Mieli znęcać się nad tygrysami podczas transportu. Uratowane z opresji tygrysy trafiły do zoo pod Człuchowem
Ruszył proces w głośnej sprawie 10 tygrysów, które miały trafić na wschód. Transport został zatrzymany na granicy polsko-białoruskiej. O nieodpowiednie transportowanie zwierząt tj. w klatkach ograniczających ich swobodę, bez zapewnienia odpowiedniej ilości pokarmu oraz dostępu do wody, w sposób powodujący ich cierpienie i stres, w wyniku czego jeden z tygrysów padł oskarżony jest obywatel Rosji Rinat V. Z kolei dwóch włoskich kierowców - Marc A. oraz Dominic A. - prokurator oskarżył o to, że działając wspólnie i w porozumieniu znęcali się nad tygrysami transportując je w nieodpowiednich warunkach. Wskazał, że oskarżeni przewozili zwierzęta w klatkach ograniczających swobodę, w sposób uniemożliwiających dostęp do wszystkich tygrysów i monitorowanie ich dobrostanu, nie zapewniając odpoczynku, odpowiedniej ilości pokarmu i wody, a także nieodpowiednio karmiąc.
Na ławie oskarżonych zasiadają także dwaj graniczni lekarzy weterynarii – 63-letni Jarosław N. i 65-letni Eugeniusz K. – prokurator oskarżył o niedopełnienie obowiązków służbowych w związku z transportem zwierząt. Wskazał, że lekarze wiedzieli, w jakich warunkach przebywają zwierzęta, ale zaniechali niezwłocznego sprawdzenia ich stanu zdrowia.
Tuż po zatrzymaniu transportu część tygrysów trafiła pod opiekę ZOO w Poznaniu, a dwa do Canpolu pod Człuchowem. Dostały nowe imiona Feniks i Maximus. Od tego czasu minęły dokładnie trzy lata i siedem miesięcy.
{cyt]- Najgorszy był chyba dla nas ubiegły rok. Feniowi wypadł dysk. Bardzo cierpiał. Nie jadł, pokazywał, że każdy ruch jest cierpieniem. Kontakt był z nim absolutnie utrudniony. Braliśmy nawet pod uwagę ewentualną pomoc w odejściu. Na szczęście udało się go uratować i Feniu cudownie się dzisiaj prezentuje. Jest cały czas na lekach, ale myślę że nie cierpi. Bawi się swoją błękitną beczką z tą różnicą, że nie na sznurku a na ziemi. Wybieg dostosowaliśmy do jego potrzeb. Nie ma już żadnych wzniesień, a zabawki dostaje łagodne i miękkie. Takie, które nie przysporzą mu kłopotów – wspomina właścicielka ZOO w Canpolu Izabella Odejewska.[/cyt]
Pani Izabella przyznaje, że prócz zmartwień o zdrowie tygrysów, są też zabawne sytuacje.
- Także w ubiegłym roku, kiedy Feniu cierpiał, Maksiu bawił na wybiegu i tak bardzo szalał, że pewnego dnia postanowił zjeść drzewko. Kiedy konsumpcja szła mu już całkiem dobrze, okazało się że między górnymi kłami zaklinowała mu się część gałązki. Próbował ją wyjąć łapami, ale nie był w stanie. Widzieliśmy, że coś z nim jest nie tak. Następnego dnia przyszedł do opiekuna i zaczął ziewać, pokazywać… Znów wzywaliśmy fachowca. Tak że nie zawsze jest okropnie. Czasami jest naprawdę wesoło – dodaje Izabella Odejewska.
Maksiu i Feniu mają jeden wybieg, ale wychodzą na niego osobno. To terytorialne zwierzęta. Trwają przygotowania do urządzenia specjalnego i większego wybiegu. Z tygrysów Maksiu to ten mniejszy, a Feniu jest zdecydowanie większy, wręcz majestatyczny. Nikt nie wie ile mają lat i co przeszły. Nikt także nie jest w stanie określić jakiego są gatunku, bo wiele cech wskazuje że są hybrydami.
- Od kiedy tygryski są u nas, w tym czasie sześciokrotnie poddawane były procesowi sedacji. Niezwykle potrzebnemu, żeby je zdiagnozować i ustalić zagrożenie dla zdrowia. Za każdym razem dla nich i dla nas to trudny czas. Udaje nam się te procesy kończyć bez skutków ubocznych. Jako ciekawostkę powiem, że w ubiegłym tygodniu, kiedy Maksiu był diagnozowany, Feniu schował się w najciemniejszy kąt wybiegu za świerkiem i udawał że go nie ma – mówi Izabella Odejewska.
- To nie jest tylko walka o ich zdrowie i życie, ale też nauka dla nas. Są zdecydowanie inne niż reszta zwierząt. Maksiu i Feniu postawili przed nami niezwykle trudne wyzwanie. Były w śmiertelnym zagrożeniu. Takie zwierzę jest początkowo nieufne, uczy się nowego miejsca i nas opiekunów. Tym ogromnie trudnym wyzwaniem było właśnie zbudowanie zaufania. Myślę, że ten okres mamy już za sobą. Czasem z pracownikami licytujemy się, kto z nas ma u niech większe względy. Podobno gram nieuczciwie, bo zawsze mam dla nich fajną zabawkę lub smakołyk – mówi właścicielka ZOO w Canpolu i dodaje: - I lwy, i tygrysy mają niesamowitą zdolność opowiadania nam, że coś jest nie tak. Naszym zadaniem jest szybko to zauważyć i zareagować. Mnie osobiście cieszy, że nie tylko my do nich mówimy. Jest dialog i to jest chyba nasze największe zwycięstwo – mówi pani Izabella.
Sonda Dziennika Bałtyckiego
Dziennik Bałtycki TV
