Zanosi się na największą klęskę w toruńskiego żużla od czasu przejęcia spółki przez Romana Karkosika. Przed rokiem drużyna po raz pierwszy spadła z podium, teraz wszystko wskazuje, że nie zakwalifikuje się nawet do półfinału.
Luki w drużynie można było przewidzieć, ale teraz skład "Aniołów" to już obraz nędzy i rozpaczy. W dodatku trudno liczyć na przełom w najbliższym czasie. Przyjemnie patrzy się na jazdę Darcy Warda, skutecznością imponuje Chris Holder (pomijając pechowy mecz z Tauronem Azotami Tarnów). Ale to wszystkie tegoroczne atuty "Aniołów".
Wkład w wynik zespołu braci Pulczyńskich kończy się na biegu juniorów, kolejne starty obaj bliźniacy oddają rywalom walkowerem nawet na własnym torze. Na pozycji piątego seniora straszy dziura, jakiej nie ma żaden inny zespół w ekstralidze.
Miedziński: odechciewa mi się...
Jednak nawet z takimi problemami Unibax wygrałby dwa mecze więcej, gdyby nie dramatyczna dyspozycja Adriana Miedzińskiego. Miał być krajowym liderem zespołu, a w pojedynku z liderem tabeli na własnym torze zaliczył jeden dobry wyścig. Tymczasem wystarczyłoby 8 punktów z jego strony, żeby pokonać Azoty Tauron.
Co gorsza, sam żużlowiec nie zna wyjścia z tej sytuacji. Po ostatnich meczach wydawało się, że powoli zmierza w dobrym kierunku. Teraz znowu znalazł się na dnie.
- Nie wiem, dlaczego tak słabo pojechałem. Muszę usiąść i w spokoju wszystko przemyśleć. Kolejne porażki jeszcze wprowadzają zamęt, człowiek bez przerwy szuka przyczyny. Takie mecze sprawiają, że odechciewa mi się wszystkiego - przyznał "Miedziak".
Torunianie na razie biją rekord ligi jedynie w wymyślaniu usprawiedliwień kolejnych niepowodzeń. Najnowszym są kłopoty sprzętowe. - Mamy wielki problem z głowicami, od nowych tłumików i wysokiej temperatury w silnikach pękły trzy. Jest problem z dostępnością części zamiennych na rynku - mówi trener Jan Ząbik.
- Dlaczego więc z czołówki o takich problemach wspominają tylko torunianie? - pytamy.
- Może inni więcej inwestowali - przyznaje Ząbik.
Kto kozłem ofiarnym?
Na forach internetowych huczy po niedzielnym meczu, a kibice domagają się głowy Mirosława Kowalika. Czy słusznie? - A co miałby zrobić menedżer? Przecież sam nie wsiądzie na motocykl. Nikt nie wygra meczu, gdy ma 2,5 punktującego zawodnika - mówi prezes Wojciech Stępniewski.
Do decyzji taktycznych menedżera trudno mieć zastrzeżenia. Z takimi dziurami w składzie Unibax wycisnął 43 punkty, wszystkie rezerwy taktycznie zakończyły się powodzeniem.
Kowalik odpowiada jednak za przygotowanie toru, a ten znowu nie był najlepszy. Czasy wyścigów były o sekundę gorsze niż podczas derby Pomorza. Szybko utworzyła się jedna ścieżka, co przy tak dobrych startowcach w ekipie gości było strzałem we własną stopę. W całym meczu torunianom tylko dwa razy udało się wyprzedzić rywala na dystansie. Czy to ma jakikolwiek sens, jeżeli w drużynie są tacy wojownicy, jak Ward czy Holder?
Szanse na play off są dziś mniejsze niż 5 procent, zwłaszcza po zwycięstwie Unii Leszno w Gorzowie. Unibax potrzebuje nie tylko przełomu Miedzińskiego, ale przede wszystkim cudu. Takim byłyby dwa zwycięstw z Unią, ale w to już mało kto wierzy.
Na koniec jednak mamy szczyptę nadziei. Po raz ostatni Unibax dwa mecze na własnym torze w rundzie zasadniczej przegrał w 2008 roku. Ale na koniec sezonu świętował mistrzostwo Polski.