Przypomnijmy. Przed trzema tygodniami informowaliśmy, że urząd miasta wraz z poznańską Fundacją Inicjowania Rozwoju Społecznego realizują wspólny projekt "Toruń dla mieszkańców".
W sprawie nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że prezesem fundacji do stycznia 2011 roku był... Jakub Zaleski, syn prezydenta Torunia.
Czytaj również: Fundacja, którą trzy lata temu kierował syn prezydenta, zrobi szkolenia dla urzędników
- Takie postępowanie osoby sprawującej zadania publiczne, które pomimo iż jest zgodne z literą prawa, budzi wątpliwości natury moralnej, obyczajowej czy estetycznej, lub powoduje poczucie przekroczenia pewnych granic, jest przejawem niskiej kultury politycznej, braku odpowiedzialności za powierzone zaufanie społeczne - ocenił wtedy sytuację Paweł Walczak, etyk z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Mimo to, miejscy urzędnicy nie widzieli w tej sprawie niczego kontrowersyjnego. Rzeczniczka urzędu, Aleksandra Iżycka, w odpowiedzi na artykuł uznała sąd etyka za "nieuprawniony".
Z Poznaniem tak, a z Toruniem nie bardzo
Wtedy też rzecznik urzędu wymieniała projekty realizowane wraz z miastem przez liczne, toruńskie fundacje czy stowarzyszenia. Wśród nich: rewitalizacja toruńskiej Starówki i parku na Bydgoskim Przedmieściu, konsultacje zagospodarowania terenów wokół Fortu I czy Toruński Program Współpracy - w ramach którego wzmocnione ma zostać partnerstwo z holenderską gminą Lejda.
To jeden z wielu aspektów współpracy, którymi szczyci się toruński Ratusz. Ale czy toruńscy społecznicy podzielają zdanie urzędników o owocnej współpracy?
Przegrywamy ze "szmateksami"
- Miasto nigdy nie starało się nam pomóc - mówi Katarzyna "Kombi" Jankowska z Fundacji Fabryka Utu.
- Od lat staraliśmy się o lokal, przegrywaliśmy z każdym "szmateksem" - mówi zarządzająca Fundacją Fabryka Utu. - Nawet w przypadku ok. 60 m lokalu przy Mickiewicza, gdy w drodze przetargu miasto go nie zbyło, i tak nie udostępniło go fundacji - dodaje.
Koniec końców parę fundacji z terenu Torunia przestało szukać pomocy w urzędzie miasta i postanowiło na własną rękę wynająć ponad 100-metrowy lokal przy ul. Poniatowskiego. Tak powstał społeczny dom kultury Kulturhauz.
- Ale wbrew temu, co sądzą niektórzy, wynajmujemy go od prywatnej osoby i opłacamy ze środków własnych - tłumaczy prezes Fundacji Fabryka Utu. "Kombi" zaznacza jednak, że miasto wsparło fundację w 2013 roku łączną kwotą 2,5 tys. zł. Przeznaczona została ona na opłaty za wynajem lokalu.
Nie sposób w tej sytuacji nie napomknąć o czerwcowej likwidacji Cafe Draże. Miasto chciało odzyskać lokal od Fundacji Odnowy Zabytków. Ta z kolei wynajmowała go Fundacji Magazyn Zmian (zarządzającej Cafe Draże).
Ostatecznie, mimo pokojowej okupacji, "operacja" urzędnikom się udała. Rykoszetem jednak dostała kultura niezależna, która do dziś szuka swojego miejsca na mapie Torunia.
Czytaj także: Cafe Draże znika z kulturalnej mapy Torunia
Problemy z gospodarką nieruchomościami i udostępnianie lokali toruńskim fundacjom czy stowarzyszeniom to jeden z wielu wątków nadesłanych do redakcji przez toruńskich społeczników.
Co stało się z lokalem po Cafe Draże? Od czerwca nikt go nie zajmuje. A Cafe Draże starają się jedynie organizować wydarzenia kulturalne w plenerze.
Jutro poruszymy także inne aspekty współpracy z fundacjami, m.in. podczas organizacji Śniadania na Trawie przez Fundację Zrównoważonego Rozwoju.
Czytaj e-wydanie »