Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Toruń Europejską Stolicą Kultury 2016 ...a Bydgoszcz celuje w proces, nie tylko w sam skutek

Redakcja
Bydgoszczanie kiedyś mieli dość fantazji, by bez ruszania się z miejsca przenieść swoje miasto z jednego regionu do drugiego. Najwyższy czas taką fantazję w sobie odrodzić i wymyślić sobie miasto od nowa.

Torunianie nie mają wątpliwości: Bydgoszcz chce kandydować do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, łamiąc przyrzeczenia i stosując populistyczne chwyty

Torunianie nie mają wątpliwości: Bydgoszcz chce kandydować do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, łamiąc przyrzeczenia i stosując populistyczne chwyty

Zamiast nam pomóc - podkłada nogę. To może się źle skończyć.

Dlaczego tytuł Europejskiej Stolicy Kultury należy się Toruniowi bardziej niż Bydgoszczy? O to zapytali mnie koledzy z Bydgoszczy, którzy nie widzą powodu, aby Bydgoszcz nie kandydowała obok Torunia o to zaszczytne miano. W czym jesteście lepsi od nas, pytają bydgoszczanie, że śmiecie nam mówić, że mamy siedzieć cicho? U nas w Bydgoszczy też się dużo dzieje, nawet wystawiamy w teatrze Elfriede Jelinek, a wy? Pewnie o niej nawet nie słyszeliście, taka z was Europa!
Zgoda, Jelinek nie wystawiamy - żałuję, bo bardzo mi się podoba jej twórczość i mam nadzieję, że kiedyś zobaczę ją w Teatrze Horzycy, jednak uważam, że nie takimi argumentami powinniśmy się posługiwać, kiedy pytamy o to, dla kogo w regionie ma być ten tytuł i dlaczego akurat dla nas? Są o wiele ważniejsze podstawy, aby uznać, że Bydgoszcz postąpiła nieelegancko, zgłaszając swoją kandydaturę pięć minut przed dzwonkiem.
Mieszkam w Toruniu od ośmiu lat, obce są mi animozje pomiędzy naszymi miastami. Zawsze uważałam, że mogę mieszkać wszędzie, bo w końcu urodziłam się w Wałbrzychu, większą część życia spędziłam w Świnoujściu, w Bydgoszczy mam rodzinę, w Toruniu przyjaciół i podobają mi się wszystkie te miasta, w których przyszło mi żyć po drodze. Nie mówię o bydgoszczanach "Tyfusy" ani o torunianach "Krzyżacy", obce mi są swary kibiców, ale jedno mogę powiedzieć na pewno - zasymilowałam się. W Toruniu jest mój dom, jestem z Toruniem związana, to tu coś osiągnęłam, to tu mi pomogli ludzie, których spotkałam, zależy mi na naszym sukcesie i wiem, że Toruń za każdym razem, gdy przystępuje do jakiejkolwiek rywalizacji - gra fair!

Co się z tym wiąże?
Przede wszystkim to, że jako pierwsi mówiliśmy: chcemy być w konkursie o miano ESK 2016 regionalnym liderem, który będzie pokazywał to, co jest w całym regionie wartościowe. Już trzy lata temu podpisaliśmy porozumienie z prezydentami miast w naszym województwie, którzy mieli nas w tym wspierać. Do Rady Programowej "Toruń 2016" weszli przedstawiciele Bydgoszczy, również po to, aby Bydgoszcz skorzystała na naszym sukcesie, abyśmy razem uczynili nasz region atrakcyjnym poprzez coraz większą ilość imprez na najwyższym poziomie.

Co się jednak dzieje?
Wiceprezydent Bydgoszczy mówi, że Toruń jest w tyle z pisaniem wniosku aplikacyjnego, więc Bydgoszcz napisze swój, nawet jeśli należy go złożyć już w sierpniu! Toruń pracuje nad wnioskiem od czterech lat i wszyscy eksperci twierdzą, że nie jest to takie proste. Wyrobimy się na czas - zapewnia dyrektor "Toruń 2016". Jesteśmy po prostu dokładni, staranni, chcemy mieć jak największe szanse, dlatego nie możemy sobie pozwolić na najmniejszy błąd.

Czy Bydgoszcz jest w stanie przygotować szybko coś lepszego? Wiceprezydent Bydgoszczy uważa, że należy spróbować. Torunianie pytają: ale po co, skoro moglibyście nam pomóc, tak jak zapewnialiście, a nie podkładać nam nogę, aby pokazać, że coś między nami się zepsuło, że nasze miasta postanowiły iść każde swoją drogą? Dlaczego nie pozwoliliście nam na spotkania z waszymi twórcami, aby z nami współpracowali? Przecież dwukrotnie je odwoływaliście? Czy już wtedy planowaliście coś zrobić za naszymi plecami?

Decyzja Bydgoszczy o kandydowaniu w ostatniej chwili rodzi złe wrażenie - dwa duże miasta w regionie najpierw się dogadały i postanowiły porozumieć poprzez kulturę, ale jedno z nich nagle się obraziło i uznało, że nie musi dotrzymywać słowa. To nie jest fair - podkreślają torunianie. To jest populistyczne, to świadoma manipulacja przed wyborami - komentują w Toruniu.
I znów się nie lubimy, znów wykopujemy wojenny topór, znów jesteśmy wrogami, zamiast działać ponad podziałami, tak by łączył nas wspólny cel i dobro całego regionu.

- Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta - mówi Joanna Górska z Galerii Rusz, która chętnie zrobiłaby też festiwal w Bydgoszczy i bliska jest jej idea łączenia się miast poprzez kulturę. Tylko kto będzie tym trzecim? Raczej stracą oba miasta - podkreślają toruńscy twórcy.

- Bydgoszcz jest miastem, które ma prawo wystartować samodzielnie - mówi nam Krystian Kubjaczyk, pełniący obowiązki dyrektora "Toruń 2016". - Nie ukrywam jednak zaskoczenia, bo nie spodziewałem się, że partner, który deklarował współpracę z nami, w ostatniej chwili zmieni zdanie.

Nie problem więc w tym, które miasto ma więcej i lepszych imprez - w przypadku naszych miast to rzecz gustu i punktu odniesienia. Tu chodzi o klasę, której Bydgoszcz poprzez zmianę reguł gry w trakcie gry nie pokazała. A klasa ma wiele wspólnego z kulturą. O tym wiedzą ci, którzy przyjrzą się naszym wnioskom aplikacyjnym i do których dotrą wieści, że niekulturalnie jeden drugiego "wystawił do wiatru", więc w kraju nad Wisłą nic od stuleci, oprócz wystroju, się nie zmieniło.

(Karina Obara)

Z reguły nie zajmuję się cudzymi problemami, gdy nie mam na nie rady. To zresztą działa też w drugą stronę: cudze nieszczęście nie bywa dla mnie pocieszeniem.

Te dwie niedługie rozprawki miały być o tym, dlaczego Bydgoszcz lub Toruń mogłyby zostać Europejską Stolicą Kultury 2016. Szkoda, że z drugiej połówki tej strony dowiaduję się jedynie, że sąsiadom spadł na głowę jakiś niesamowity kłopot.

Ale ja w nich wierzę. Duże, ważne miasta mają zazwyczaj dość wewnętrznej energii i sił witalnych, by samodzielnie podążać ścieżką rozwoju.

Wieloletnie przygotowania i praca - "staranne i dokładne" (my, bydgoscy Pomorzano-Wielkopolanie umiemy docenić te cechy) - nie mają szansy pójść na marne z jednego powodu: żadna zewnętrzna ingerencja ich się nie ima. Problem z aplikacją konkursową można mieć wyłącznie wewnętrzny: gdy się straci zapał i żar do aktywnej walki o jej uznanie.

Nie siedź w kącie- nie znajdą cię

Jeśli mam jakiś problem z ratuszowym zgłoszeniem do wyścigu, to tylko taki, że trzeba było zrobić to szybciej. Żadne polskie miasto, które chce sprobować swych sił, nie traciło czasu na zabawy w alianse z innymi. Gdańsk nie podpiera się Trójmiastem, Katowice słowem nie mówią o Silesii. Lublin też nie chwali się, że tworzy konstelację z pięknym, renesansowym Zamościem.

Do końca marca, na 11 kolejnych, największych miast polskich - tylko dwa z nich nie kandydowały do ESK 2016. Drugie co do wielkości - Kraków, bo już pełnił te honory w jubileuszowym roku 2000. Oraz ósme co do wielkości - Bydgoszcz, bo… No właśnie: bo co? Bo wciąż nikt w nim nie miał odwagi się porównać z innymi? Bo wśród bydgoszczan króluje zwątpienie w to, co mają i w to, co potrafią? Powtórzę: dziewięć z 11 największych miast w Polsce postanowiło powalczyć, tylko ósme miasto kraju skromnie uznało, że stać je jedynie na poparcie dla miasta numer 16.

Tymczasem sztuczka z ESK polega na tym, że bilans tego, czym się dysponuje TERAZ, nie ma większego znaczenia. Europa oczekuje od miast-kandydatów, że za sprawą stołecznego roku będą potrafiły się przeobrazić. I to nie przez urzędników, ale przez działanie mieszkańców. Europejska Stolica Kultury ma być innym miastem na koniec stołecznego roku niż na początku. Społeczność miasta ma się porwać wręcz na przekroczenie samych siebie. Jasne: parę rzeczy działa zawsze na korzyść - np. cenna w UE wielokulturowość. Ale w naszym kraju, którego granice wciąż ktoś nam zmieniał, nie ma praktycznie miasta, które nie byłoby tyglem kultur i wpływów. Resztę trzeba sobie wymyślić na nowo. Wznieść się ponad swoje braki, ponad swoje ograniczenia, ale nawet ponad swoje zgrane atuty z przeszłości. Ponad swoje odwieczne skarby renesansu czy ponad swój wszechobecny gotyk.
Jeśli nawet zgodzić się z optyką (którą przed tygodniem demonstrował tu mój szanowny redakcyjny kolega), jakoby "w Bydgoszczy niczego nie było", to i tak możemy na wzór Karola, Maksa i Moryca - bohaterów "Ziemi Obiecanej"- rzec: ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic - to mamy w sam raz tyle, by zostać Europejską Stolicą Kultury.

Ale serio: coś mamy. Tyle że nie o gmachy i sale mi chodzi. To potencjał ludzi, którzy w nich pracują, oraz tych, którzy chętnie podzieliliby się swoimi pomysłami, gdyby widzieli, że tu ktoś je doceni i wcieli w życie. Bo inaczej raczej wyjadą do Poznania, Wrocławia, Warszawy…

Z pewnością nie mamy dziś środowiska dizajnerów, świadomego jak dizajn rządzi zbiorową wyobraźnią i publicznymi przestrzeniami. Ale jakie ono mogłoby być za sześć lat dzięki którejś z uczelni? Oczywiście nasze masowe imprezy nie pobudzają dziś publiki do samodzielnego wyrażania siebie. Ale ile nowych form oddolnej twórczości możemy wymyślić w nadchodzącym czasie? Pewnie: na razie miasto stosuje zachowawcze, mało ambitne formy promocji. Ale jak bardzo medialnymi i sieciowymi mogą je uczynić bydgoskie społeczności internetowe, gdy uwierzą, że to miasto można nawet wystrzelić w kosmos, jeśli tylko nie zabraknie nam fantazji?

Tylko po mądrych śladach

Zwłoka we wniosku ma jednak też plusy. Możemy skorzystać na tym, że inni już za nas przeszli labirynt błędów i niemądrych mniemań. Niemal każde miasto przeszło przez etap inwentaryzacji "tego, co ma". Wszędzie zbierano w jedno opracowanie wszystkie duże, małe i tyciutkie imprezy z rocznego kalendarza. Potem urzędnicy napawali się: "Tu odbywa się rocznie 600 wystaw, 400 prelekcji, tysiąc recytacji, a sprzedaż biletów do teatru osiągnęła poziom circa koma about coś tam… Słowem - my tę Stolicę Kultury mamy w kieszeni". I wielu nadal tak kombinuje!

Część jednak przeszła na wyższy etap. Np. w Poznaniu w normalnym konkursie otwartym wyłoniono najpierw autora strategii działania, w kolejnym przetargu zaś - prywatnego operatora, odpowiedzialnego za realizację tej strategii. Po to, by do sprawy nie brali się zmęczeni urzędnicy "w ramach obowiązków", tylko pomysłowi fachowcy zmotywowani kontraktem.
Pójście z punktu takim tropem zaoszczędzi nam wiele pary, która u innych szła w gwizdek…

(Waldemar Lewandowski)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska