Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba było w końcu wsadzić kij w mrowisko i powiedzieć: jest źle

ROZMAWIAŁA MAGDALENA ZIMNA
Sebastian Chmara (z prawej).
Sebastian Chmara (z prawej). Andrzej Muszyński
- Trzeba było w końcu wsadzić kij w mrowisko i powiedzieć: jest źle - mówi Sebastian Chmara. Przestał być urzędnikiem.

- Żal opuszczać Bydgoszcz?
- Zmieniam pracę, ale nadal będę tu mieszkał, tu wychowują się i kształcą moje dzieci. Sercem zawsze będę z Bydgoszczą. Nie będę urzędował w ratuszu, jednak mostów za sobą nie palę.

- Przez dwa lata odpowiadał pan za bydgoski sport. W jakiej kondycji go pan zostawia?
- Sport charakteryzuje się tym, że jest wymierny. Dziecko z podstawówki, widząc wyniki naszych sportowców uzna, że forma jest całkiem niezła. Zawisza wygrał ubiegłoroczną rywalizację dzieci i młodzieży, potencjał sportowy naszego miasta jest w Polsce oceniany bardzo wysoko. Delecta i Artego mogą skończyć sezon na podium, a piłkarze Zawiszy wciąż liczą się w grze o awans do ekstraklasy. Do tego dodajmy ustabilizowanie sytuacji w Polonii. Jest całkiem dobrze.

- Gdyby jednak przyjrzeć się klubowym finansom, to kondycja mocno słabnie. Bez ogromnego wsparcia z budżetu miasta połowa naszych klubów miałaby problemy z utrzymaniem się na powierzchni.
- Miasto przyjęło pewien kierunek promocji: postawiło na sport i dobrze się z tego wywiązuje. W zamian za to władze i mieszkańcy miasta oczekują określonych efektów i nieprzekraczania pewnych granic.

- Ale one już dawno zostały przekroczone! Do Polonii na przestrzeni ostatnich lat miejskie pieniądze płynęły szerokim strumieniem, a potrzeby żużlowej spółki tylko rosły.
- To specyficzny przykład, efekt lat zaniedbań. "Operacja Polonia" była bardzo trudna, bo w pewnym momencie stanęliśmy pod murem. Można było pomóc albo powiedzieć dość i pozwolić żużlowi zginąć. Miasto wyciągnęło pomocną dłoń, ale na swoich warunkach. Po raz pierwszy konsekwencje złego zarządzania musi ponieść klub. Polonia zaciągnęła kredyt, który sama musi spłacić. I tak jak każdy inny klub nie wyjdzie już poza ramy planu finansowego przygotowanego na najbliższe lata.

- Już jako społeczny doradca będzie pan namawiał prezydenta Bruskiego do dalszego finansowania sportu zawodowego?
- Trzeba kontynuować tę politykę. W obecnej rzeczywistości kluby nie są w stanie utrzymywać się na dobrym poziomie tylko z wpływów ze sprzedaży biletów i wsparcia sponsorów, tak, jak to funkcjonuje na zachodzie. Ważne jednak, by to finansowanie było oparte na rozsądnych zasadach.
- Łatwiej będzie doradzać prezydentowi bez ponoszenia odpowiedzialności za bydgoski sport?
- Pewnie z boku łatwiej dostrzec to, czego nie widać z ratusza. Ogląd sytuacji jest nieco inny. Ale już wcześniej decyzje nie zapadały tylko w ratuszu. Powstała rada sportu, gdzie toczyliśmy ożywione dyskusje, dochodziło nawet do ostrych, merytorycznych sporów. To było wyjście z decyzjami na zewnątrz, decentralizacja. Dobrze ją oceniam. Prezydentowi na pewno będę radził, by dokończyć to, co rozpoczęliśmy dwa lata temu. Kilka spraw do załatwienia zostało. Choćby sprzedaż udziałów w spółkach z Polonią i Delectą. To priorytety. Nadal trzeba też wspierać i dbać o sportowców, którzy odnoszą indywidualne sukcesy.

- Chwalimy się olimpijczykami, ale coraz mniej z nich pochodzi z naszego miasta. Po talenty musimy już sięgać na zewnątrz.
- To, że przyjeżdżają, chcą tu trenować, a często i mieszkać, dobrze o nas świadczy. Oznacza, że potrafimy stworzyć najlepsze warunki, a Bydgoszcz to miejsce dobre do życia. Powinniśmy się tego wstydzić?

- To nie zarzut, ale zwrócenie uwagi na problem. Nie wychowujemy już mistrzów, są problemy z naborami do klubów, zachęceniem dzieci i młodzieży do aktywności.
- To fundamentalny problem całego polskiego sportu, który nie wytrzymuje konkurencji. Młody człowiek ma tak wiele ofert do wyboru, że na swój talent do siatkówki czy lekkiej atletyki nawet nie zwróci uwagi. Nie ma więc szans się wybić. Trzeba zacząć pokazywać atuty sportu. W Bydgoszczy, tak jak w całej Polsce, preselekcją dla klubów powinny być klasy sportowe. A szkoły mistrzostwa sportowego nie mogą funkcjonować tylko z nazwy. Muszą być dobrze zarządzane i dobrze wyposażone, z salami, siłownią, basenem i odnową biologiczną. W takiej szkole rodzica łatwiej będzie przekonać, by wybierając drogę kształcenia swojego dziecka, postawił też na sport. Działać trzeba jednak równolegle: usprawnić system naboru i dbać o młode kadry oraz skupić się na promocji zawodowego sportu. Łatwiej jest przekonać dzieci, jeśli pod nosem ma się najlepsze wzorce - świetnych siatkarzy, lekkoatletów czy wodniaków.

- Tak ma wyglądać reforma polskiego sportu?
- Największe problemy są przy fundamentach. System naboru, szkolenia i finansowania kuleje. Potrzeba zmian. To związek sportowy ma odpowiadać za system szkolenia, wymagać i ponosić sto procent odpowiedzialności. Mieć ustalony plan rozwoju zawodników i strategię na kształcenie najlepszych. Na szerokim naborze nie może się skończyć - już na wczesnym etapie trzeba wyselekcjonować tych, którzy rokują. Trzeba zadbać, by na każdym kolejnym poziomie szkolenia mieć odpowiednie kadry.
W 2011 roku ogłosiliśmy się potęgą w męskiej tyczce. Mieliśmy mistrza, czwartego i siódmego zawodnika na świecie. Gdzie jesteśmy teraz? Wystarczyły dwie, trzy kontuzje i o polskiej tyczce cisza. Jeśli mamy być naprawdę mocni, to na każdym poziomie szkolenia takich Pawłów Wojciechowskich czy Łukaszów Michalskich musi być przynajmniej kilku. Zacznijmy od tego, co funkcjonowało lata temu, kiedy w szkole podstawowej każdy z uczniów biegał na 60 metrów, rzucał piłką lekarską, a nauczyciele mogli wyłowić najzdolniejszych z nich. To podstawa jakiegokolwiek szkolenia. Z szerokich dołów, po latach na szczycie rodzą się gwiazdy.

- Ale w ramach określonych przez Ministerstwo Sportu, które pogrupowało dyscypliny w mniej lub bardziej ważne grupy.
- W Bydgoszczy zrobiliśmy to samo dużo wcześniej. Również wskazaliśmy dyscypliny strategiczne dla miasta i kluby, które w związku z tym mogą liczyć na największą pomoc. W skali kraju od zawsze były sporty bardziej i mniej uprzywilejowane, ale nikt wcześniej oficjalnie nie zakomunikował, na co chcemy stawiać.

- Podział jest jednak dyskusyjny. W czym lepsze jest kolarstwo od tenisa? Dlaczego mamy bardziej finansować poszukiwania kolejnej Mai Włoszczowskiej, a nie drugiej Agnieszki Radwańskiej?
- Nikt nie skreśla tenisa tylko dlatego, że znalazł się w drugiej grupie. Podział nie jest sztywny i raz na zawsze. Głównym jego kryterium są realne szanse na medale na igrzyskach w Rio de Janeiro, zasięg i popularność dyscypliny. A podział pieniędzy i tak będzie zależał od pomysłów, jakie na rozwój dyscypliny mają związki. Popularnością na świecie tenis bije na głowę wiosła i kajaki, ale to w tych dwóch dyscyplinach, przy odpowiednim, systemowym działaniu, mamy szansę zdobyć kilka krążków na najbliższych igrzyskach. Tenisistki światowej klasy przez cztery lata nie wyszkolimy. Co nie oznacza, że nie dochowamy się następczyń Radwańskiej w ciągu kolejnych kilku lat. Wszystko w rękach związków i ich pomysłów na rozwój. Na razie opór jest duży, bo wielu działaczy przyzwyczaiło się do dotychczasowego działania. A to doprowadziło nas do miejsca, które teraz zajmujemy w świecie sportu.

- Do medalowej klęski w Londynie?
- Granica między sukcesem a porażką jest cienka. Gdyby w Londynie Marcin Dołęga dźwignął to, co bez żadnych problemów robi na treningach, Mateusz Polaczyk nie przegrał brązowego medalu o sekundę, kajakarska czwórka popłynęła o dwie setne sekundy szybciej, a siatkarze zagrali tak, jak w Lidze Światowej - mniej ludzi mówiłoby o klęsce. Mimo że cztery krążki więcej nie zmieniłyby radykalnie obrazu polskiego sportu. Londyn był porażką naszych oczekiwań. Ale tylko cud sprawi, że w Rio zdobędziemy te dziesięć medali. Bo na kogo mamy liczyć? Wśród najlepszych zawodników świata ciągle są Tomek Majewski, Piotr Małachowski i Anita Włodarczyk. Nie możemy jednak opierać się tylko na ich talencie i sukcesach, bo kariera sportowca nie trwa wiecznie. Czy widać następców? Nie. Trzeba więc było w końcu wsadzić kij w mrowisko i powiedzieć: jest źle. Czy jest potrzebna reforma w polskim sporcie? Odpowiedź jest oczywista.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska