
Pani Dorota Strychalska - wzięła psy do domu tymczasowego, szuka im stałej opieki
- To dzika hodowla, zwierzęta są trzymane w koszmarnych warunkach - mówi Ilona Nowosad, sprawczyni zamieszania. Nauczycielka z Torunia zaangażowała grupę obrońców praw zwierząt aby uratowali je z pseudo-hodowli znajdującej się w Trutowie (pow. lipnowski).
- Mamy nakaz prokuratury, trzeba jechać jak najszybciej aby zdążyć uratować zwierzaki. Już od kilku dni są wywożone z gospodarstwa Stanisława W. Nie wiemy co się z nimi dzieje. Możliwe, że są zabijane.

Około 60 psów od wielu lat było trzymanych i sprzedawanych w pseudo-hodowli.
- Dobrze g…wi - mówi nastolatek, który mnie mija pod domem Stanisława W.
- Dlaczego? - dopytuję. - Męczył zwierzęta, wszyscy o tym wiedzieli, ale co tu można było zrobić?
Nie poda nazwiska, ani imienia. - To wieś, nie chcę robić sobie kłopotów.
Dorota Strychulska, z miejscowości Wielgie, przyjechała też przyjechała do Trutowa. Jest tak zwanym domem tymczasowym - czyli opiekuje się bezpłatnie zwierzętami aż znajdą stałe schronienie.

Psy były trzymane m.in. w takiej chlewni
Wzięła spaniela i pudelka. Dowiedziała się o akcji z forum internetowego Dogomania, zna się też z organizatorką całej akcji. - Będę szukała psom domu, ale trzeba je najpierw doprowadzić do porządku - zaprowadzić do weterynarza, wykastrować, wyglądają fatalnie - mówi.
Część psów pojechała od razu do weterynarza. Bernardyn ledwo żył, inne miały wysoką gorączkę.
Biorę psa do Torunia, na przechowanie - odpowiada Zbigniew Śmigielski, gdy pytam o białego pieska wyglądającego jak spaniel, którego oprowadza na smyczy. - To pomysł Adrianny, mojej żony, ona zaangażowała się w pomoc tym zwierzakom. Dobrze, że jej tu nie ma. Cały czas by płakała.
Pseudo-hodowla, bo w prawdziwej reprodukowane są najwyżej trzy rasy

Wiele z uratowanych psów czeka na adopcję. Osoby, które chciałyby zaadoptować psy mogą zgłaszać się an adres mailowy [email protected]
- Zwierzęta nie powinny być trzymane w takich warunkach - podkreśla Marek Szrejter, trener psów, także przyjechał aby pomóc w ratowaniu czworonogów. - Mają za mało przestrzeni, za dużo stresu. Nie mogły wychodzić na spacery, a w kojcach jest wilgotno, zła wentylacja. Na pierwszy rzut oka widać, że są chore.
Większość ma grzybicę, jeden prawdopodobnie - nosówkę.
Marek Szrejter wyjaśnia, że to co widzimy to pseudo-hodowla. - W prawdziwej trzymane są najwyżej trzy rasy zwierząt. I dąży się do tego, aby miały jak najlepsze cechy… Tu są psy "w typie" bernardyna, husky, spaniela, owczarka, pudla. I mamy tu do czynienia z chowem wsobnym.
Część psów trzymana jest w ogrodzeniu na dworzu, w ledwo skleconych, brudnych budach. Same psy są w błocie i mają sklejona sierść. Są mocno przestraszone, ale spokojne. Kilkanaście - w starej, zardzewiałej chlewni, w nieogrzewanych, ciemnych pomieszczeniach. Znaleziono też 20 psów, w tym suki i ich szczeniaki w piwnicy.
- Takich nielegalnych hodowli jest mnóstwo w całej Polsce, a nasze województwo przoduje w tym "biznesie" - na miejscu jest też Agnieszka Wiśniewska, kierowniczka toruńskiego schroniska. - To się nie zmieni dopóki nie wejdzie w życie nowa ustawa o ochronie zwierząt nakazującą rejestrację takich hodowli i ich ścisłą kontrolę. My najczęściej dowiadujemy się o takich miejscach, gdy jest już naprawdę źle.
Obrońcy zwierząt dodają, że mają na oku kilka podobnych hodowli w naszym województwie.
Część psów ma już nowych właścicieli ale wiele czeka na stały dom. Osoby, które chciałyby zaadoptować psy mogą zgłaszać się na adres mailowy: [email protected]
- Dopiero parlament może zmienić tą sytuację - uważa Grzegorz Bielawski z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Choć także dziś każdy policjant może wejść na teren takiej, jak ta w Trutowie, posesji i interweniować. Ale albo nie wiedzą, że mają takie prawo, a nawet obowiązek, albo zwyczajnie nie chcą.
Mieszkańcy wsi mówią, że niedaleko domu Stanisława W. często stoją policyjne samochody. - Łapią za szybką jazdę, a obok dzieje się taka tragedia - mówią dwaj starsi panowie przypatrujący się całej akcji. Dodają, że nikt nie reaguje. Nawet ksiądz, choć mury klasztora przylegają do posesji "hodowcy".
Inny mieszkaniec mówi, że właśnie ksiądz alarmował najgłośniej o maltretowaniu zwierząt. - Bo jak to tak, żeby podczas mszy psy tak ujadały?
Faktem jest, że o losie czworonogów obrońcy ich praw dowiedzieli się od samych mieszkańców Trutowa.
Józef Predenkiewicz, wójt gminy Kikół, gdy rozmawiamy zaznacza, że sam ma psy. Pytam o komentarz w tej sprawie. - Ten hodowca nie zasługiwał na zwierzęta. Trzymał je bez badań, bez szczepień i opieki weterynaryjnej...
Co więc zrobił, by zapobiec temu bestialstwu? - Wydałem polecenie na piśmie Stanisławowi W. aby zrobił porządek z psami.
Z psami? - pytam. - Porządek u psów - poprawia wójt. - Tam jest brudno, psy nie maja co pić.
Dodaje, że jeszcze niedawno było ich 60, teraz jest 30.
Kto zabrał te psy? Nikt nie wie. Podobno część wzięli mieszkańcy i koło gospodyń wiejskich. Nie wiadomo co z nimi zrobili. Czy zostały wykupione i znalazły schronienie? Czy zostały zamordowane aby pozbyć się dowodów, czy trafiły tam na przechowanie i wrócą do "hodowcy", gdy sprawa ucichnie. - Pewnie im zapłacił za przechowanie - spekulują zebrani pod jego domem.
Gdyby wójt kazał zabrać psy do schroniska, z budżetu gminy musiałby wyjąć 560 zł miesięcznie za jednego psa. Ten koszt jego zdaniem jest zbyt duży.
- Na najbliższym posiedzeniu rady, na początku marca, zgłoszę uchwałę abyśmy podpisali umowę ze schroniskiem choć na kilka psów - zapewnia wójt.
Dotychczas takiej nie było, choć każda gmina zgodnie z prawem musi taką mieć. - Wcześniej nie było na to pieniędzy - tłumaczy Józef Predenkiewicz.
Poza tym, problem nie wydawał się też tak palący. Teraz wójt żałuję, że jednak nie wygospodarował na to środków. I przyznaje, że już od 2009 roku w Trutowie "był problem z psami".
Czytaj e-wydanie »