Nowe elewacje pomazane farbą, poprzewracane kosze na śmieci, uszkodzone ławki, wyrwane krzewy, dziurawe wiaty przystankowe, skradzione sadzonki kwiatów z kwietników, brak studzienek kanalizacyjnych, zerwane rozkłady jazdy i tabliczki z nazwami ulic, uszkodzone huśtawki na placach zabaw... To nie ponura wizja z odległej przeszłości, lecz włocławska rzeczywistość.
Z 40. koszy na psie odpady, ustawionych niedawno na terenie Włocławka, pozostały wkrótce tylko cztery. Rocznie w mieście niszczonych jest około stu koszy na śmieci, podczas gdy koszt zakupu jednego to ok. 500 złotych. - Nie nadążamy z naprawą uszkadzanych wciąż urządzeń na placach zabaw, zniszczonych ławek w parkach i na skwerach, ogromne pieniądze pochłania uzupełnianie zniszczonych lub skradzionych drzewek, krzewów i roślin - mówi Zdzisław Koziński, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej we włocławskim ratuszu.
Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne we Włocławku co roku ponosi z tytułu aktów wandalizmu koszty bezpośrednie w wysokości 200 tys. zł, nie wliczając w to wynagrodzeń dla pracowników, usuwających usterki. Nie ma rzeczy, która by nie była niszczona. Wandale szczególnie upodobali sobie wiaty przystanków autobusowych. Codziennie jest dewastowana przynajmniej jedna, czasem kilka wiat. Wybijane są w nich szyby, są podpalane, często są zrywane tablice z rozkładami jazdy. Niszczone są także wnętrza autobusów, urywane kasowniki, rozrywane siedzenia, rysowane szyby, zrywane plastikowe elementy.
Z przystanków znikają kosze na śmieci, albo do tych, które jeszcze stoją, mieszkańcy okolicznych posesji wrzucają... worki z odpadami komunalnymi. Ponadto do śmietników usytuowanych przy przystankach podrzucane są przez mieszkańców odpady komunalne. To nagminne zjawisko - zapewniają przedstawiciele MPK, które ponosi spore koszty, związane z opróżnianiem tych koszy.