- Bydgoszcz często jest stawiana innym miastom za wzór w stosowaniu udogodnień dla osób niewidomych - zachwala Jerzy Deja szef okręgu kujawsko-pomorskiego Polskiego Związku Niewidomych.
W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu. Codziennie "smakuje" jej pani Krystyna Skiera, która pracuje w bydgoskim kole PZN. - Chociaż drogę do pracy znam na pamięć, to czasem mam kłopoty - przyznaje.
Problem nie leży w braku udogodnień dla niepełnosprawnych, a w tym, że niekiedy nie do końca spełniają one swoje zadania.
Kłopotliwe ułatwienia
Najlepszym przykładem jest sygnalizacja dźwiękowa na skrzyżowaniu ul. Powstańców Wielkopolskich i kard. Stefana Wyszyńskiego (przy siedzibie PZN). - Jest zaprogramowana na mowę ludzką, której nie słychać pośród hałasu aut lub gdy wieje wiatr czy pada deszcz - wskazuje kobieta. - Kilka razy weszłam przez to na przejście za wcześnie. Na szczęście w porę się orientowałam, po dźwięku silników samochodów.
Przejść z sygnalizacją zaprogramowaną na ludzką mowę jest w mieście więcej. - A najlepiej, żeby po prostu brzęczały lub pikały, bo to lepiej słyszalne, a przez to bezpieczniejsze - zauważa pani Krystyna.
Inny problem to krawężniki obniżone na całej długości przejścia. - Przez to nie wiemy kiedy idziemy po chodniku, a kiedy już po ulicy, zwłaszcza w śniegu - tłumaczy nasza rozmówczyni, przy czym podkreśla, że nie jest przeciwko obniżonym krawężnikom. - Zdaję sobie sprawę, że to ułatwienie dla osób na wózkach, ale uważam, że wystarczyłoby obniżenie na odcinku trzech metrów, a nie na całej długości.
Do niedawna przejścia dla pieszych na skrzyżowaniu w okolicach PZN były wyłożone specjalną wykładziną z wyczuwalnymi pod stopami nierównościami, dzięki którym niewidomi wiedzieli, że przechodzą przez ulicę. - Niestety, w związku z tym, że położyliśmy je sami, drogowcy po remoncie skrzyżowania już ich nie przywrócili - ubolewa Jerzy Deja.
Do tego na tym samym skrzyżowaniu słupy sygnalizatorów ustawili na środku przejścia, na drodze pieszych, przez co niewidomi mogą na nie wpaść.
O nich bez nich
Takich drobnych niedogodności jest w mieście sporo. - Wynika to z tego, że w Bydgoszczy sporo się dla nas robi, ale niestety bez konsultacji z nami - ubolewa Jerzy Deja.
- Kłopot w tym, że kiedy konsultujemy się z niewidomymi, to często każdy ma inną opinię i trudno wszystkim dogodzić - odpowiada Aleksandra Lubińska, dyrektor Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej ratusza.
Szef okręgu związku niewidomych zapewnia, że nie wynika to ze złej woli. - Są osoby niewidome i niedowidzące, a do tego każdy ma inaczej rozwinięte pozostałe zmysły, stąd różne potrzeby - wyjaśnia.
Żeby niewidomi mówili jednym głosem, w bydgoskim PZN powstaje zespół, który będzie opracowywał postulaty i konsultował projekty z osobami decyzyjnymi w mieście. - W tym tygodniu spotkaliśmy się z przedstawicielami ratusza i drogowców i uzgodniliśmy, że będziemy regularnie rozmawiać o naszych problemach i sposobach ich rozwiązywania - cieszy się Jerzy Deja. - Dzięki temu będziemy mieli wpływ na wprowadzane dla nas udogodnienia i nie będziemy już nimi zaskakiwani.
Zadowolona jest także szefowa wydziału zdrowia. - Określone i przemyślane postulaty niewidomych pozwolą nam działać łatwiej i skuteczniej - wskazuje Aleksandra Lubińska.
Co to za przystanek?
Pierwsze postulaty PZN już przygotował, wiele dotyczy komunikacji publicznej. Chciałby między innymi przeniesienia przystanku autobusowego w kierunku ul. Morskiej - sprzed Biedronki przy Powst. Wlkp. naprzeciwko swojej siedziby. - Teraz nasi członkowie muszą przechodzić przez wspomniane niebezpieczne skrzyżowanie, żeby dojść na autobus, a tak mieliby do pokonania tylko jedną jezdnię - tłumaczy Jerzy Deja.
Chciałby także, aby systemy dźwiękowe informujące o przystankach zainstalowano we wszystkich pojazdach komunikacji miejskiej i, by były one wykorzystywane w odpowiedni sposób. - Często bowiem zdarza się, że kierowcy je ściszają lub wyłączają - mówi szef okręgu PZN. - Z kolei kiedy działają, nie zawsze są skoordynowane z przystankami.
Tramwaj po omacku
Dobrze byłoby też, by nie trzeba było samodzielnie otwierać drzwi z zewnątrz tramwaju lub, by przyciski ich otwierania było łatwiejsze do zlokalizowania dla niewidomych. - Często żartujemy, że jeśli ktoś z nas ma brudne dłonie, to znaczy, że jechał tramwajem - bo po omacku szukał przycisku - śmieje się Jerzy Deja.
Inne z postulatów dotyczą m.in. oznakowania odblaskami słupów, latarni i znaków drogowych ustawionych w ciągach dla pieszych. Wyłożenia przed zejściami na jezdnie "dywaników" o wypukłej fakturze. Również innej nawierzchni ścieżek rowerowych, aby niewidomi nie narażali się na potrącenia przez rowerzystów.
PZN proponuje też oznaczyć przejścia przez jezdnie na żółto. - Tak zwani szczątkowcy (osoby, które nie są kompletnie niewidome, ale widzą tylko zarys przedmiotów - red.) są wrażliwe na kolor żółty, więc byłby on doskonałą informacją - uzasadnia szef okręgu. - Właśnie z tego powodu w autobusach poręcze są żółte.
Brajl w urzędzie
Niewidomi oczekują także ułatwień w załatwianiu codziennych spraw. - Chcielibyśmy na przykład, żeby urzędy i gmachy użyteczności publicznej były oznakowane pismem Brajla. Dzięki temu łatwiej nam będzie odnaleźć konkretne miejsce i pokój - argumentuje Jerzy Deja.
Do sprawy wrócimy.