- Lasy powinny być dla wszystkich, także dla miłośników jazdy terenowej, których w Polsce przybywa - zauważa Katarzyna Maty-sek z Bydgoszczy, która bezskutecznie zabiegała o pozwolenie na jazdę jeepem po Borach Tucholskich. - Nie po to, żeby wycinać drzewa czy śmiecić. Chciałam pozwiedzać, popatrzeć na przyrodę, posłuchać lasu. Pieszo, zwłaszcza z dwójką małych dzieci, nie sposób obejrzeć wszystkiego.
Mimo uczciwych zamiarów, Czytelniczka musiała obejść się smakiem. - Przepisy jasno stanowią, komu wolno jeździć po lesie. Nie będziemy robić wyjątków dla kierowców pojazdów terenowych, tym bardziej dlatego, że ich przybywa. Ważniejszy jest spokój wypoczywających w lasach ludzi i żyjących w nich zwierząt, a także czyste powietrze - ucina Dorota Piechocka, zastępca nadleśniczego w Nadleśnictwie Osie.
Tylko się nie zatrzymujcie!
Akurat na terenie tego nadleśnictwa wyjątkowo dużo dróg udostępniono dla ruchu kołowego. - Wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom zbieraczy grzybów czy jagód, dlatego - we współpracy z sołectwami - wytyczamy coraz więcej leśnych parkingów. Bo trzeba pamiętać, że chociaż droga jest udostępniona do ruchu, nie wolno się przy niej zatrzymywać - zaznacza Dorota Piechocka.
Może być to przyczyną nieporozumień, z racji niewielkiej liczby znaków drogowych w lasach. Leśnicy tłumaczą, że nie sposób oznakować wszystkie, bo leśnych traktów jest za dużo.
Nie ma sensu ryzykować
Podkreślają przy tym, że zakaz wstępu do lasu służy także kierowcom. - Gdyby każdy mógł wjechać do lasu, to oprócz szkód, np. kradzieży drzew czy kłusownictwa, narażalibyśmy kierowców na wypadki, bo nawierzchnia dróg leśnych z reguły jest fatalna - zauważa Dorota Piechocka.
I tak do lasu mogą bez obaw wjeżdżać jedynie leśnicy, myśliwi, właściciele lasów, policjanci, strażacy i inne służby ratunkowe oraz ścigające przestępców.
W razie złamania tego przepisu, można zapłacić 200 zł mandatu.