- Pożar wybuchł około godziny 23 - opowiada córka. - Wybiegliśmy tak, jak staliśmy. Tylko dresy zdążyliśmy ubrać na piżamy. Gdy straż dotarła, płomienie były już wszędzie. Wszystko straciliśmy.
Wczoraj na miejscu kręcili się tylko właściciele, od których rodzina wynajmowała mieszkanie. - Nie wolno wchodzić do środka, bo sufit może się zawalić - przestrzega kobieta.
Przez okno widać meble i sprzęty, prawie całkiem spalone. I pełno gruzu. - 2 lata temu przeprowadziliśmy remont - wspomina właścicielka.
Matka, która wynajmowała domek, po pożarze z dwójką dzieci trafiła do schroniska dla bezdomnych. Tylko najstarszy syn nocował u znajomych. I właśnie teraz on ma kłopoty. - W naszym domu miałem pająki - przyznaje młodzieniec. - To było 18 ptaszników olbrzymich. Na półce je trzymałem. Właściciele naszego mieszkania o tym wiedzieli.
Podczas gaszenia pożaru pająki wyszły z pudełka. Jeden spadł strażakowi na plecy. Ratownik się przestraszył. Po paru godzinach zrobiło się głośno o pająku. 20-latek zaznacza: - To nie była hodowla. To było moje hobby.
Matka z trójką dzieci przez półtora roku wynajmowała domek gospodarczy na bydgoskiej Osowej Górze. Od nocy z wtorku na środę już tam jednak nie mieszka. Gdyby prowadził legalną hodowlę pająków, musiałby ją zarejestrować. On tego nie zrobił.
Córka: - Policja próbuje wmówić mojemu bratu, że to była hodowla pająków i chce go ukarać. Potraktowała go jak przestępcę.
Chłopak opowiada: - Zakuli mnie w kajdanki. Wsadzili do radiowozu. Zawieźli na przesłuchanie. Chciałem zapytać, dlaczego jestem w kajdankach, ale mowę mi odjęło. W środę przez 7 godzin mnie trzymali. Wezwali m.in. weterynarza i przedstawicieli Animalsów.
Nadkom. Maciej Daszkiewicz z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy wyjaśnia: - Z tego, co wiem, policjanci nie używali kajdanek wobec tego pana. Musiał on jednak zostać przesłuchany w związku z zaistniałym zdarzeniem. Jeżeli jest niezadowolony z postępowania funkcjonariuszy, może złożyć skargę.
Ptaszniki-olbrzymy nie są niebezpieczne. - Wyglądają strasznie, bo są włochate i duże, mogą mieć nawet 10 centymetrów długości - tłumaczy Tamara Samsonowicz, kierownik Ogrodu Zoologicznego w bydgoskim Myślęcinku. - Mogą ugryźć tylko sprowokowane. Jeśli nawet to zrobią, człowiekowi nic się nie stanie. Ich jad nie jest trujący.
Właściciel pająków dodaje, że z 18 sztuk po pożarze zostały mu trzy. Pozostałe zginęły albo uciekły. - Te, które przetrwały, mają nadpalone odwłoki. Dym im tak zaszkodził, że są otępiałe. Nie wiadomo, co z nimi będzie. Na razie są u sąsiadów.
Właściciele posesji pokazali nam pająki tylko z daleka, przez szybę. Schowali zaraz potem do piwnicy.
Chłopak podkreśla: - Inni ludzie zbierają znaczki pocztowe. Ja zbierałem pająki. Czy to źle?