Dramat rozegrał się w kamienicy przy ul. Sienkiewicza w Grodkowie w sobotę wieczorem. – Spojrzałam przez okno i zobaczyłam, że coś poleciało, a później było głuche uderzenie – relacjonuje Ilona Bednarz, która widziała moment zdarzenia. - W pierwszej chwili pomyślałam, że sąsiedzi z góry wyrzucili przez okno jakąś kurtkę albo piłkę, bo to czasami się zdarzało. Podeszłam do okna i zobaczyłam dziecko. Oliwer leżał na bruku i się nie ruszał.
Pani Ilona co sił pobiegła na dół. Chłopiec leżał twarzą do chodnika. Gdy sąsiadka pojawiła się na miejscu zaczął płakać.
– Podniósł główkę i wołał mamę. Miał krwiaka na czole i oczko opuchnięte do tego stopnia, że przestało być widoczne – wspomina kobieta. – Dzwoniłam po pogotowie i wołałam Ewę, czyli mamę dziecka. Ona zbiegła i zabrała małego do mieszkania. Nie odzywała się. Wyglądało to tak, jakby była w szoku.
Przeczytaj też: Dziecko wypadło z trzeciego piętra. Rodzice byli pijani
39-letnia matka Oliwera i 46-letni ojciec w chwili zdarzenia byli pijani. W wydychanym powietrzu mieli ponad dwa promile alkoholu. Zostali zatrzymani, ale z przesłuchaniem policjanci musieli poczekać do momentu, aż wytrzeźwieją.
– Przesłuchania właśnie trwają – powiedziała nam w niedzielę wczesnym popołudniem st. sierż. Patrycja Kaszuba z Komendy Powiatowej Policji w Brzegu. – Rodzicom może zostać postawiony zarzut narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Grozi za to do 5 lat pozbawienia wolności.
Chłopiec tuż po zdarzeniu został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu.
– Dziecko ma uraz wielonarządowy. Jego stan jest ciężki, ale stabilny - mówi doktor Wojciech Walas, ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii dzieci WCM, gdzie 3-latek jest leczony.
Chłopiec wypadł przez okno kuchenne mieszkania na trzecim piętrze. Sąsiedzi mówią, że parapety są tam wyjątkowo niskie i 3-latek nie musiał się nawet na nic wspinać, aby wypaść. Na temat rodziny, w której doszło do dramatu, nie mają dobrego zdania. Opowiadają, że alkohol i awantury były tam na porządku dziennym.
– Często interweniowała u nich policja – przyznaje Stanisław Włodarczyk, który mieszka w tym samym budynku. – Oni przeważnie pilnowali tego dziecka, wychodzili z nim na spacer. Pamiętam, że gdy chłopiec był jeszcze malutki siedzieli z nim przed budynkiem na kocu. Oboje pili piwo.
- Ewa, gdy była trzeźwa, to nawet próbowała opiekować się dzieckiem. Ale ostatnio to już coraz rzadziej trzeźwiała – mówi inna sąsiadka.
Mama Oliwera ma jeszcze czwórkę dzieci. - Najstarszy chłopiec jest już pełnoletni, pozostałe dzieci są w domu dziecka – przyznaje pani Danuta, babcia Oliwera i matka konkubenta Ewy. – Nie wiem, jak to się mogło stać. To wiedzą tylko oni. O tym, że stał się taki dramat dowiedziałam się od sąsiadów, dlatego od razu przyjechałam.
- Skoro zabrali pozostałe dzieci do domu dziecka, to chyba wiedzieli, że w tej rodzinie nie dzieje się najlepiej – mówi jeden z sąsiadów rodziny. – Gdyby i tego malucha w porę zabrali, to pewnie nie doszłoby do tragedii.