- Chciałem pokazać płk. Kuklińskiego jako człowieka, pokazać jego emocje i to, co nim kierowało, że postąpił tak, a nie inaczej - mówił Marcin Dorociński, odtwórca głównej roli w filmie Władysława Pasikowskiego "Jack Strong". Film walczy o nagrodę w konkursie filmów polskich. Czy ma szansę na złotą żabę. Z reakcji widzów wynika, że jak najbardziej. - Dziękuję za ten film - mówił jeden z widzów po zakończeniu projekcji. - Jestem młody i szczerze mówiąc znane mi było tylko nazwisko Kuklińskiego, ale nic więcej nie wiedziałem. Teraz na pewno będę chciał się dowiedzieć więcej.
- Wiem, że polskie społeczeństwo jest podzielone na tych, dla których Kukliński był bohaterem i na tych, którzy mają go za zdrajcę - mówił Marcin Dorociński. - Ja skupiałem się, by pokazać jaki był. Żeby przygotować się do roli bardzo dużo czytałem na jego temat, oglądałem filmy dokumentalne, ale przede wszystkim rozmawiałem z ludźmi, którzy go znali. Włącznie z agentami CIA.
Na spotkaniu pojawiła się także autorka zdjęć do filmu, Magdalena Górka, na co dzień mieszkająca i pracująca w Stanach Zjednoczonych. Zdradzała smaczki z planu filmowego. - Władek Pasikowski na początku powiedział mi "Nie chcę ciemnego, smutnego filmu". Zastanawiałam się więc co zrobić, żeby odtworzyć klimat tego siermiężnego końca lat 70. i początku 80. ale tak, żeby wprowadzić tam trochę koloru - mówiła. - Na szczęście się udało. Stylizowaliśmy się na starych filmach "ORWO". W tym wszystkim duża zasługa pani scenograf.
Zobacz także: Gwiazdy filmowe na czerwonym dywanie. W Bydgoszczy rozpoczął się festiwal Camerimage [zdjęcia z otwarcia, wideo]
- Ja gdy oglądałem po raz pierwszy ten film czułem niemal jego zapach - zdradził Dorociński. - Dla mnie dużą trudnością, ale też wielką radością jednocześnie było kręcenie scen samochodowych z kamerą przymocowaną na dachu lub w środku. Nie dość, że musiałem się skupić, żeby niczego nie poruszyć, to w dodatku musiałem prowadzić auto i jeszcze grać. Ale później, gdy wszystko się udało czułem dużą satysfakcję.
Górka opowiadała też o kręceniu sceny pościgu, która w filmie robi duże wrażenie. - Aby nakręcić dobry pościg, potrzebne jest około 200 ujęć. Na to potrzeba mniej więcej dwóch tygodni - tłumaczyła autorka zdjęć. - My mieliśmy trzy dni. Czas więc był naszym głównym przeciwnikiem. Poza tym brakowało nam sprzętu, a także rekwizytów. Mieliśmy oryginalne samochody z lat 70. Jeden z nich od razu zniszczyliśmy, to samo stało się z jedną z kamer. Kręciliśmy pościg na kostce brukowej, więc wszystko się trzęsło, a dodatkowo był śnieg, było ślisko. Nie było łatwo. Ostatecznie musiałam się pogodzić z faktem, że nakręcimy wolny pościg - żartowała. - Niesamowity za to był jeden z naszych kaskaderów, który uparł się, że w scenie, gdy samochód wybija się w powietrze i później upada z wysokości, on będzie w środku. W Stanach to by było nie do pomyślenia.
Co dziś czeka nas na festiwalu? Jak zwykle oczywiście dużo bardzo dużo filmów. A oprócz tego spotkania. Przed południem w Miejskim Centrum Kultury rozpoczęło się spotkanie z Barbarą Hollender, autorką książki "Od Wajdy do Komasy". O godz. 14.15 coś dla przyszłych filmowców. W sali seminaryjnej Opery Nova rozpocznie się panel dyskusyjny z udziałem agentów "Daj się zauważyć jako zawodowy twórca filmowy". O godz. 15.30 w MCK będzie się można za to spotkać z Ryszardem Bugajskim, a o godz. 19 w galerii Farbiarnia pojawi się reżyser Janusz Majewski ("CK Dezerterzy"), który będzie promował swoją książkę, a przy okazji uświetni retrospektywę fotografii Zofii Nasierowskiej.
Czytaj e-wydanie »