- Przyjeżdżają do mnie z Olsztyna, Płocka, Konina, Poznania i Białegostoku. Ale najbardziej przywiązałam się do ludzi z Krakowa - mówi Barbara Furtak, sołtys Gruczna, właścicielka gospodarstwa agroturystycznego, w którym urządziła 10 pokoi.
- Zaczęło się osiem lat temu od szkolenia, które zorganizowała gmina. Zapisałam się ze znajomymi z okolicy i tak razem zaczęliśmy - wspomina gospodyni. Nie żałowała od początku, bo goście zaczęli się zjeżdżać od pierwszego sezonu. - Jak jest Festiwal Smaku, to trzeba odmawiać - takie jest zainteresowanie. Poza tym, po pewnym czasie człowiek ma już pełen cały grafik, starzy znajomi wracają co rok - zaznacza Barbara Furtak.
Co ich najbardziej pociąga w jej gospodarstwie? - Jedzenie. Oni przyjeżdżają tu dobrze zjeść: gąskę wiejską, tłusty rosół z kury, swojski makaron, mleko od krowy chcą pić, a rano tylko jajecznica ze świeżych jaj. To się dla miastowych liczy najbardziej, bo tego u siebie nie mają - podkreśla gospodyni.
Ale zdziwiła się, gdy mężczyźni odwiedzający jej dom zabrali się za gotowanie. - A jak im dobrze szło! Naprawdę byłam pod wrażeniem, że chłop ma taki dryg do gotowania - podkreśla Barbara Furtak.
Jak już się goście najedzą w Grucznie, lubią pozwiedzać okoliczne miasta. - Do Chełmna jadą, na zamek w Świeciu, do Gdańska nawet. A potem wracają tu zmęczeni, siadają na huśtawce w ogrodzie i sobie gadają. Dzieciaki często śpią w namiotach, bo to też dla nich atrakcja - zauważa gospodyni.
Ale żeby namiot mógł stanąć na podwórku i żeby goście chcieli wypoczywać na powietrzu, ogród musi być zadbany. - To jest właśnie największe wyzwanie dla mnie: utrzymanie ogrodu - twierdzi pani sołtys. - Mam dużo obowiązków we wsi. Oporządzenie domu też wymaga czasu, ale ogród to go dosłownie pochłania.
Widać, że gospodyni spędza w nim mnóstwo czasu. - Co jak co, ale wokół domu musi dobrze wyglądać. To ważne dla mnie i da gości, którzy zimą wspominają te chwile i dziękują mi za nie na przykład na kartkach świątecznych, których nigdy nie zapomną wysłać - podkreśla.