Do tego stopnia są zdruzgotani, że nawet nie chcą nic mówić. - Nic nie powiem, wybieram się do prokuratora - zastrzega się prezes Wiesław Odya. - Tam szukajcie informacji.
Przyciśnięty do muru, stwierdza, że nie ma pojęcia, jak mogło dojść do tak feralnego zdarzenia, bo kontrole były, i to przez biegłych rewidentów. - Przecież gdyby stwierdzili jakieś uchybienia, to byśmy naprawiali - twierdzą zgodnie Odya i jego zastępca Krzysztof Sząszor.
Pracowała 25 lat
Jeszcze nie znają mechanizmu, który spowodował, że kradzież tak sporej sumy pieniędzy była możliwa. Czy ufali Danucie L., która już nie jest kasjerką w Spółdzielni?
- Ta pani pracowała u nas 25 lat - wzdycha Odya. - Najpierw w administracji, potem w kasie. Nic nas nie tknęło. Nie było żadnego znaku.
Prawnicy na straży
Na stronie internetowej SM figuruje od 12 maja oświadczenie prezesa, z którego wynika, że sytuacja jest pod kontrolą, a prawnicy reprezentujący Spółdzielnię zrobią wszystko, by odzyskać przywłaszczone pieniądze, będą też jej pełnomocnikami.
I już tu można przeczytać, że wszelkich informacji będą udzielać po zakończeniu dochodzenie i po złożeniu aktu oskarżenia do sądu.
Przypomnijmy, 9 maja policja zatrzymała kasjerkę Danutę L., której zarzuca się przywłaszczenie 416 tys. zł na szkodę Spółdzielni. Kobieta straciła pracę i czeka ją proces. Oddała z zagrabionego mienia ponad 187 tys. zł.