Kobieta odwiedziła w poniedziałek (14 grudnia) prywatną farmę dzikich drapieżników we wsi Chvojenec koło Pardubic w Czechach.
Farma reklamuje się w Internecie i można ją zwiedzać.
Według ustaleń miejscowej policji właściciel gospodarstwa uprzedzał ją, żeby nie głaskała zwierząt. Mimo ostrzeżeń, kobieta przechodząc koło wybiegu z tygrysem bengalskim zaryzykowała i włożyła rękę przez ogrodzenie, żeby pogłaskać drapieżnika.
Tygrys natychmiast zaatakował i zmiażdżył rękę kobiety aż do łokcia. Mimo szybkiej interwencji lekarze z kliniki w Hradcu Kralove nie byli w stanie uratować ręki.
Hodowla w Chvojencu jest pod kontrolą czeskiej inspekcji weterynaryjnej w Pardubicach. Do tej pory nie było pod jej adresem oficjalnych uwag. Czeskie przepisy dopuszczają prywatne hodowle dzikich drapieżników.
To nie jest pierwszy taki przypadek w Czechach. W 2019 roku nielegalnie hodowany lew zagryzł swojego 33-letniego właściciela na południu kraju.
Według myśliwych, cytowanych przez gazetę Blesk, w 2019 roku z pechowej hodowli w Chvojencu uciekł ryś, który zaaklimatyzował się w okolicznych lasach i nie daje się złapać. Zwierzę szybko wróciło do nawyków drapieżnika i skutecznie poluje, trzebią zwierzynę leśną.
Puma, która w 2009 roku grasowała na Opolszczyźnie, też mogła pochodzić z hodowli w Czechach.
