https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Usta jak instrument

- Muzyka była we mnie od zawsze - mówi Kuba Grajkowski
- Muzyka była we mnie od zawsze - mówi Kuba Grajkowski Fot. Łukasz Fijałkowski
Skrechuje bez dotknięcia palcem, na bębnach gra bez pałeczek. Całą muzykę robi za pomocą ust.

Spotykamy się w jednej z toruńskich kawiarenek. Kuba Grajkowski, pseudonim artystyczny "Grajek" jest wesołym nastolatkiem, który z pozoru niczym się nie wyróżnia. Bluza z kapturem, włosy spięte w koński ogon. Skromny i uśmiechnięty, dobrze wychowany. Dziewczynie, która z nim przyszła, odsuwa krzesło, zamawia napoje.

Na co dzień jest licealistą i pilnie się uczy. W końcu za rok matura! Po szkole jednak oddaje się swojej pasji - muzyce. Słucha innych, lecz przede wszystkim sam jest twórcą. To, co robi określa się jako Beatbox. - Beatbox polega na tworzeniu muzyki za pomocą ust. - wyjaśnia Kuba. - Naśladuje się dźwięki wydawydawane przez instrumenty muzyczne. Takie granie nierozerwalnie związane jest z hip hopem.

Początki
Kuba rozpoczął swoją przygodę z muzyką w wieku 14 lat. Był wtedy zafascynowany hip hopem i całą subkulturą. - Na wakacjach poznałem chłopaka, 12-latka, który pokazał mi, na czym polega beatbox i nauczył podstaw. Przy nim zacząłem stawiać pierwsze kroki w tej dziedzinie - mówi Kuba. - Od tego czasu nie ma dnia bez ćwiczeń, wciąż uczę się nowych rzeczy. Na ćwiczeniu spędzam kilka godzin dziennie.

Po powrocie z wakacji beatbox wypełniał cały jego wolny czas. Trenował na przerwach i na podwórku. Po powrocie ze szkoły swoim "graniem" godzinami męczył rodziców. - Początkowo trochę byli sceptyczni i zdziwieni moim hobby, ale kiedy zobaczyli, że robię postępy, a ta pasja nie koliduje ze szkołą nie mieli już żadnych wątpliwości. Trzeba przyznać, że są bardzo cierpliwi, bo takie granie nie należy do najcichszych - śmieje się Kuba.

Tacy jak on
W mieście poznał też innych nastolatków, którzy fascynują się robieniem muzyki w taki sposób. Zaczął szperać w internecie, poszukiwał nowych wskazówek. Przez internet poznał też ludzi o podobnych zainteresowaniach.
Kuba ma kilku kolegów, którzy tak jak on mają dużo satysfakcji w robieniu beatboxu. Niedawno założyli zespół. "Viberace" składa się z pięciu osób i każdy ma swoją rolę: Grajek, Bryndal, Kolas - to beatboxerzy i wokaliści wspomagani przez damskie wokale Mai i Agi. W zespole nie ma żadnych tradycyjnych instrumentów, tylko oni i ich głosy, choć przymierzają się aktualnie do współpracy z innymi młodymi muzykami. Próby robią po lekcjach, bo wszyscy się uczą.

Grajek, póki co, występuje głównie solo. Cęsto jest zapraszany na małe imprezy hiphopowe. Swą przyszłość wiąże jednak głównie z zespołem. - Na razie mamy zbyt mało materiału, żeby grać duże koncerty. Myślimy o tym, żeby wydać płytę, ale musimy jeszcze dużo się nauczyć - dodaje. Jako "Viberace" mają też za sobą udany wrześniowy występ na koncercie w Fosie Zamku Krzyżackiego. Uruchomili też swoją stronkę (www.myspace.com/viberace), gdzie można dowiedzieć się więcej na ich temat.

Improwizacja z gwiazdą
O tym, że już dużo potrafią, przekonali się sami, kiedy zdecydowali się wziąć udział w konkursie "Pepsi". Oni, a właściwie Grajek, jako ich przedstawiciel, zostali laureatami tego przedsięwzięcia. Główną nagrodą był występ z gwiazdą hip hopu The Black Eyed Peas na koncercie w Warszawie. Zadanie, które postawili organizatorzy konkursu, dotyczyło ponownego skomponowania utworu More, który został stworzony dla potrzeb tego konkursu. Interpretację utworu można było wykonać w różnych kategoriach: taniec, śpiew, muzyka. - Wysłaliśmy jako zespół swoją wersję utworu i otrzymaliśmy pozytywną odpowiedź. Zgłosiliśmy się do kategorii "nowa forma", jednak zostaliśmy przydzieleni do "śpiewu". Zostaliśmy zaproszeni do Warszawy na warsztaty, ale do dalszego etapu konkursu przeszedłem już sam, bo tak regulował to regulamin - dodaje Kuba.

Dla niego występ przed kilkutysięczną publicznością, w asyście zespołu światowego formatu było wielkim wydarzeniem. Kiedy opowiada o tym, co go tam spotkało nie ukrywa wzruszenia. - Bałem się tego występu, byłem mocno zestresowany - wspomina. - Największym zaskoczeniem dla mnie był moment, kiedy po skończonym występie lider grupy Will.i.am poprosił mnie o ponowne wyjście i razem improwizowaliśmy. Do dziś mam to przed oczami i wciąż wspominam tamte chwile. To było niesamowite przeżycie - dodaje.

Nie tylko muzyka
Mimo że Kubie przepowiedziano w Warszawie karierę i zauważono jego talent, on sam nie stracił głowy dla show biznesu. Menedżerowie chętnie by zajęli się jego dalszą karierą, zapisali sobie jego dane, ale Kuba nie myśli o tym, żeby życie wiązać tylko z muzyką. Chce być weterynarzem. - Od małego interesowałem się zwierzętami, jestem opiekuńczy i dla tego chciałbym leczyć. Nawet gdybym dostał jakąś intratną propozycję, nie zmieniłbym planów. To już postanowione. Za rok po maturze jadę do Wrocławia, gdzie rozpocznę studia.

Rodzice Kuby nie przeszkadzają synowi w jego planach. Pilnują też, żeby nie przewróciło mu się w głowie. Są dla niego wsparciem i dopingują go w dążeniach do celu. - Moi rodzice bardzo się cieszą, że mam pasję i jestem dobry w tym co robię. Są dumni z tego, że potrafiłem nabrać dystansu do o całej tej sytuacji. Beatbox jest częścią mojego życia, ale są też inne rzeczy, które chciałbym w życiu robić. Jeśli uda mi się połączyć te dwie rzeczy, będę mógł powiedzieć, że jestem zadowolony ze swojego życia.

Katarzyna Fus

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska