Fundacja Watch Health Care, którą Łanda założył w 2010 r., zbiera i weryfikuje informacje o ograniczeniach w dostępie do podstawowych świadczeń zdrowotnych. Czyli tych, które należą się chorym w ramach ubezpieczenia. Dotąd zebrała ok. 200 porażających przypadków długiego oczekiwania przez ciężko chorych na badania, wizyty u specjalistów i terapie. Pozyskane od pacjentów informacje fundacja przesyła do NFZ i resortu zdrowia.
Każdy, kto jest ubezpieczony, ciężko zachorował i musi czekać na zagwarantowane świadczenie może zgłosić swój przypadek. Wystarczy wejść na stronę www. korektorzdrowia.pl. W formularzu, który się wyświetla nie trzeba podawać żadnych danych osobowych.
Lektura już zgłoszonych przypadków poraża. Oto kilka z nich:
- kobieta, lat 42 lata, z podejrzeniem raka piersi (po mammografii i ocenie zmian wykazanych w badaniu USG), dostała skierowanie z poradni onkologicznej na biopsję cienkoigłową; niestety - musi czekać 4 miesiące; badanie może wykonać prywatnie, w ciągu tygodnia, musi jednak zapłacić 150-250 zł;
- mężczyzna, 67 lat, u którego potwierdzono w badaniu USG rozrost gruczołu krokowego; ma podwyższony poziom PSA; istnieje podejrzenie raka prostaty; urolog zlecił wykonanie biopsji stercza; chory ma czekać dwa miesiące; prywatnie może zrobić to badanie w ciągu 7 dni, pod warunkiem że zapłaci ponad 300 zł;
- 67-letni mężczyzna ma raka podstawnokomórkowego w lewej okolicy oczodołowej; został zakwalifikowany na zabieg chirurgiczny usunięcia zmiany, ale musi czekać 5 miesięcy; prywatnie ten zabieg będzie go kosztować od 500 do 1000 zł; poczeka tylko tydzień.
Krzysztof Łanda, lekarz z wykształcenia (jest ekspertem od oceny technologii medycznej i ekspertem Polskiej Unii Onkologii, wcześniej był dyrektorem departamentu gospodarki lekami w centrali NFZ) twierdzi, że bezpłatna służba zdrowia to fikcja. Bo ciężko chorzy ludzie, którym w publicznych placówkach każe się czekać miesiącami, w końcu leczą się prywatnie.
Urzędnicy NFZ (i nie tylko oni) twierdzą, że w bogatszych od Polski krajach też są kolejki na badania i operacje. Ale czy takie jak u nas?
Zajrzeliśmy wczoraj na "listy oczekujących" w bydgoskich szpitalach. Oto dwa przykłady: w kwietniu w oddziale neurochirurgii w "Juraszu" zapisanych było ponad 530 chorych. Średni czas oczekiwania na przyjęcie wynosił 955 dni! Do oddziału paraplegii w wojskowej lecznicy w kolejce czekało 1237 pacjentów.
Czytaj e-wydanie »