- Dariusz K. wiedział, co robi - sędzia Andrzej Rydzewski nie miał wątpliwości, kiedy uzasadniał swój wyrok. - Zdawał sobie sprawę, że Jacek W. może umrzeć.
Do tragedii doszło wiosną 2009 roku. Dariusz K. mieszkał wtedy w Grudziądzu, w opuszczonym budynku przy ul. Tysiąclecia razem ze swoim kompanem, Jackiem W. To właśnie z nim pokłócił się 30 maja.
Do pierwszej bójki doszło pod jednym z grudziądzkich marketów. Pijany Dariusz K. uderzył wtedy Jacka W. Zdaniem świadków zrobił to, bo podejrzewał, że Jacek W. może mieć wobec niego zamiary seksualne. Później mężczyźni wrócili do pustostanu.
Tam znów doszło do kłótni. - Dariusz K. usłyszał od swojej ofiary najgorsze z możliwych wyzwisk w więziennej gwarze - mówił sędzia. - Motyw jest jasny: chciał się odegrać.
Mężczyzna najpierw uderzył Jacka W. dachówką. Potem go związał i brutalnie pobił, następnie zaciągnął do pomieszczenia, które służyło mieszkańcom budynku jako toaleta. Tam zostawił swoją ofiarę, wyszedł i wezwał policję. Kiedy przyjechali mundurowi, Jacek W. już nie żył.
Czytaj także: Toruń. 25 lat - taki wyrok usłyszał Adrian W. za zabójstwo w Chełmnie
To nie pierwsze przestępstwo, jakie mężczyzna ma na koncie. Cztery lata wcześniej warunkowo wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał karę 13 lat więzienia za zabójstwo Czesława W, którego dźgnął nożem w brzuch. Później również sam zawiadomił policję. Już po wyjściu z więzienia miał również związek z kolejnym śmiertelnym pobiciem.
- Dariusz K. po wypiciu alkoholu przestaje się kontrolować i staje się niebezpieczny - przyznał sędzia. - Mogłoby się wydawać, że chodzi tylko o pobicie po wypiciu alkoholu. Ale zmarły już dwie osoby. Wysoka kara jest konieczna, by chronić społeczeństwo.
Wyrok nie jest prawomocny.
Czytaj e-wydanie »
