- W pojedynczych przypadkach stwierdzono brak dodatków owocowo-warzywnych w zestawach śniadaniowych i kolacyjnych oraz brak produktów zbożowych (chodzi o kasze - przyp. red.) w posiłkach obiadowych - informuje Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Bydgoszczy.
Jak się dowiadujemy, w każdym przypadku „wydano stosowne zalecenia”. W placówkach, które podpadły, przeprowadzane są ponowne kontrole. - Mąż niedawno znowu trafił do szpitala, bo ma problemy z sercem. Odwiedzałam go codziennie, stąd wiem, że posiłki nie były złe. Kiedy mąż nie mógł zjeść swojej porcji, dzielił się ze mną - mówi pani Janina z Grudziądza.
Tak karmią w szpitalach w naszym regionie [zdjęcia]
Ten pozytywny głos pewnie nie jest wyjątkiem. Jednak polskie szpitalne menu odbiega od tego, co zjadają chorzy w wielu państwach Europy (i świata również). Nic dziwnego, że poirytowani pacjenci, zanim opuszczą szpital, fotografują posiłki, by po powrocie do domu wpuścić zdjęcia do sieci.
O szpitalnym jedzeniu robi się głośno po kontrolach prowadzonych przez inspektorów sanitarnych. Wtedy najczęściej dowiadujemy się, że w posiłkach za dużo soli, że chorzy za często karmieni są parówkami, ziemniakami i „zwykłym” chlebem, a witamin to jak na lekarstwo, albo i jeszcze mniej.
Jadłospis w „Bizielu” inspektorzy sanepidu skontrolowali 28 kwietnia. - Nie otrzymaliśmy do tej pory żadnych uwag - zapewnia Kamila Wiecińska, rzecznik prasowy Szpitala Uniwersyteckiego nr 2.
Nie jest łatwo żywić pacjentów. Chorzy, z racji bardzo różnych dolegliwości, mają zlecone indywidualnie diety. - Opracowanych mamy ponad 70 diet dla dorosłych i tyle samo dla dzieci - informuje rzecznik „Jurasza”
Więcej o sprawie we wtorkowej "Gazecie Pomorskiej" i na plus.pomorska.pl: Inspektorzy zaglądają do talerzy [wykres]
Pogoda na dzień (28.06.2016) | KUJAWSKO-POMORSKIE
TVN Meteo Active