Czytelnik wyszedł z domu i na wysokości cmentarza zobaczył leżącego na ulicy człowieka. - Widziałem z daleka, że każdy go mijał - opowiada. - Nikt się nie zapytał, czy trzeba mu pomóc. Nikt nawet nie przystanął. Policji teraz w Kamieniu nie ma, więc nie ma gdzie dzwonić po pomoc. A nawet jakbym zadzwonił, to i tak jechaliby z Sępólna pół godziny. Postawiłem go, wciągnąłem koszulę, bo już był prawie sztywny z tego zimna. A ludzie szli i śmiali się, że pijakowi pomagam. A gdyby tak to był ktoś z ich rodziny?
Czytelnik opowiada, że w Anglii byłoby to nie do pomyślenia, bo przebywając tam jakiś czas, niejednokrotnie widział, że ktoś się potknął, a policjanci przystawali samochodem na środku ulicy, wychodzili i pytali, czy nie trzeba pomóc.
Czytaj: Tak żyją bezdomni w bydgoskim schronisku
- Kamień to jest mała miejscowość, tu wszyscy znamy się z widzenia - mówi Czytelnik. - Trzeba było tego człowieka kilkadziesiąt metrów do domu podholować, ale każdy się uśmiechał, bo myślał, że ja sobie z nim popiłem. I do żony od razu plotki doszły, że z pijakiem stałem.
Mieszkaniec ściągnął posiłki i wspólnie ze szwagrem udało mu się przetransportować delikwenta do domu.
W ośrodku pomocy społecznej w takich wypadkach radzą dzwonić na numer 112. Więcej o sprawie w poniedziałkowej (27 stycznia) "Pomorskiej".
Czytaj: Gdzie bezdomny znajdzie schronienie?
Czytaj e-wydanie »