- Sąsiadka widziała stado ok. 30 dzików przy przystanku, z którego odbiera wracające ze szkoły dziecko - alarmuje torunianka z Grębocina. - Zadzwoniła na policję, po straż miejską, do leśników. Usłyszała, że to dzikie zwierzęta, że w pobliżu jest las, takie "wizyty" są naturalne i nic się nie da z tym zrobić. Ostatecznie policjanci rozpędzili watahę, ale przecież to nie rozwiązuje problemu!
Dziki pojawiły się również w okolicach toruńskich Bielaw i Na Skarpie, gdzie 27 zwierząt odwiedziło plac zabaw dla dzieci. Po raz pierwszy od dawna watahę zauważono też w Kaszczorku. - Dziki przechodziły przez ulicę Światowida, maszerowały z lasku do lasku - opowiada Krzysztof Kołowski, szef tamtejszej rady okręgu. - Po pół godzinie od mojego telefonu przyjechał patrol straży miejskiej i próbował uraczyć nas wykładem, który zaczął się od słów "To jest środowisko leśne, naturalne dla zwierząt takich jak dziki". Tymczasem nasze podmiejskie laski są małe i z każdej strony otoczone asfaltem. Po 15 hektarach biega 20 dzików!
Problem w Toruniu powtarza się od lat. I od lat mieszkańcy miasta słyszą od służb miejskich to samo: niewiele można zrobić, bo na odstrzał zwierząt w mieście pozwolenia nie ma. Pozostaje nie drażnić dzików, a w razie zagrożenia dzwonić po straż lub policję.
Tymczasem Bydgoszcz poradziła sobie z dzikami bez większego problemu. Po dużych watahach, które jeszcze rok temu regularnie odwiedzały Osową Górę i Myślęcinek, nie ma już śladu. Zwierzęta zostały odłowione i wywiezione do województwa pomorskiego, z dala od zabudowań. - Od 2011 roku wywieźliśmy 69 dzików - mówi Adam Ferek, dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego bydgoskiego magistratu. - Kosztowało to nas nieco ponad 31 tys. zł, ale przyniosło efekt. W tym roku - odpukać! - nie mieliśmy jeszcze ani jednego zgłoszenia.
W Bydgoszczy zorganizowano też akcję informacyjną dla mieszkańców - do skrzynek trafiały ulotki ze wskazówkami, jak ustrzec się dzikich zwierząt. Wyjaśniano w nich, że nie wolno ich dokarmiać - bo to główny powód, dla którego pojawiają się przy domach, i że trzeba zamykać śmietniki.
Co na to Toruń? Strażnicy miejscy organizują pogadanki w szkołach. - Liczymy na to, że informacja, którą torunianie usłyszą od własnych dzieci, będzie skuteczniejsza niż kolejna ulotka w skrzynce - wyjaśnia Tadeusz Wierzba, dyrektor wydziału ochrony ludności toruńskiego urzędu miasta.
Dodatkowo łowczy dokarmiają zwierzęta poza obszarem zabudowanym tak, by dziki nie miały powodu pojawiać się na osiedlach. Wywózki zwierząt na razie jednak nie będzie. - Owszem, były rozmowy na ten temat z nadleśnictwem Dobrzejewice- przyznaje Jerzy Hermanowski z Polskiego Związku Łowieckiego w Toruniu. - Ale na razie nic nie zostało ustalone, nie wiemy też, czy miasto wyłoży na to pieniądze.
Czytaj e-wydanie »