Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Turnus mija, a ja niczyja. Kuruj się i grzesz

Roman Laudański [email protected]
Kwartet albo kwintet muzyczny i już na ławeczkach pod Górą Parkową w Krynicy pojawia się kuracjuszy tłum
Kwartet albo kwintet muzyczny i już na ławeczkach pod Górą Parkową w Krynicy pojawia się kuracjuszy tłum Roman Laudański
Pobyty sanatoryjne, w pięknych okolicznościach przyrody, obrastają kolejnymi legendami. Ile w nich prawdy, ile mitu?
Cerkiew w Wysowej. Spotkanie z ojcem Mojżeszem.
Cerkiew w Wysowej. Spotkanie z ojcem Mojżeszem. Roman Laudański

Cerkiew w Wysowej. Spotkanie z ojcem Mojżeszem.
(fot. Roman Laudański)

Z drzwi sanatorium wytacza się jeszcze mocno nietrzeźwy mąż. Ledwie łapie pion taszcząc ogromne walizy i własną głowę. Za nim podąża żona i co chwilę energicznie trzaska małżonka w _ramię, czyniąc mu wymówki. Mąż skruszony, nawet siły nie ma, by protestować. Jakby chciał znaleźć spokojny kącik, żeby przeczekać atak małżonki. A może wspomina, jaki to był wieczorek pożegnalny?!

Turnus się kończy, następny się zaczyna
Przed wyjazdem trzeba wysłuchać dobrych rad od tych, którzy na sanatoryjnym życiu zjedli już pierwsze i drugie zęby. Żeby przyjechać wcześniej, bo wtedy łatwiej o lepszy pokój i zabiegi. Co zabrać, a co zostawić w domu. Żeby koniecznie chodzić na fajfy (dansingi lub wieczorki przy muzyce mechanicznej). No i nie omijać spotkań promujących sprzedaż garnków, uzdrawiających materacy itd. Na dodatek każdy przypomina własne doświadczenia. Wspomnienia snuje.
Żeby tego doświadczyć, trzeba wybrać się samemu.

Czytaj: Wczasy połączone z profilaktyką zdrowotną

W porze posiłków krynicki deptak pustoszeje
W porze posiłków krynicki deptak pustoszeje Roman Laudański

W porze posiłków krynicki deptak pustoszeje
(fot. Roman Laudański)

Janka, koleżanka z turnusu (60 plus, ale w górach jej nie dogonisz) wyznaje zasadę, że po pięćdziesiątce człowiek upodabnia się do starej stodoły - zaczyna się sypać. No i trzeba coś z tym zrobić: chodzić na spacery z kijami (najlepiej już przed śniadaniem), ćwiczyć, nie stetryczeć.

Ona ma dla kogo, opiekuje się niepełnosprawnym dzieckiem, a raczej dorosłą już osobą. Od rana do wieczora musi być silna. I tym optymistycznym spojrzeniem na życie zaraża kolejnych kuracjuszy.

Choć z optymizmem na turnusie jest różnie. Na początku - tak dla zasady - trzeba ponarzekać. Na miejsce - że za cicho, ciągle pod górę, a zabiegi słabe i za mało.
- Oooo, kiedy byliśmy w Iwoniczu, Busku, Kołobrzegu - tam to były zabiegi! - wzdychają weterani. Ale nie ma co narzekać. Kuracjusz od pierwszego dnia wchodzi w rytm zabiegów, posiłków i wieczornych atrakcji. Kuracjusz znudzony będzie dalej narzekać, dlatego w komunikatach podczas obiadu padają konkrety: zapoznawczy dansing we wtorek. W środę wycieczka, a w czwartek koncert. Dla każdego coś miłego. Kaowcy (osoby odpowiedzialne za kulturę i odpoczynek po zabiegach) dbają o przyjemności.
Ważne jest towarzystwo przy posiłkach. Może być drętwe, wte_dy przepadłeś, a jeśli są to ludzie do tańca i do różańca - wygrałeś. Nie będziesz się nudził.

Przepraszam, że tak przez porcję
Pierwsze dowcipy pojawiają się już przy śniadaniu. Oczywiście pikantne, bo przecież spotkali się tu dorośli ludzie. Chyba przez wszystkie turnusy powtarzanych jest kilka wiców. Na przykład ten: Przed wyjazdem mąż kupił żonie dres. Po powrocie pyta: kochanie, a gdzie twój dres? - Och mężu - wzdycha żona. - Ani dresu, ani adresu, ani okresu...
Ile pokoleń kuracjuszy zaśmiewało się przy nim? Trudno zliczyć. W dobie internetu z adresem nie byłoby kłopotu.
Albo ten o duszy, która trafiła do świętego Piotra i z góry pyta: - Co to za świecące punkty tam na Ziemi? - A to sygnał, gdzie akurat ludzie grzeszą - tłumaczy święty. - A to roziskrzone tysiącami światełek miejsce, czy to przypadkiem nie Nowy Jork lub Paryż? - Nie, nie - kręci głową niebiański klucznik. - To Ciechocinek.
Lub inny: Koleżanka pyta koleżankę, dlaczego do jej pokoju przychodzą tłumy ludzi, a jej nikt nie odwiedza?
- A byłaś w niedzielę w kościele zdrojowym na mszy?
- No byłam - odpowiada.
- A kiedy ksiądz powiedział: "przekażcie sobie znak pokoju" - co zrobiłaś?
- Podałam rękę i skinęłam głową.
- A widzisz, a ja wszystkim mówiłam: pokój 108, pokój 108. Dlatego do mnie przychodzą.
Najurokliwsze jest to, że i po _nas powtarzać je będą kolejne pokolenia kuracjuszy.
Na deptaku w Ciechocinku
Osobliwością sanatoryjnego życia są stroje.

Dres - obowiązkowy na ćwiczenia. Można też pojawić się w nim na posiłkach. Dresy mogą być markowe, co dodaje posiadaczowi splendoru, ale nikt nie krytykuje podróbek. Ze względu na funkcjonalność paradują w nim panie i panowie.

Za to niedziela i fajfy wymagają już większej staranności. Niektórzy panowie wkraczają od rana do stołówki "pod krawatem", a na tańce wkładają marynarki.

Kiedy znajome przed wyjazdem opowiadały mi o panu dowożonym na tańce wózkiem inwalidzkim, a następnie ruszającym ochoczo w tany - przyznam się - nie wierzyłem. Ale faceci w kurorcie są rzadkim zjawiskiem. I każdy może liczyć na powodzenie. (Nowa koleżanka właśnie dostała esemesa: "Na turnusie są faceci poniżej czterdziestki?" Odpisała: "Same balkoniki").

Turnus mija, a ja niczyja
Kiedy w czasie wieczorka zapoznawczego siedzieliśmy z kolegą na balkonie, racząc się widokiem zimnych wieczornych gór, nakryło nas na tym zaprzyjaźnione małżeństwo. - To na parkiecie panie same tańczą, a tu siedzi dwóch bezrobotnych facetów! - skrytykowała nas sąsiadka. - W tej chwili na salę!

Potulni, pełni skruchy uznaliśmy naszą przegraną i tak rzuciliśmy się w wir sanatoryjnego "walcowania". Co prawda nie mieliśmy na nogach złotych adidasów, w których paradował jeden z kuracjuszy, ale sroce spod ogona też nie wypadliśmy. Za to kreacje pań wzbudzały autentyczny podziw. Jak pomieściły wszystkie do swoich walizek?! O _tym można było się przekonać dopiero na koniec, kiedy pomagaliśmy im załadować bagaż do autokarów i samochodów. Było co targać!

Jedna z koleżanek już podczas pierwszych wieczorków dostała propozycję zostania sanatoryjną "żoną", a kiedy wyperswadowała natrętowi z głowy ten pomysł, pan pogodził się z miejscem w szeregu i przepraszał za śmiałość.

Zresztą turnus uważnie śledził, komentował i z lubością plotkował o tych, którzy postanowili zaprzyjaźnić się na chwilę. Może stąd te wszystkie legendy o rozpustnych kuracjuszach z kolejnych turnusów?

Czytaj: Z dobrodziejstw horynieckich krynic korzystał już Jan III Sobieski

Ach te sanatoryjne parkiety... Ileż one widziały wytrawnych danserów prowadzących swoje partnerki w rytm najdzikszych melodii. Uwierzcie, żaden "Taniec z gwiazdami" nie umywa się do par, które tańczą ze sobą przez całe życie. Do ich idealnego wyczucia rytmu i kroków.. Aż przyjemnie popatrzeć, po_zazdrościć kunsztu i tanecznej urody. I mogli tak "walcować" w rytm przebojów "kolonijnych" dzisiejszych 50- czy 60-latków, te melodie nieustannie porywają. I wszyscy powtarzają, że codzienny taniec jest dodatkowym zabiegiem - już nie w borowinie, kąpieli w wannie z gorącą wodą mineralną czy so_lanką, ale przyjemnością płynącą z dotrwania do godziny 22, kiedy to po ostatnim kawałku, niestety, trzeba rozejść się do pokoi czy czekać z niecierpliwością na kolejne spotkanie.

A teraz idziemy na jednego
A jeśli już jesteśmy blisko parkietu, to tylko w kawiarnianych barkach stoją obok siebie wody zdrojowe i ogniste.

Na nic nie zdałyby się zakazy, o których ostatnio głośno w mediach, by zabronić spożywania alkoholu nie tylko w sanatoriach, ale i miejscowościach zdrojowych. Daremne żale, próżny byłby trud. Kieliszek wieczorową porą jeszcze nikogo nie sprowadził na manowce. Choć bywa, że niektórzy mają problem z umiarem. Jeszcze nie tak dawno temu nadużywający kuracjusz dostawał najpierw upomnienie, a później wylatywał z turnusu słono płacą za niewykorzystane dni. Dziś pod recepcją można było tylko usłyszeć autentyczny żal za tamtymi czasami, że dyscyplina już nie ta...

Większym prestiżem cieszą się dansingi, podczas których przygrywają zespoły. O urodzie nóg słowackiej wokalistki na naszym turnusie krążyły legendy. Panowie walczyli o stolik jak najbliżej zespołu, a Słowaczka wystąpiła w spodniach i przez salę przeszedł jęk zawodu.

- Kochana, jestem tu od tygodnia, a w domu nie ma już pieniędzy i mąż nie wie, z czego popłacić rachunki - żaliła się kuracjuszka kuracjuszce na krynickim deptaku. - No tak, a mój ślubny zapytał, dlaczego na parapetach zrobiły się takie szare smugi, a nie ma ich, kiedy jestem w domu - śmieje się druga. - Bo ja ścieram kurze - uprzytomniłam mężowi. - Dobrze, że nie pyta, jak obrać ziemniaki na obiad - komentuje inna.
Ot, taki los słomianych wdowców próbujących przetrwać szok sanatoryjnej nieobecność swoich ślubnych.

Za dzień, za rok, za chwilę
Niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy i po wieczorku pożegnalnym trzeba wrócić do codzienności, gdzie rytmu dnia nie wyznaczają już zabiegi i regularne posiłki. Oczywiście, wszyscy obiecujemy sobie, że spotkamy się na innym turnusie, w innym uzdrowisku, ale to loteria, w której karty rozdaje Narodowy Fundusz Zdrowia. Z rozmów pomiędzy kuracjuszami z całego kraju wynika, że są oddziały NFZ-tu, które jakoś sprawniej radzą sobie z kolejką oczekujących niż nasz.

A efekty kuracji? Czuję się lepiej, minus 6 kilogramów, buty do górskiej łazęgi zostały na szlaku. Nie ma to jak być kuracjuszem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska