Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tylko piłka! Futbolowe małżeństwo z Bydgoszczy w grze [wideo]

Mateusz Mazur
Mateusz Mazur
Marek Fabiszewski
Marek Fabiszewski
Agata Stępień i Szymon Kowalik, piłkarka i kapitan oraz prezes ekstraligowego klubu KKP Rem Marco Bydgoszcz. Na innych zdjęciach Agata Stępień w akcji.
Agata Stępień i Szymon Kowalik, piłkarka i kapitan oraz prezes ekstraligowego klubu KKP Rem Marco Bydgoszcz. Na innych zdjęciach Agata Stępień w akcji. Arkadiusz Wojtasiewicz
Kapitan Agata Stępień i prezes Szymon Kowalik z KKP Rem Marco Bydgoszcz po raz pierwszy spotkali się wiosną 2006 roku, a jesienią tego samego roku byli już razem. I żonglują piłką do dziś. Także w domu.

Śmieją się, że połączyły ich... pieniądze. Jeśli rozmawiali o futbolu, często się kłócili. Tak było jeszcze półtora roku temu.

Gdy się poznali ona była zawodniczką, on przyszłym sponsorem upadającej wtedy sekcji kobiecego futbolu w Brdzie Bydgoszcz (jej kontynuacją jest teraz KKP Rem Marco Bydgoszcz).

Jak się poznali? - Pierwsze spotkanie było w szatni - mówi Szymon Kowalik. - Gdy pojawiłem się w klubie Brda jako sponsor pewnie pierwszy raz gdzieś tam zetknęliśmy się z Agatą wzrokiem (śmiech). Potem były kolejne okazje, mecze u siebie, na wyjeździe. Wtedy nie jeździło się autokarem, tylko prywatnymi samochodami.

Agata Stępień pamięta ten moment podobnie i zdradza więcej szczegółów. - Szymon przyszedł na jakiś trening z kolegą, został przedstawiony jako nasz sponsor. Wtedy jeszcze nic się nie działo, mówiliśmy sobie na pan, pani. Potem mieliśmy zakończenie sezonu w jakiejś restauracji…

- …na Zawiszy w „Golu” - dopowiada Szymon.
- ...i ja potrzebowałam podwózki, bo musiałam pojechać pilnie do banku. I poprosiłam właśnie Szymona. To była taka pierwsza nasza rozmowa nie o piłce. I wtedy, myślę, zaiskrzyło.

Teraz śmieją się, że wtedy połączyły ich pieniądze.

Agatę Stępień pytamy, dlaczego wybrała piłkę nożną, a nie np. siatkówkę, czy koszykówkę? - Tak naprawdę nigdy się nie patrzy na to, co jest popularne, liczy się to, co kochasz, czym się pasjonujesz. Od kiedy pamiętam, o Boże, od zawsze, kiedy byłam dzieckiem, to grałam w piłkę. Zaczynałam z chłopakami, tak jak większość z tych dziewczyn teraz w klubie. U mnie w rodzinie nikt nie grał w piłkę, ani brat, ani siostra. Nie wiem, kto mnie zaraził tą piłką. Ale tak zostało do dzisiaj, będzie już dobre trzydzieści lat.

- Kiedy trener Adam Góral zaproponował mi funkcję kapitana, nie zgodziłam się. Mam dwójkę dzieci, swoje obowiązki i nie byłabym w stanie podołać temu zadaniu, nie mam na to czasu. A kapitanem trzeba być także poza boiskiem - Agata Stępień, którą koleżanki i tak wybrały kapitanem zespołu KKP Rem Marco Bydgoszcz.

W wypadku Szymona Kowalika pytanie narzuca się też samo - dlaczego futbol kobiecy, a nie męski, który w Bydgoszczy a większe tradycje i sukcesy. - W piłce męskiej kiedyś pracowałem w Zawiszy z Krzyśkiem Straszewskim (były prezes KKP - przyp. Fa). Potem była przerwa. A później zareagowałem z kolegą na ogłoszenie, które ukazało się w „Expressie Bydgoskim” w 2006 roku. Był taki apel śp. Wiesia Bileckiego, ówczesnego prezesa i trenera w Brdzie Bydgoszcz, o pomoc do sponsorów, którzy mogliby się pojawić w kobiecej piłce. Pojechaliśmy z kolegą, a to co zobaczyliśmy, wołało o pomstę do nieba. To był już schyłek klubu, dziewczyny nie miały nawet wody do kąpania, nie było prądu. Jak zobaczyliśmy w jakim sprzęcie trenują, jakimi piłkami grają, żal było na to patrzeć. Postanowiliśmy z kolegą, że w jakimś stopniu pomożemy. Zakupiliśmy dresy, komplety meczowe, ortaliony, nowe piłki, sprzęt za około 15 tysięcy złotych. Od razu lepiej to wyglądało, jak dziewczyny to zobaczyły, to była radość. Wtedy zespół Brdy był w pierwszej lidze. Poprzez to, że pomogliśmy raz, przyjechałem na mecz raz i drugi, wciągnąłem się. Pomyślałem sobie, że może coś z tego wyjdzie. Wtedy nie przypuszczałem, że to będzie trwało aż do teraz. Jestem czternasty rok przy piłce kobiecej.

Ze sportem dużo wspólnego ma też ich 8-letnia córka Maja. - Maja jest dzieckiem, które najchętniej nie wracałoby do domu, dla którego doba mogłaby trwać najchętniej po 36 godzin – wyjaśnia Szymon. - Trenowała już wszystko co możliwe. Gimnastykę od trzeciego roku, czyli już piąty rok. A chodziła też na tańce, trenowała dżudo, jeszcze sobie zamarzyła rolki. To jest dziecko, które wraca o godzinie 20.00 do domu i nie jest zmęczone.

- Ona przekracza próg domu i mówi: mama, nudzi mi się, co ja mam teraz robić? - dodaje Agata.

Brat Mai, 4-letni Filip, jeszcze się „nie określił” w sportowym temacie.

Klubowe obowiązki taty i mamy sprawiają, że opieką nad dziećmi sportowe małżeństwo dzieli się z najbliższymi. - Niestety, moi rodzice mieszkają w Holandii, więc nie są w stanie nam pomóc. Tu, na miejscu, możemy liczyć tylko na rodziców Szymona. Gdyby nie babcia, to nie podołalibyśmy – tłumaczy Agata Stępień.

- O ile grając w pierwszej lidze na mecze jeździliśmy w dniu meczu, to już teraz w ekstralidze, nasze wyjazdy i nieobecności w domu są dłuższe – dopowiada jej mąż. - Nie chcemy obciążać za dużo babci, więc korzystamy też z pomocy znajomych. Maja jest już w takim wieku, że w domu nie usiedzi. I tu nie chodzi tylko o weekendy, bo w tygodniu też mamy swoje zajęcia i co wtedy zrobić z dziećmi?

Oboje znają się od 2006 roku, od dłuższego czasu życie dzielą między domem poza Bydgoszczą a klubem na Słowiańskiej w Bydgoszczy.

Szymon prezes klubu, Agata piłkarka z funkcją kapitana, córka Maja też już trenuje piłkę, w piłkę grał też dziadek Edward – to jaki może być najważniejszy temat w domu, przy rodzinnych spotkaniach? Wiadomo. Ale...

- Jeszcze jakiś rok temu, półtora, rozmawialiśmy w domu bardzo często o piłce, przy czym każda nasza rozmowa kończyła się kłótnią. Teraz rozmawiamy również, z tym że ograniczamy się do minimum, bo już mamy doświadczenie i wiemy, że to nie ma sensu – tłumaczy Agata.

- Agata ma rację, przy czym nie rozmawiamy o piłce w naszym klubie. Ona zawsze miała odmienne zdanie. Ja z racji tego, że żyję tematem na okrągło, z każdym trenerem, który tu był, miałem rozmowy i analizy. Widzieliśmy i widzimy jak gra zespół, już nie chodzi o Agatę, ale o wszystkie zawodniczki. One patrzą na swoją grę z innej perspektywy niż trener, czy prezes. Zdarzało się, że dochodziło, może nie do kłótni, ale rozbieżności zdań z Agatą. I nie mogliśmy dojść do consensusu, więc stwierdziliśmy, że lepiej jak te tematy będą podejmowane na linii zawodniczka - trener, a w domu nie będziemy tego rozwijać.

Starają się „nie przynosić” do domu pracy, ale nie zawsze się to udaje, właściwie nigdy się nie udaje.

- Z piłką jesteśmy związani na co dzień. My akurat o piłce nie moglibyśmy nie rozmawiać. W domu telewizor włączony jest cały czas, w zasadzie codziennie oglądamy mecze, czy to liga polska, czy angielska lub inna. Grają nasi rywale, to sprawdzamy w Internecie. Agata jest w kuchni, pije kawę, ja na piętrze, czy w garażu i wołamy do siebie, widziałaś to, widziałaś tamto. Córka Maja często nas wyręcza i informuje, że Legia prowadzi 1:0. Nie muszę oglądać meczu, żeby znać wynik (śmiech).

Agata Stępień jest kapitanem zespołu, ale wcale nie chciała opaski. Po co jej to? Tylko duże obciążenie i presja. - Dla nie to ogromna odpowiedzialność. Kapitan kojarzy mi się z osobą, która powinna trzymać cały zespół razem. Kiedy trener (Adam Góral - przyp. Fa) zaproponował mi funkcję kapitana, nie zgodziłam się. Mam dwójkę dzieci, swoje obowiązki i nie jestem w stanie podołać temu zadaniu, nie mam na to czasu. A kapitanem trzeba być także poza boiskiem. Trener zrobił głosowanie w szatni, a dziewczyny i tak wybrały mnie. Po prostu nie miałam wyboru. To dla mnie trudne, bo nie uczestniczę w życiu drużyny tak jak powinnam, jako kapitan. Sama czuję, że się nie sprawdzam do końca.

- W zasadzie codziennie oglądamy mecze, czy to liga polska, czy angielska lub inna. Grają nasi rywale, to sprawdzamy w Internecie. Agata jest w kuchni, pije kawę, ja na piętrze, czy w garażu i wołamy do siebie: widziałaś to, widziałaś tamto - Szymon Kowalik, prezes KKP Rem Marco Bydgoszcz.

Z kolei Szymon Kowalik jako prezes musi ogarniać wszystko: organizację, finanse, kadrę zespołu, szkolenie, treningi i mecze, zwłaszcza te wyjazdowe. - Zawodniczka, trener, czy kierownik, którzy bywają w klubie, wiedzą, że prowadzenie klubu, cała organizacja, to nie jest tylko pojawienie się na meczu, spijanie śmietanki, jak są zwycięstwa. To jest naprawdę dużo pracy, która, nie będę ukrywał, w moim wypadku jest kosztem rodziny, dzieci. Zresztą granie Agaty, jeszcze z funkcją kapitana oraz moja rola, jako prezesa wypełniają nam czas w większości w klubie. Ona trenuje, ja mam sprawy organizacyjne.

Czego nauczył sport piłkarskie małżeństwo z Bydgoszczy? Czy ma on przełożenie na sprawy życiowe? - Jest to coś, co dziś powtarzam naszej córce. Sport uczy przede wszystkim dyscypliny, uczy od małego funkcjonowania w grupie, samodzielności. I jeszcze, właściwie powinienem od tego zacząć, uczy pokory - tłumaczy Szymon Kowalik. - Przez moją dzisiejszą działalność mam kontakt z ludźmi biznesu, z ludźmi z innych środowisk, nie tylko Kujawsko-Pomorskiego ZPN, ale także PZPN. To są tez kontakty, które kiedyś w życiu mogą się przydać. A przez to, że klub jest w ekstralidze, zostałem nominowany przez prezydenta miasta Rafała Bruskiego do Bydgoskiej Rady Sportu. Jest to na pewno jakieś kolejne doświadczenie, które być może zaprocentuje kiedyś w innych dziedzinach życia.

Agata Stępień dodaje: - Mogę powiedzieć, jak to wygląda przez pryzmat Mai. Sport naprawdę nauczył ją pokory. Ona była zawsze faworyzowana, była pierwszym naszym dzieckiem i zawsze wszystko robiła najlepiej, tak myślała, we wszystkim chciała być pierwsza. Jak zaczęła grać w piłkę, zaczęły się porażki, niestrzelone gole, to zaczęła na to wszystko patrzeć troszeczkę inaczej. I nauczyła się właśnie tej pokory. Ogólnie uważam, że dla młodzieży, dla dzieci sport jest ratunkiem. Dzieciaki przede wszystkim przebywają wtedy w grupie, w której każdy siebie wspiera, rozwijają się społecznie. W dzisiejszych czasach dzieciaki sięgają po różne rzeczy, zajmują się różnymi dziwnymi rzeczami, zamykają się w pokojach i żyją w świecie wirtualnym. Mam nadzieję, że nasze dzieciaki pójdą mocniej w sport.

KKP Rem Marco jest beniaminkiem ekstraligi. Klub i zespół od początku sezonu zderzył się z twardą rzeczywistością. Bardziej sportowo, niż organizacyjnie (tu jest liderem, bo jak podkreśla Szymon Kowalik, wszyscy, którzy przyjeżdżają na mecze do Bydgoszczy chwalą gościnę, organizację, a media dodatkowo możliwość uczestniczenia w pomeczowych konferencjach - a to w kobiecej ekstralidze nie jest regułą, choć jest taki nakaz PZPN).

Nikt nie lubi przegrywać w życiu, a sportowiec tym bardziej. Jesień KKP była jaka była, seria przygnębiających porażek. Jak zatem radzą sobie z tym kapitan i jej koleżanki z zespołu? - Jeżeli nie ma wyników, to się odechciewa wszystkiego. Najlepszy sposób, żeby wrócić do równowagi po przegranym 0:11 meczu jest spotkanie z drużyną. Po każdym meczu się spotykamy, nie wytykamy sobie błędów, rozmawiamy po prostu, że jako drużyna mogliśmy zrobić coś więcej, lepiej. Nie ma czegoś takiego, że się załamujemy, że mamy zwieszone głowy. Mówimy sobie: dobra, w następnym meczu damy radę. O, w tym wypadku czuję się jak kapitan, że chcę o mogę jakoś doraźnie pomóc. Końcówka jesieni była już bardziej optymistyczna, pierwsze punkty wygrane w lidze i pucharze, awans do ćwierćfinału. Wierzę, że wiosną będzie jeszcze lepiej – podsumowuje jesień i wybiega w niedaleką przyszłość Agata Stępień.

- Maja zawsze wszystko robiła najlepiej, tak myślała, we wszystkim chciała być pierwsza. Jak zaczęła grać w piłkę, zaczęły się porażki, niestrzelone gole, to zaczęła na to wszystko patrzeć troszeczkę inaczej. I nauczyła się pokory - Agata Stępień o 8-letniej córce Mai.

A jak patrzy na sportowe problemy prezes klubu? Wiedział, że będzie ciężko, bo to jest ekstraliga, najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce. Amatorski klub, bo takim był w pierwszej lidze KKP, zamienia się w półprofesjonalny zespół. Na pełen profesjonalizm pracują wszyscy ludzie w klubie ze Słowiańskiej 7 w Bydgoszczy.

- Jeśli są porażki, to na pewno nie można przejść obok nich obojętnie. To jest nawet nie kawałek, ale duża część naszego życia, dlatego każda porażka boli. Z trenerem mam kontakt nie tylko w klubie, spotykamy się, dużo rozmawiamy. Pilnujemy się, żeby godzinę, dwie po meczu za dużo nie mówić, bo głowy są czasami gorące. Potem próbujemy pewne rzeczy wyjaśnić, doszukiwać się, dlaczego poszło tak, a nie inaczej.

Z potrzeby chwili zrodziły się różne pomysły na integrację i odbudowanie zwycięskiego ducha w zespole. - Były spotkania z psychologiem, trening z futbolem amerykańskim, gdzie koledzy z „Archersów” nam pomogli, wspólne wyjścia do kina, na gokarty, żeby zespół rozluźnić. Trener Adam Góral dużo rozmawia z dziewczynami, tłumaczy czego one z pozycji graczy nie widzą. Sytuacja po tym 0:11 w Łodzi pokazała, że musimy działać razem, a nie reagować osobno, każdy po swojemu. Razem wygrywany, razem przegrywamy. To jest powiedzenie, które wielokrotnie u nas przerabialiśmy – kończy Szymon Kowalik, prezes KKP Rem Bydgoszcz, beniaminka kobiecej ekstraligi i ćwierćfinalisty Pucharu Polski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tylko piłka! Futbolowe małżeństwo z Bydgoszczy w grze [wideo] - Express Bydgoski

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska