W sobotę pierwsze mecze MŚ na Tor-Torze

W sobotę Holandia, w świąteczny poniedziałek Rumunia - Polacy rozpoczynają mistrzostwa świata w Toruniu od pojedynków z łatwiejszymi rywalami. Przynajmniej w teorii.
- Z tymi łatwiejszymi meczami to nie przesadzajmy, zdarzało nam się w ostatnich latach gubić w nich punkty - ostrzega kapitan reprezentacji Polski Leszek Laszkiewicz. Tym razem o stratach nie może być mowy. Po czterech latach przerwy Polacy są ponownie gospodarzami mistrzostw świata i cel jest tylko jeden: awans do elity. Jeżeli drużyna Petera Ekrotha chce go zrealizować, to musi z Holandią i Rumunią wygrać. Bo potem zmierzy się z Ukrainą i Włochami, czyli drużynami uznawanymi za naszych głównych rywali.

Polacy mistrzostwa rozpoczną od pojedynku z Holandią w sobotni wieczór. Nasza drużyna z tym rywalem ma bilans dodatni. W 32 spotkaniach przegraliśmy tylko trzy razy, w tym dwa mecze o stawkę: w Igrzyskach Olimpijskich w Lake Placid w 1980 roku 3:5 i MŚ w Katowicach w 1997 roku 1:3. To dość odległe czasy, a w trzech ostatnich turniejach MŚ biało-czerwoni wygrywali z Holandią za każdym razem, choć dwa lata temu w Chinach zaledwie po rzutach karnych.

Co ciekawe, raz już Polska zmierzyła się z Holandią w Toruniu. W 1988 r. wygrała towarzyski mecz na Tor-Torze 8:6. - Pierwszy mecz jest zawsze trudny. Musimy być maksymalnie skoncentrowani, zwłaszcza że Holendrzy potrafią zaskoczyć - uważa Laszkiewicz.

W niedzielę dzień przerwy w mistrzostwach, a w świąteczny podziałek Polacy zmierzą się z Rumunią. Będzie to 43. pojedynek obu zespołów, bilans jest zdecydowanie korzystniejszy dla gospodarzy: 34 wygrane, 5 remisów, 3 porażki. Rumunia jest uznawana za najsłabszy zespół w toruńskim turnieju. Kilka tygodni przed mistrzostwami część graczy zastrajkowała i w karze musiało dość do kilku roszad. W tym sezonie obie drużyny spotkały się w Sanoku podczas olimpijskich kwalifikacji. Polacy wygrali 9:0 i podobnym wynikiem powinno zakończyć się także to spotkanie.
Początek obu spotkań o godz. 20.00. Transmisje w Polsacie Sport

Nikogo się nie boimy

Rozmowa z Peterem Ekrothem, trenerem reprezentacji Polski.

- Czego możemy się spodziewać po polskiej drużynie w toruńskim turnieju?

- Trzeba zapytać się, czego po niej oczekują kibice czy dziennikarze. Na pewno oczekujecie zwycięstwa, zaangażowania, dobrej gry, która sprawi satysfakcję także zawodnikom. Osobiście oczekuję, że będziemy stanowić na lodzie jedną drużynę, a zawodnicy będą się nawzajem wspierać. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie to łatwe. Na zespole będzie spoczywać ogromna presja, bo kibice chcą awansu. Jestem jednak przekonany, że moi zawodnicy sobie poradzą.

- Na razie chwalą sobie atmosferę w kadrze, a nie zawsze tak było.

- W hokeju zespół musi być jednością, także poza lodem. Staram się, żeby tak było. Dlatego od początku pobytu w Toruniu starałem się, żeby zawodnicy jak najwięcej czasu spędzali razem. Nie tylko na treningach, ale także w kinie czy kręgielni.

- Presja będzie większa, bo o awans powalczymy w domu?

- Presja czy stres należą do naszych najgroźniejszych przeciwników, musimy sobie mentalnie poradzić z tym turniejem. Staram się je ograniczyć, choćby przez jasne wytyczenie reguł kontaktów z mediami. Prosiłem zawodników, żeby nie zastanawiali się na przyszłością, najważniejsza dla nich ma być chwila obecna, najbliższy mecz.

- Pierwszy mecz gramy z Holandią. Czego powinniśmy się obawiać ze strony tego rywala?

- Wszyscy uważają, że faworytami są Włochy i Ukraina, może to i racja, sam uważam Włochów za bardzo mocny zespół. Ale prawda jest taka, że nikogo nie można lekceważyć. Do każdego przeciwnika na tym turnieju musimy podejść z równą uwagą i zaangażowaniem. Nikogo więc nie lekceważymy, nikogo też się nie obawiamy.

Rozmawiał Joachim Przybył