Teresa Moch mieszka sama. Od dwóch lat praktycznie nie wychodziła z mieszkania na trzecim piętrze wieżowca w Fordonie. Kobieta od urodzenia cierpi na niedowład i wcześniej poruszała się o kulach. Jej stan zdrowia znacznie się pogorszył, gdy uległa wypadkowi w miejskim autobusie.
Na nowy wózek nie było jej stać. Ucieszyła się więc, gdy koleżanka jej powiedziała o akcji zbierania etykiet. - 15 kilogramów to bardzo dużo - na potwierdzenie tych słów pokazuje malutki woreczek, w którym mieści się 500 sztuk. - Aby tyle uzbierać potrzeba aż pięciu opakowań.
W akcję zaangażowali się więc przyjaciele, rodzina, nawet zupełnie obce osoby. - Otrzymywałam paczki z kartonikami z całej Polski - opowiada. - Zbierali je nawet pracownicy urzędów w Katowicach.
Więcej wiadomości z Bydgoszczy na www.pomorska.pl/bydgoszcz.
Gdy już udało się uzbierać potrzebną ilość, kobieta zadzwoniła do producenta herbaty. - Powiedzieli, że nie ma u nich takiej akcji i nawet jeśli przyślemy im karteczki, to je odeślą - relacjonuje. - Tyle osób chciało mi pomóc z dobrego serca. A okazało się, że wszystko na darmo.
Sprawę nagłośniła bydgoska telewizja. I właśnie w ten sposób o losie pani Teresy dowiedziała się Wyższa Szkoła Bankowa. - Jej wytrwałość i upór zrobiły na nas ogromne wrażenie - zapewnia Magdalena Karpińska, rzecznik uczelni. - Dlatego postanowiliśmy ufundować pani Teresie nowoczesny wózek. Pieniądze na jego zakup pochodziły z funduszu, dzięki któremu wspieramy osoby niepełnosprawne.
Więcej o sprawie w piątkowej "Gazecie Pomorskiej". Możesz kupić też e-wydanie.
Czytaj e-wydanie »