłyśmy na stacjonarny basen wioślarski, który znajdował się przy basenie pływackim na Politechnice Gdańskiej, bo to był już październik. Ona chodziła na wiosła trzy tygodnie, ja zostałam 14 lat. Cały czas w Gedanii.

- Ja miałam wtedy 12 lat, kiedy do Szkoły Podstawowej nr 8 w Tczewie przyszła pani Jadwiga Lemke, która była synową słynnego w Tczewie trenera Alberta Lemke zwanego „Wuja”. Ona zachęcała nas do przyjścia na przystań KKS Unia nad Wisłę. Ja, niestety, nie mogłam podjąć treningów, gdyż miałam złamany obojczyk. Cała byłam w bandażach i gipsie. Czekałam z niecierpliwością do momentu, gdy zdejmą mi gips i będę mogła pójść na przystań. Ale kiedy już tam się zjawiłam okazało się, że nabór młodzieży był taki duży, że dla mnie nie ma miejsca. Codziennie przez miesiąc w swoim dresie przychodziłam na przystań i pytałam czy jest już dla mnie miejsce. Chyba swoim uporem, bo na pewno nie warunkami fizycznymi (byłam wtedy niewysoką, korpulentną dziewczyną) zmusiłam panią trener, by powiedziała „tak”. Zostałam więc zawodniczką Kolejowego Klubu Sportowego Unia Tczew. Wsadzili mnie na łódkę klasy C, taką do nauki wiosłowania. Nie było łatwo, kilometrowy dystans pod wiślany prąd wiosłowało się przez całą godzinę. Na łodzi musiała być zawsze bardziej doświadczona zawodniczka, która potrafiłaby wrócić na przystań w razie gdyby prąd rzeki zniósłby łódź. Trenerka uczyła nas wiosłować będąc sterniczką łódki. Po około roku przesiadłam się dopiero do łodzi wyścigowej, czwórki podwójnej młodziczek. Zaczęłyśmy się ścigać na regatach w Tczewie, ale trzy dziewczyny wiosłowały a jedna trzymała balans, żeby łódka się nie wywróciła. Potem kiedy byłyśmy bardziej zgrane ścigałyśmy się już czwórką. Tu, na Wiśle wśród wirów i wystających główek wiślanych, przeżyłam pierwsze sukcesy i porażki. Wtedy już moją trenerką była Gabriela Lemke-Godzina.

Czesława Kościańska zaczęła swoją przygodę z wiosłami w 1972 roku, a Małgorzata Dłużewska w 1974. W 1977 roku płynęły już na Spartakiadzie Młodzieży w swoich klubowych osadach. - Czesia w Unii Tczew, ja w Gedanii - dodaje Dłużewska. Wtedy trener Eugeniusz Smoroń zaproponował Czesi zmianę barw klubowych. Chętnie skorzystała z propozycji i przeprowadziła się do Gdańska, bez żadnych kłopotów transferowych pozostała wszak w tej samej rodzinie klubów kolejowych i została zawodniczką KKS Gedania Gdańsk. W październiku 1977 r kiedy podjęłam treningi w Gedanii trenera Smoronia już nie było, bo zrezygnował i otworzył swoją działalność gospodarczą. Naszą dwójkę stworzył Krzysztof Marek, ówczesny trener Gedanii i były zawodnik tego klubu – mówi Kościańska. Był również naszym trenerem i współtwórcą naszych sukcesów. To olimpijczyk z igrzysk w Monachium z 1972 r. Trener Marek od pierwszego dnia kiedy usiadłyśmy razem do łodzi wierzył w sukces. Różniłyśmy się od siebie, wagą, wzrostem, sylwetką, techniką wiosłowania. Byłyśmy bardzo różne, ale miałyśmy wspólną cechę wolę walki i silną psychikę. To wystarczyło, by przejść trudne początki, kiedy to słyszałyśmy opinie innych, że “to dziwne, że ta łódka w ogóle nam płynie” i właściwie wszystko było źle.

Potem był zagraniczny obóz na Węgrzech, w Dunavarsany i cztery tygodnie morderczej pracy. - Trener Marek łapał się za głowę. Pamiętam jak walił rękoma w motorówkę – dodaje Dłużewska. Był załamany naszym stylem wiosłowania - mówią dawne wioślarki Gedanii. Dwójka bez sterniczki jest najbardziej techniczną łódką w całym taborze wioślarskim. Wymaga od załogi najdłuższego i pracochłonnego zgrywania się i szkolenia. Po czterech tygodniach harówy i krzyków trenera było lepiej. Pierwszy start razem był dla nas ogromnym sukcesem. To regaty długodystansowe na 6 km w Warszawie na Kanale Żerańskim, które wygrałyśmy zdecydowanie. Oczywiście, zostałyśmy powołane do kadry seniorów. Wtedy dano nam szansę sprawdzenia się z najlepszymi. Z regat na regaty robiłyśmy duże postępy i poprawiałyśmy czas na dystansie 1km (wtedy był to dystans dla kobiet, obecnie został zrównany z mężczyznami i wynosi 2 km). W roku 1978 wygrywałyśmy wszystkie regaty, w których startowałyśmy. Trener kadry Ryszard Koch zastanawiał się nawet nad możliwością dania nam szansy sprawdzenia się na mistrzostwach świata, które w 1978 r. odbywały się w Nowej Zelandii. Ale ze względu na koszty i zbyt krótki czas na załatwienie formalności nie było to możliwe - wspominają.

Wytrwały przy wiosłach przez lata, chodź trening jest żmudny i piekielnie ciężki. - Zawsze lubiłam pracować fizycznie, od najmłodszych lat. Byłam silna - mówi Dłużewska. Miałam rodzinę na wsi, więc nosiło się worki z ziemniakami czy zbożem. Wysiłek fizyczny nie może w sporcie przeszkadzać. Ja taka jestem, że jak coś postanowię, to robię to do końca jak najlepiej potrafię. I trwam przy tym – dodaje.

Wioślarska Gedania tamtych czasów to ciężka praca i przystań na Przeróbce. - Było nas 50 może 60 licząc wszystkie grupy wiekowe. Bardzo miło wspominamy Juliana Owczarczaka działacza siatkówki Gedanii. Był taką dobrą duszą klubu. Zbierał przez lata zdjęcia i wycinki z gazet i prowadził kronikę dziejów klubu. Trener Eugeniusz Smoroń miał dobre podejście do dziewczyn. Ciężko pracowałyśmy z trenerem Krzysztofem Markiem. Był bardzo wymagający i technicznie strasznie nas pilnował - mówią dziś wioślarki.

Brązowy medal na mistrzostwach świata w Bled w 1979 r dał Kościańskiej i Dłużewskiej olimpijską nominację do igrzysk w Moskwie w 1980 r. Napisać, że przygotowania do igrzysk były ciężkie, to nic nie napisać. Trzysta dni w roku poza domem! – Brało się kostkę masła ze śniadania, szło się do kuchni i piekło ciasto. To było dla nas namiastką rodzinnego domu. Wtedy ośrodek przygotowań olimpijskich w Wałczu i Zakopanem był naszym domem. Wracałyśmy z treningu do pokoju i nie miałyśmy ochoty ani jeść, ani pić. Ze zmęczenia nawet nie rozmawiałyśmy. Siedziałyśmy na łóżkach i patrzyłyśmy na siebie. Niekiedy były tak ciężkie treningi, że wysiadając z łódki nogi były jak z waty, słaniałyśmy się na nogach jak pijane.

Małgorzata Dłużewska po 41 latach pamięta każdy metr wyścigu finałowego w Moskwie. Najpierw był falstart. - Szkoda, bo start był dobry. Ponowny start i płyniemy na czwartym miejscu, na 750 m Czesia krzyczy „podnosimy”. Wtedy to zaczęłyśmy wszystkich wyprzedzać, dogoniłyśmy też NRD. Tylko linia mety przeszkodziła nam w zdobyciu olimpijskiego złota. Gdyby tak można było jeszcze choć raz pociągnąć wiosłem, byłybyśmy złote. - Wpadamy na metę, przed oczami biała ściana ze zmęczenia, nie wiemy które jesteśmy - wspomina Małgorzata Dłużewska. Przegrywamy złoto z NRD o 0,46 sekundy, o wielkość małej kulki na dziobie łodzi. To są jakieś 2 cale. Wpadły na metę z czasem 3.30.95. Noc przed startem w finale miałam sen, że sędzia stoi na brzegu i pokazuje w naszą stronę, że jesteśmy drugie. Dokładnie to samo zobaczyłam po wyścigu – mówi Dłużewska. Drugi raz coś takiego przeżyłam w Monachium na mistrzostwach świata w 1981 r. Był to rok po olimpijski, luźniejszy gdzie zajęłyśmy 5 lokatę. Była z nami pewna działaczka z Warszawy i jej powiedziałam, że będziemy dziś piąte. Tak mi się wyśniło. Poprosiłam tylko żeby nie mówiła tego Czesi. Na mecie byłyśmy piąte.

Co im dał srebrny medal olimpijski? - Satysfakcję, wspomnienia i pieniądze. Zapis w kronice sportu, a także niezapomniane wrażenia. Medal to ukoronowanie całego wysiłku i wielu wyrzeczeń każdego sportowca. To spełnienie marzeń, to rywalizacja, to kadra olimpijska, to przysięga olimpijska oraz wręczenie nominacji na igrzyska, to odznaczenia, a przede wszystkim ogromna praca. Tysiące kilometrów przewiosłowane na wodzie, stukot sztang i tony podniesionych ciężarów na siłowni, setki kilometrów biegu w nogach, lata ciężkiej pracy, mnóstwa wyrzeczeń i samodyscypliny, systematyczność i ciągła walka ze słabościami, beczki wylanego potu - wyliczają dawne gedanistki. Ale to wszystko rekompensuje medal. Ten dzień, w którym w koszulce z orłem na piersi stajemy na starcie olimpijskim i możemy udowodnić światu i sobie ile jesteśmy warci. Kiedy wzrok większości Polaków zwrócony jest w naszym kierunku, kiedy liczą na nasze zwycięstwo i kibicują z całego serca. A kiedy zdobywa się medal i staje się na podium z łezką w oku spogląda na biało czerwoną flagę, która na maszcie dumnie idzie w górę, a na szyi zawieszony jest zdobyty medal. Wtedy zapomina się o trudzie włożonym w przygotowania i ciężkich chwilach. Taki medal to radość, uściski, wywiady i przyjmowanie gratulacji, to szczyt marzeń każdego sportowca - mówi Kościańska.

Medal im pomógł, bo każda dostała przydział na pokój z kuchnią na gdańskim Przymorzu. Tam gdzie dziś mieszkają, czyli w Wielkim Komorsku, koło Warlubia i Tczewie ludzie wiedza kim są, choć Czesława Kościańska w Tczewie stara się być anonimowa. Niekiedy zdarzy się, że ktoś poda rękę i po latach pogratuluje, ale są to sporadyczne przypadki. Wiedzą, że jest byłą sportsmenką, choć raczej nie kojarzą jej sukcesów. Unia Tczew, rówieśniczka Gedanii o niej pamięta, kiedy organizuje uroczystości klubowe. - W Warlubiu jest szkoła im Bronka Malinowskiego, więc jak są jakieś uroczystości to trzeba zaprosić kogoś, kto też był na igrzyskach w Moskwie, no i zapraszają mnie śmieje się Małgorzata Dłużewska. W lipcu mija 41 lat od tego sukcesu gdańskich wioślarek. - Wie pan, to są takie momenty, których się nie zapomina - dodaje. Tak jak ślub, urodzenie dziecka. Ten finałowy bieg w Moskwie też do nich zaliczamy. Patrząc z perspektywy czasu była to niepowtarzalna przygoda, która ukształtowała nam charakter i uodporniła na stresy. Zabrała najpiękniejsze lata życia, ale czy można jeszcze piękniej przeżyć te lata? Chyba nie. Sport to także podróże i satysfakcja. Dlatego cieszymy się, że dane nam było przeżyć to wszystko. Bo przecież nasz medal zdobyty na igrzyskach w Moskwie w wioślarstwie kobiecym był przez 32 lata jedynym w historii aż do 2012 r kiedy to na igrzyskach w Londynie Julia Michalska i Magdalena Fularczyk zdobyły brąz w dwójce podwójnej, a medale mistrzostw świata zdobyte w 1979 r w Bled (brąz) i 1982 r (srebro) w Lucernie były jedynymi w historii przez 30 lat do momentu aż Michalska i Fularczyk na mistrzostwach świata w Poznaniu w 2009 r zdobyły złoty medal.

Na wodzie spędziłyśmy wiele lat. To była straszna harówka, często w deszczu, śniegu, upale. Były choroby i kontuzje, ale wierzcie nam: Warto było - kończą wybitne polskie sportsemnki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: To one jako pierwsze kobiety zdobyły medal olimpijski dla polskiego wioślarstwa w 1980 roku - Dziennik Bałtycki

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska