https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tylko swoi

Iza Wodzińska
To jest historia prywatyzacji jednego z największych państwowych przedsiębiorstw w Toruniu - Fabryki Wodomierzy i Zegarów Metron. Historia o tym, jak bez większych pieniędzy przejąć kontrolę nad sporą firmą.

     Jest kwiecień 1994 roku, w Polsce rządzi SLD z PSL, prezydentem jest Lech Wałęsa. Dyrektor państwowej FWiZ Metron Leszek Pilarski i jego zastępca ds. marketingu Krzysztof Surdykowski - w imieniu swojej firmy - zakładają spółkę z o.o. Metron Investment. MI jest firmą państwową - 100 proc. udziałów (za 750 milionów starych złotych, czyli 75 tys. dzisiejszych złotówek) objął bowiem i pokrył gotówką państwowy Metron. Sześć i pół roku później prywatny już i kontrolowany przez Pilarskiego MI przejmie państwową fabrykę.
     Wyjęte z Metronu
     
W Radzie Nadzorczej MI zasiada cały menedżment Metronu: Pilarski (przewodniczący), Surdykowski, Arkadiusz Szymański (główny księgowy Metronu), Zbigniew Rojko i Józef Ciurko.
     Dwa miesiące później MI zostaje zasilony kolejnym zastrzykiem pieniędzy wyjętych z państwowego Metronu i podwyższa kapitał zakładowy o 45 tys. zł (450 mln na stare pieniądze - denominacja nastąpi rok później). Kilka dni potem każdy z 980 pracowników Metronu kupuje 1 udział za 500 tys. zł (dziś 50 zł) w MI.
     Pracownicy kupują udziały, bo nęci ich nakreślona ręką szefów przedsiębiorstwa wizja pracowniczej prywatyzacji. Kupują, bo wierzą, że posiadanie udziałów gwarantuje pracę. Sprzedającym jest ich pracodawca - państwowy Metron, który nadal zachowuje większościowy pakiet udziałów (1 420 za 710 mln starych zł łącznie).
     Pojawiają się "równiejsi"
     
Do czego potrzebni są MI udziałowcy-pracownicy Metronu? Bo tylko spółka pracownicza może liczyć na uprzywilejowany rodzaj przejęcia państwowego przedsiębiorstwa - leasing pracowniczy. (Oznacza to, że MI powstał 8 lat temu właśnie po to, by w taki sposób przejąć państwowy majątek.)
     3 miesiące później kapitał zakładowy zostaje podniesiony po raz kolejny i wynosi już 10 miliardów starych zł (1 mln zł). Wśród największych udziałowców są:
     - państwowy Metron (za 1,7 mld starych zł),
     - Włodzimierz Lajzer (główny technolog przedsiębiorstwa), Ewa Pilarska (żona Lecha Pilarskiego),
     - Danuta Rojko (żona jednego z dyrektorów Metronu),
     - Anna Skulska (żona szefa zakładowej Solidarności),
     - Elżbieta Surdykowska (żona dyrektora Surdykowskiego), Urszula Szymańska (żona głównego księgowego),
     - Henryk Wojciechowski (szef zakładowego związku związanego z OPZZ).
     To początek, więc te prywatne udziały wciąż nie są duże - pakiet małżonki dyrektora Pilarskiego wart jest 209.000.000 starych zł (obecnie 20,9 tys. zł). - Wątpię, by wchodzili "za swoje" - mówi były pracownik przedsiębiorstwa. Nie wykluczone, że ma rację. Ogólnopolskie i regionalne gazety opisują w tym czasie zjawisko niesłychanej fali "wniosków racjonalizatorskich", pojawiającej się w państwowych firmach, gotujących się do prywatyzacji pracowniczej.
     Wybrani i wtajemniczeni
     
Za te nagłe przypływy inwencji przedsiębiorstwa płaciły spore pieniądze dyrektorom i kierownikom różnego szczebla, a także innym wybranym osobom. - To samo zdarzyło się w Metronie. Dzięki takim pieniądzom ludzie ci nabywali spore pakiety udziałów MI. Od początku wszyscy zdawali sobie sprawę, że chodzi o dużą grę: przejęcie przedsiębiorstwa - mówi nasz informator. - Nie, nie wszyscy wiedzieli, co z tego może być i że w sprzyjających okolicznościach można sporo zarobić! Ja - tak. Dlatego potraktowałem kupno udziałów jako inwestycję życia, włożyłem w nią oszczędności 20 lat pracy, w tym na wysokich stanowiskach w przedsiębiorstwie - opowiada pracownik menedżmentu.
     W 1995 i 1996 roku państwowy Metron jeszcze kilka razy odsprzedaje własne udziały w MI - pod koniec tego okresu zostaje mu tylko jeden udział za 50 zł. Kupują pracownicy Metronu i ich rodziny - najwięcej ci, którzy mieli największe pakiety w pierwszym roku działalności spółki. To dla nich po raz kolejny uruchamia się mechanizm wniosków racjonalizatorskich. Pakiet Ewy Pilarskiej wart jest już 86,7 tys. zł. MI zarabia głównie na sprzedaży tego, co produkuje (i czym wcześniej handlował) Metron - w 1996 roku ma zysk 650 tys. zł.
     Dyrektor Pilarski prezesowi Pilarskiemu
     
W maju 97. roku MI - na podstawie umowy ze Skarbem Państwa - przejmuje zarządzanie państwowym Metronem. W jego imieniu przedsiębiorstwem podejmuje się zarządzać... Leszek Pilarski (miesiąc później zostanie członkiem zarządu MI). Firmę zarządzającą rekomendował naturalnie dotychczasowy dyrektor... Leszek Pilarski. W grudniu 97. Ewa Pilarska ma udziały za 88,5 tys. zł, a MI - m. in. dzięki porządnie opłacanemu kontraktowi na zarządzanie Metronem - zysk roczny w wysokości 981 tys. zł.
     Spółka zatrudnia cały czas zaledwie kilkanaście osób: kilkuosobowy zarząd, księgowych, sekretarki, marketingowców, pracowników biura obsługi klienta i dwóch sklepów. W 99. roku (piątym roku działalności) posiada jedynie: komputery i sieć, do której są podłączone, klimatyzatory, telefony komórkowe, kserokopiarki i kasy fiskalne, 1 wózek widłowy oraz drobiazgi za 2 tys. zł. Ale, dzięki nowej emisji udziałów, kapitał zakładowy wynosi już 8 mln zł. Kto te udziały kupił i za co?
     Pożyczka z Metronu na prywatyzację Metronu
     
Znowu skromni pracownicy państwowego toruńskiego przedsiębiorstwa! - Każdy, kto chciał, mógł wziąć z kasy przedsiębiorstwa "pożyczkę prywatyzacyjną". Jej wysokość zależała od stażu pracy. Na mnie przypadało ok. 2 tys. zł, ale byli i tacy, którzy mogli wziąć kilkadziesiąt tysięcy. Podpisywało się oświadczenie, że odda się z przyszłej dywidendy! Wszyscy z mojego otoczenia brali te pieniądze - opowiada nasza informatorka. - Fundusz prywatyzacyjny został utworzony zgodnie z prawem. Ale wtajemniczeni mogli liczyć na większe z niego pieniądze. Jego część bowiem wydzielono i przeznaczono na jeszcze większe pożyczki dla tych, którzy już i tak posiadali największe pakiety udziałów. To była "zachęta do inwestowania". Gdy podwyższano kapitał, wartość moich udziałów wzrosła 3 razy - twierdzi jeden z byłych kierowników wyższego szczebla, obecnie właściciel jednego z większych pakietów udziałów.
     Inni pracownicy mówią jeszcze o "wtajemniczonych", dla których prezes Pilarski "załatwiał" poręczaną przez Metron pożyczkę na zakup udziałów w jednym z komercyjnych banków. Nie udało mi się tego jednak potwierdzić.
     Dlaczego Rogacki i Buzek mówią "tak "?
     
W kwietniu 99. roku (w pięć lat od powstania, po pięciu latach realizowania precyzyjnego planu) MI występuje do wojewody kujawsko-pomorskiego (jest nim Józef Rogacki z AWS) o prywatyzację bezpośrednią Metronu na zasadzie leasingu pracowniczego.
     Nie wiadomo, dlaczego Józef Rogacki zgodził się na nią. Może myślał, że to lepsze niż oddanie przedsiębiorstwa w pacht NFI (Narodowe Fundusze Inwestycyjne nie cieszą się generalnie dobrą sławą)? Może przekonał go argument o utrzymaniu zatrudnienia i spokoju społecznym wokół prywatyzacji (kolejni wojewodowie są rozliczani z "planu prywatyzacyjnego", więc chcą prywatyzować szybko i w miarę bezboleśnie)? Może szalę przeważył ważny prawicowy minister, który rychło obejmie spory pakiet udziałów MI? A może ksiądz "z głową na karku", w pierwszych latach demokracji członek komisji weryfikującej byłych milicjantów i pracowników Służby Bezpieczeństwa (też wkrótce stanie się udziałowcem)? - Leasing pracowniczy został stworzony przez ustawodawcę dla niewielkich przedsiębiorstw. W przypadku Metronu takie rozwiązanie wymagało zgody prezesa Rady Ministrów. I taka zgoda została udzielona - mówi dyrektor toruńskiej delegatury Ministerstwa Skarbu Państwa Waldemar Szczepański.
     W grudniu 2000 roku umowa leasingowa została podpisana. W tym samym miesiącu MI zmienił nazwę na "Metron Fabryka Zintegrowanych Systemów Opomiarowania i Rozliczeń", a państwowy Metron przestał istnieć.
     Wszystko w rodzinach
     
Pracownicy przeszli do tego nowego Metronu. Państwowym majątkiem zlikwidowanego przedsiębiorstwa włada MI (dziś używa nazwy Metron), nad którym faktyczną kontrolę sprawuje kilka związanych z menedżmentem rodzin:
     - Pilarscy (rodzina prezesa),
     - Szymańscy (rodzina głównego księgowego),
     - Wiśniewscy (rodzina wiceprezesa Huberta Wiśniewskiego), Janiccy (rodzina dyrektora Sławomira Janickiego),
     - Groccy (rodzina wiceprezes Ewy Grockiej),
     - Surdykowscy (rodzina jednego z dyrektorów).
     Spore pakiety udziałów mają obaj główni związkowcy: szef Solidarności Jacek Skulski (z żoną) i szef związku opezetzetowskiego Henryk Wojciechowski. Dziwnym trafem, tuż przed prywatyzacją sporo udziałów objęli pracownicy naukowi Uniwersytetu Mikołaja Kopernika: Danuta Janicka (pracownik naukowy wydziału prawa), Henryk Nowicki (też wydział prawa) i Ryszard Lorenczewski (prodziekan na wydziale ekonomii). Dwaj ostatni zasiadają w radzie nadzorczej firmy. W Metronie mówi się, że to oni tak skutecznie doradzali Pilarskiemu w prowadzeniu procesu prywatyzacji - od początku do końca.
     Sentyment do Solidarności
     
Jeszcze dziwniejsze jest to, że wśród udziałowców na ostatniej prostej przed prywatyzacją znaleźli się eksminister w rządzie Buzka Michał Wojtczak oraz proboszcz jednej z toruńskich parafii i kapelan policji w jednej osobie ks. Stanisław Kardasz. Jak do tego doszło? - Po prostu kupiłem udziały, zapłaciłem! - odpowiadają obaj.
     - To bardzo dziwne. Ja także byłem zainteresowany kupnem, ale odmówiono mi, powiedziano, że nie mam szans. A chciałem zainwestować gotówkę - wspomina emerytowany pracownik Metronu, który wiele lat pracował za granicą.
     - Zabiegał pan o kupno, czy to panu zaproponowano? - pytam eksministra Wojtczaka.
     - Nie pamiętam
     - Zna pan prezesa Pilarskiego?
     - Znam. Poznałem go, kiedy on był dyrektorem państwowego przedsiębiorstwa, a ja szefem regionalnej Solidarności.
     Dobre stosunki z działaczami Solidarności to w działalności prezesa Pilarskiego rys charakterystyczny - przewodniczący zakładowej organizacji tego związku Jacek Skulski to jeden z jego zaufanych ludzi. Podobnie jak Wojtczak, także Skulski (wspólnie z żoną) ma spory pakiet udziałów. - Nie będę się tłumaczył, co robię z moimi pieniędzmi - tak reaguje główny solidarnościowiec Metronu na propozycję rozmowy o prywatyzacji przedsiębiorstwa. Biznes na prywatyzacji Metronu postanowił też zrobić przewodniczący związku zrzeszonego w OPZZ Henryk Wojciechowski (- Nie jestem zainteresowany rozmową z panią!). I on, i Skulski zasiadają w radzie nadzorczej firmy. Jak to związkowcy.
     Ks. Kardasz sprzedaje - czyli kłopoty!
     
Ks. Kardasz twierdzi, że prezesa Metronu prywatnie nie zna. - Raz w życiu chciałem zrobić biznes, więcej takiego głupstwa nie popełnię! Przez dwa lata ani złotówki dywidendy i jeszcze gazety wycie... piszą o mnie! Chcę sprzedać udziały, ale nie chcą ich odkupić. Prezes Pilarski twierdzi, że tylko zgromadzenie wspólników może zdecydować - denerwuje się.
     - Nie tylko ksiądz dobrodziej boi się o swoje pieniądze. Firma ma problemy, stąd kilka nerwowych ruchów - mówi prezes jednej ze spółek zależnych. Te nerwowe ruchy to przede wszystkim opisana w "Pomorskej" próba znacznego, prawdopodobnie fikcyjnego, podniesienia kapitału w jednej z takich spółek, Metron Clocks - po to, by spółeczka mogła poręczyć przeterminowany kredyt Metronu. Prezes MC Aniela Hebel-Szmak nie zgodziła się na ten manewr - i natychmiast straciła pracę. - Panowie z rady nadzorczej przyszli do mojego gabinetu, kazali wyjść sekretarkom i powiedzieli, że jestem zwolniona. Mówili podniesionymi głosami, byli zdenerwowani. Zakazano mi wstępu do firmy, wyłamano zamki w moim biurku i biurowych szafach - wspomina była prezes.
     Sprawą zajmuje się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuratura. Byłbyż to krach pięknego snu o bogactwie?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Jajko na miękko. Przy tych chorobach lepiej unikać jajka w tej formie

Jajko na miękko. Przy tych chorobach lepiej unikać jajka w tej formie

Tragiczny finał wypadku w Grudziądzu. Zmarła potrącona rowerzystka

Tragiczny finał wypadku w Grudziądzu. Zmarła potrącona rowerzystka

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska