Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wichura zmiotła ich dom. Teraz oskarżają ich o sprzeniewierzenie pomocy

Maciej Czerniak [email protected]
fot. autorTadeusz Kawski skrzętnie gromadzi wszystkie faktury i rachunki za materiały budowlane, instalacyjne, wykonane prace. A jednak ktoś go pomawia.
fot. autorTadeusz Kawski skrzętnie gromadzi wszystkie faktury i rachunki za materiały budowlane, instalacyjne, wykonane prace. A jednak ktoś go pomawia.
W Bagienicy wtedy spadł śnieg. Przykrył dokładnie hałdę desek na tyłach podwórza Kawskich. Leżą tam od lipca. Tylko tyle zostało rodzinie po starym domu. Minęło już pół roku od tego letniego dnia, gdy w jednej chwili trąba powietrzna zabrała im dorobek życia.

Od Małej Kolonii do Bagienicy wiedzie wąska asfaltowa droga. Po obu jej stronach białe pola gdzieniegdzie urozmaicone pagórkami. Ośnieżone są też wierzby i topole, które wyrosły wzdłuż szosy. Tylko ich powykręcane pnie przypominają o tym, co stało się tu latem.

Codzienność

Ekspedientka w sklepie GS przy głównej ulicy Gostycyna patrzy nieufnie, kiedy pytam o Tadeusza Kawskiego. Dopiero, gdy mówię, że chciałbym się dowiedzieć, jak Kawski sobie radzi, jak rodzina żyje po kataklizmie, tak po ludzku z nim zamienić parę słów; dopiero wtedy mówi: - Ach, o Tadzia chodzi! - wskazuje ręką za siebie, gdzieś poza sklepową witrynę. - To trzeba w Bagienicy w giepesie zapytać. Tam wszystko powiedzą i pokierują, gdzie jechać.

Przeczytaj także:W nowym domu w Starej Rzece będzie parapetówka z kuligiem

Droga do Bagienicy zajmuje dziesięć minut.

W sklepie jest sama sprzedawczyni.

- A, to ja może pokażę, jak tam dojechać. Tylko wyjdźmy na zewnątrz.
Pod sklep akurat podjeżdża rover. Wysiada z niego kobieta. Szczęśliwy traf! Pani Kawska. Pyta, czy może o męża chodzi. Tadeusz wita się serdecznie. Będzie mógł pogadać, owszem bardzo chętnie, tylko dopiero za godzinę. Jadą jeszcze z żoną po zakupy.

- Wigilię w tym roku robimy dla całej gminy - uśmiecha się Kawski. - Co roku losujemy, no i tak wypadło na nasze sołectwo, na Bagienicę. A, że żona w kole gospodyń działa, to nas zobowiązuje!

Kawski tłumaczy, jak dojechać do jego domu. Mówi, że spokojnie można tam zajrzeć, zobaczyć, jak idzie budowa nowego domu. Nawet zrobić zdjęcia. Oni tam wrócą zaraz po zakupach.

Przeczytaj także:Powiat świecki podsumował działania związane z akcją usuwania skutków trąby powietrznej

Pięć minut później na tle białych pól rysuje się już gospodarstwo Kawskich. Po jednej stronie podwórza parterowy podłużny budynek. Szczytem do szosy. Kilka metrów na prawo trwa budowa domu. Właściwie konstrukcja jest już na ukończeniu. Kilku budowlańców uwija się na więźbie dachowej.

Plotka, zawiść czy zazdrość?

Gospodarzy w domu nie ma, jest czas popytać we wsi, jak to było z pieniędzmi na budowę. Kilka dni wcześniej do redakcji zadzwonił jeden z okolicznych mieszkańców.

- Nie podam nazwiska, bo to niczemu nie służy - po głosie można tylko poznać, że to mężczyzna około czterdziestki. - Żal mi tylko tych dzieci. Kawski ma ich czworo. Nie wiadomo, co zrobił z pieniędzmi na budowę. Podobno część już zniknęła. Budowa stoi w miejscu, a mrozy za pasem.

Rozmówca rzuca konkretnymi kwotami. Idą w dziesiątki tysięcy złotych. Twierdzi, że gospodarz, gdy tylko po lipcowej trąbie powietrznej dostał pomoc od wojewody, z gminy i datki od mieszkańców, to zaczął pić. - W sumie trudno się dziwić. On takich pieniędzy nigdy w życiu nie widział!

Bagienica, podobnie jak po-bliskie Kolonie - Mała i Wielka oraz pozostałe wsie przyległe do Gostycyna, to miejscowości rozległe. Gospodarstwa rozrzucone wzdłuż szos łączących siedliska.

Po obu stronach drogi do Gostycyna zaparkowały dwa ciągniki. Jeden z nich z przyczepą załadowaną obornikiem. Obok przy wjeździe na podwórze jednego z gospodarstw rozmawia grupka mężczyzn.
- Co takiego?! Że niby Tadziu przepił pieniądze na dom?! Co za bzdury! - oburza się jeden z mężczyzn. Dołączają pozostali: - Kto tak mówi? Kto ma taki tupet? Przecież Tadeusz nie może sam podejmować pieniędzy z konta gminnego! On musi wszystko poświadczać fakturami: za robociznę przy budowie, za materiały, za cement, za wszystko!

- Zawiść ludzka nie zna granic - do grupki rolników podchodzi kobieta. Wybucha szczerym śmiechem na wieść o pogłoskach na temat Kawskich. - Dajże pan spokój, to dobrzy ludzie. I porządni. Przecież już dom postawili. Kończą budowę!

Organizowanie pomocy dla Kawskich, z których domu po wichurze został tylko stos gruzu i desek, nadzorował Jacek Czerwiński, wójt Gostycyna.

- Założyliśmy specjalne konto gminne, na które wpływały pieniądze dla państwa Kawskich - wyjaśnia Czerwiński. - Nie ma po prostu takiej możliwości, by pobierać z niego gotówkę bez żadnego pokwitowania. Podobnie z pomocą od wojewody czy z "Caritasu".

Dzieci po wsiach nie roześlą

Rodzina Kawskich zajmuje tymczasowe mieszkanie. Jest w nim ciepło, schludnie, na ścianach nowe tynki. Słowem, przytulnie.

- W tych dwóch pokojach jeszcze w sierpniu był garaż - tłumaczy Tadeusz. - A w tamtych mniejszych mieliśmy pomieszczenia gospodarcze. Niektórzy mi zarzucali, że niepotrzebnie zorganizowaliśmy to tymczasowe lokum. Ale co mieliśmy zrobić? Wrzesień się zbliżał. Dzieci do szkoły, córka dostała się na studia do Bydgoszczy. Na dwa kierunki! - Tadeusz nie kryje dumy. - Chciała na germanistykę, ale w końcu wybrała turystykę. Miałem dzieciaki kątem po wsiach rozesłać? Przecież musieliśmy się tu jakoś wszyscy razem zmieścić.

Kawski zdaje sobie sprawę, że ktoś rozsiewa plotki o nim i jego rodzinie: - Nie pan pierwszy przychodzi tu do nas i pyta o pieniądze na dom. Mam jakieś przypuszczenia, kto może siać te plotki. Ale ja nie mam nic do ukrycia.

Gdy o tym rozmawiamy, kładzie na stole pękatą teczkę. W środku starannie kompletowane faktury potwierdzające wydatki na naprawę szkód po trąbie powietrznej.

- Wszystko muszę poświadczyć - mówi, wertując rachunki. - Wiadomo, trochę jest z tym roboty, ale trudno. To wszystko to pestka. Nawet nie mam słów, by wyrazić wdzięczność dla tych, którzy nam pomogli.

Dom Kawskich był ubezpieczony. Ale pomoc płynęła też z różnych stron: od wojewody, z Caritasu, gminy i od sąsiadów. Pomógł proboszcz z Gostycyna.

Trąba przyniosła noc

Datę piętnastego lipca 2012 będą pamiętać już przez całe życie.

- Jaka pogoda była tego dnia?
- Ciepło. Nie padało - z kuchni odzywa się Elżbieta Kawska. Krząta się przy kuchence. Robi kawę dla budowniczych, którzy pracują na belkach stropowych nowego domu. Na zewnątrz mróz. - Pamiętam, że Tadeusz był tego dnia na podwórzu. Drewno chyba rąbałeś? - pyta męża.
Pytam Kawskich, czy pamiętają, jak rozpoczął się ten koszmar.

Dorosły mężczyzna, ojciec czwórki dzieci wybucha płaczem. Nie jakimś wystudiowanym łkaniem. Autentycznym, niepohamowanym szlochem.

I kręci głową: - Zanim przyszła trąba, zrobiła się taka wichura, że widzieliśmy, jak wiatr unosi w powietrze samochód. Podrzucał nim, jak pudełkiem zapałek. Ciemno się zrobiło, jakby wieczór przyszedł. Zdążyliśmy wszyscy tylko zbiec do piwnicy. To trwało dziesięć, może piętnaście sekund.

- A później?
- Piwnica była solidna. I na szczęście wychodziły z niej małe okienka, takie, co to przez nie jesienią ziemniaki się wsypywało. Nie baliśmy się, że nie będziemy mogli wyjść. Kiedy się uspokoiło, domu już nie było. Dach zerwany, w środku jakby walec przejechał.
- A trzy lata temu mieliśmy generalny remont - dodaje Elż bieta.

Łukasz, najmłodszy syn Kawskich ma piętnaście lat. Justyna liczy siedemnaście, Ania jest dwa lata starsza, a Paulina skończyła dwadzieścia. Jedna z córek jest harcerką. Po kataklizmie skauci dali rodzinie duży namiot wojskowy. Przez kilka tygodni był domem Kawskich.

Kuchnia polowa

- Odwiedziali nas sąsiedzi, urzędnicy gminni, od wojewody... Życie toczyło się na podwórzu. Pełno ludzi. Razem gotowaliśmy w kuchni polowej - opowiada Elżbieta.

Pytam, jak się można podnieść po takim dramacie? Jak zacząć żyć od nowa, gdy w jednej chwili wichura zabiera dorobek życia. A do tego przecież jeszcze jest gospodarstwo do utrzymania i wszystko, co się z tym wiąże - prace polowe, uprawy.

- Myśli się tylko o tym, że trzeba odbudować - wyjaśnia Tadeusz. - Gdy takie coś spotyka człowieka, nie ma czasu się zastanawiać. Wszystko można zorganizować, tylko po kolei, małymi krokami. Ja potem nawet sąsiadowi w żniwach pomogłem. Nawet nie pomyślałem, że mógłbym nie pomóc.

Pod koniec stycznia dom Kawskich będzie miał już dach. Prace wykończeniowe zajmą rok. Wtedy w nim zamieszkają.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska