Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twarda dyscyplina burmistrza Rypina

Dariusz Knapik
Za bezprawne decyzje kadrowe burmistrza Błaszkiewicza zapłacą rypińscy podatnicy
Za bezprawne decyzje kadrowe burmistrza Błaszkiewicza zapłacą rypińscy podatnicy Fot. Archiwum
Burmistrz Rypina bezprawnie zwolnił dyrektora domu kultury. Po to, by zrobić miejsce dla syna opozycyjnej radnej. A wdzięczna mama została jego stronnikiem.

Andrzej Korzeniewski kierował Rypińskim Domem Kultury od 1982 roku. W regionie włocławskim uchodzi on wśród ludzi kultury za człowieka-instytucję. Już w 1990 roku ówczesna minister Izabela Cywińska uhonorowała go odznaką "Zasłużonego działacza kultury". W kilka lat później znalazł się wśród pierwszych 60 osób odznaczonych medalem "Za zasługi dla kultury polskiej". Niedawno, za całokształt swojej pracy otrzymał nagrodę marszałka województwa.

Rypińska władza podziękowała mu na swój sposób. Latem 2007 roku Korzeniewski został dyscyplinarnie zwolniony za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych. Dziś wiadomo już, że stawiane mu zarzuty zostały spreparowane.

Tanio, jak dla Tuska

Korzeniewski przeżył już różnych burmistrzów i z każdym udało mu się znaleźć wspólny język. W listopadzie 2006 roku wybory na to stanowisko wygrał startujący w barwach PO, były wicestarosta Marek Błaszkiewicz. Podczas kampanii do Rypina zawitał sam lider PO Donald Tusk, by promować kandydata swojej partii. Impreza odbyła się w... domu kultury. Ówczesny burmistrz Krzysztof Maciejewski zbeształ potem Korzeniewskiego, że wynajął salę i sprzęt po minimalnych kosztach. Dyrektor poratował też Błaszkiewicza własnym zespołem wokalno-instrumentalnym, bo inne odmówiły mu swych występów.

W maju następnego roku wezwano dyrektora do ratusza, gdzie podsunieto mu do podpisu tzw. porozumienie stron. Dotychczas był mianowany na czas nieokreślony, teraz jego kadencja miała się zakończyć 30 kwietnia 2008 roku. Sekretarz urzędu Mikołaj Kozubowicz przekonywał, że to formalność, burmistrz chce bowiem organizować konkursy na szefów podległych mu instytucji. Korzeniewski, niczego nie podejrzewając, podpisał dokument.

W parę tygodni później do domu kultury wpadła kontrola z ratusza. Pani rewizor asystowała młoda urzędniczka, jak się potem okazało, jej własna siostrzenica. Po kilku dniach kontrolę przerwano, a dyrektorowi wręczono listę zarzutów. Po przeczytaniu nieco odetchnął, były na niej bowiem uchybienia mniejszego kalibru. Spokojnie wysłał do ratusza swoje wyjaśnienia.

Ciocia szuka haków...

W kilka dni później zatelefonowano, że ma się stawić u burmistrza. Błaszkiewicz czekał na dyrektora w asyście całego kierownictwa urzędu. Oznajmiono Korzeniewskiemu, że właśnie został... dyscyplinarnie zwolniony z pracy. Za brak nadzoru nad swoją księgową, która dopuściła się wielokrotnego złamania dyscypliny finansów publicznych.

Pod eskortą odprowadzono Korzeniewskiego do Domu Kultury, by zabrał swoje rzeczy. Nie pozwolono mu nawet na pożegnanie z załogą. W jego gabinecie urzędował już nowy dyrektor. Na dzień dobry nakazał wymienić wszystkie zamki. Potem przyszła kolej na księgową. Otrzymała dyscyplinarnie zwolnienie i polecenie opuszczenia gmachu.

Nowym dyrektorem został Paweł Moliński. Po studiach trafił do ratusza na zastępcę kierownika referatu. Jako animator kultury miał skromne doświadczenia. Ale był synem miejskiej radnej Ewy Molińskiej. Burmistrz błyskawicznie zwiększył budżet domu kultury. Prawie 2-krotnie.

Pierwsza decyzją Molińskiego było powołanie nowej księgowej. Została nią... siostrzenica pani rewident, ta sama która wraz z ciocią szukała haków na Korzeniewskiego.

Mama żegna klub

Dla formalności burmistrz urządził potem konkurs na dyrektora. Odbył się po cichu, bez ogłoszeń w prasie. Jedynym kandydatem był Moliński. W komisji zasiedli głównie podlegli Błaszkiewiczowi urzędnicy. Poprzedni konkurs na dyrektora, który wygrał Korzeniewski, oceniali m.in. przedstawiciele stowarzyszeń twórców i animatorów kultury, radni. Tym razem obyło się bez nich. Moliński wygrał bez problemu.

Radna Molińska zasiadała w opozycyjnym klubie PiS. Przez ponad rok PiS znajdował wspólny język z rządzącą w mieście PO. Ale od minionej wiosny rajców podzielił konflikt dotyczący prywatyzacji mienia komunalnego. Burmistrz, dysponujący w radzie tylko jednym głosem przewagi, miał coraz większe trudności z forsowaniem swoich planów. Tym bardziej że budziły one wątpliwości nawet w jego własnym klubie.

Wkrótce radna Molińska coraz częściej głosowała inaczej niż jej koledzy. W sierpniu ub. roku wystąpiła z klubu. Formalnie jest radną niezależną, ale podczas głosowań z reguły popiera projekty PO.

- To nie tak - mówi burmistrz Błaszkiewicz. - Pan Moliński został dyrektorem znacznie wcześniej. Dziś, nie tylko w mojej ocenie, ale i radnych, społeczeństwa, bardzo dobrze wypełnia on swe obowiązki.

Burmistrz tłumaczy, że zwiększył Molińskiemu budżet, bo jego firma przejęła od ratusza wiele zadań, a jego poprzednik... nie doszacował budżetu. Podkreśla, że to nie on, ale Moliński podjął decyzję o przyjęciu na księgową siostrzenicy pani rewident. Tłumaczy, że w takim mieście jak Rypin jest skromny rynek pracy i nie tak łatwo znaleźć fachowca.

Donosy do kosza

Na wieść o losie Korzeniewskiego zawrzało wśród działaczy kulturalnych byłego województwa włocławskiego. W jego obronie stanęły m.in. stowarzyszenia twórców, związkowcy. Wkrótce u Błaszkiewi-cza zapowiedziała się delegacja Związku Zawodowego Pracowników Kultury Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej.

- Andrzej jest wybitnym działaczem kultury. Sposób w jaki go potraktowano urąga elementarnym zasadom przyzwoitości - mówi szef związku Agata Ceglewska. Nie kryje, że po rozmowie z burmistrzem nabrała optymizmu. Błaszkiewicz obiecał związkowcom, że przemyśli swą decyzję lub rozważy znalezienie byłemu dyrektorowi jakiejś pracy.

Potem zapadła cisza. Po dwóch miesiącach, w październiku 2007 roku, Agata Ceglewska więc wystąpiła do burmistrza z oficjalnym pismem. Nie odpowiedział do dziś.

Korzeniewski, podobnie jak księgowa, pozwał do sądu swoich byłych pracodawców. Na adwokata wziął... własnego syna, który prowadzi w Toruniu kancelarię prawną. W pozwie podkreślono m.in, że burmistrz nie miał żadnych podstaw, by zarzucać Korzeniewskiemu złamanie dyscypliny finansów publicznych.

Sęk w tym, że o popełnieniu takiego wykroczenia nie decyduje burmistrz Błaszkiewicz, ale uprawniony do tego organ. Dopiero w dwa miesiące po odwołaniu dyrektora burmistrz zdecydował się skierować doniesienie do rzecznika dyscypliny finansów publicznych. A ten po miesiącu odpisał mu, że wszystkie zarzuty postawione księgowej i byłemu dyrektorowi są bezpodstawne. Orzeczenie schowano głęboko do szuflady. Dopiero pół roku później informacja o tym dotarła do Korzeniewskiego. Po wielu trudach udało mu się dostać kopię.

Podobny był final donosu do prokuratury, jaki na byłą księgową złożył dyrektor Moliński. Ale prokurator orzekł, że jest czysta jak łza.

Radna po kolacji

Miesiąc temu zapadł prawomocny wyrok w sprawie Korzeniew-skiego. Sąd orzekł jednoznacznie, że zwolniono go z naruszeniem prawa. Skoro jednak sam, niebacznie zgodził się, by jego kadencja trwała do kwietnia ub. roku, nie było podstaw, żeby przywrócić go do pracy. Przyznano mu więc 10 tysięcy odszkodowania i 3 tysiące kosztów sądowych. Ponieważ dyrektor Moliński nie palił się do wypłaty, kosztowało to Dom Kultury znacznie więcej.

- Miasto nie przegrało tego procesu. Natomiast sąd wyłowił pewien błąd proceduralny i teraz trzeba ponieść konsekwencje - twierdzi burmistrz. Nie chce jednak dyskutować o zarzutach postawionych przez niego byłemu dyrektorowi i księgowej. Zwolniona kobieta procesuje się bowiem z Domem Kultury, wyrok jeszcze nie zapadł i niezręcznie mu wypowiadać się teraz w tej sprawie. Jego zdaniem decyzja dotycząca jej dyscyplinarnego zwolnienia była jednak "merytoryczna i słuszna".

Wbrew burmistrzowi dwa tygodnie temu sąd wydał prawomocne orzeczenie, że zwolnienie księgowej było calkowicie bezpodstawne. Co więcej, przypadek ten nie kwalifikował się nawet do zwykłego zwolnienia. Zdaniem sądu powódka dopuściła się bowiem jedynie drobnych uchybień, które nie przyniosły zakładowi pracy żadnych szkód i nie raz zdarzają się w codziennej praktyce.

Sąd stwierdził też, że bliskie pokrewieństwo audytorki z nową księgową wskazuje, jak tendencyjne było to zwolnienie. Uznał jednak, że powrót powódki do pracy niesie za sobą ryzyko kolejnych konfliktów. Stąd przyznał jej odszkodowanie. I znów rypińscy podatnicy muszą zapłacic za błędy burmistrza. Kolejne 10 tysięcy plus koszta sądowe.

Była księgowa, na 7 lat przed emeryturą została bez pracy. Jest wdową, żyje ze skromnej renty rodzinnej. Nie kryje, że często musi pożyczać pieniądze od przyjaciół, by starczyło jej na życie do pierwszego.

Niedawno, podczas charytatywnego koncertu "Dar serca dla dzieci", radna Molińska po zaciętej licytacji wygrała główną atrakcję, kolację z burmistrzem. W minionym tygodniu skonsumowała wygraną w znanym, podrypińskim zajeździe "U Toniego". Jak wieść niesie, apetyty obojgu dopisywały.

Podobnie jak dobre samopoczucie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska