- W piątek ok. godz. 15 więzień oddalił się z miejsca, w którym wykonywał pracę - relacjonuje por. Mariusz Jastrzębski, rzecznik prasowy Dyrektora Okręgowego Służby Więziennej. Przyznaje, że to dla wszystkich było duże zaskoczenie, ponieważ mężczyzna był wysoko oceniany przez służbę więzienną. - Miał ponad 200 nagród i tylko jedną naganę, udzielał się społecznie, pracował też w zakładzie karnym, wcześniej wielokrotnie wychodził na przepustkę - opowiada por. Jastrzębski. Dlatego też mężczyzna dostał szansę, by pracować poza więziennymi murami, właśnie w Parafii pw. św. Boromeusza w Wołowie.
Więźniowie wykonują takie prace bez nadzoru konwojenta, dlatego ucieczka nie była tak naprawdę trudna. Nie wiadomo więc dlaczego proboszcz został zaatakowany - w parafii nie chcą komentować sprawy.
Por. Mariusz Jastrzębski zastrzega, że uciekinier nie powinien być niebezpieczny. - Oceniano go jako bardzo spokojną osobę, która pozytywnie przechodzi proces resocjalizacji - tłumaczy rzecznik. Mężczyzna miał spędzić w więzieniu jeszcze niecałe cztery lata.
Mężczyzna od 2013 roku pracował poza zakładem karnym, więc nie było to jego pierwsze wyjście. Jak tłumaczy por. Jastrzębski, tego typu praca jest formą nagrody. Wcześniej więzień miał pokazywał wielokrotnie, że chce się resocjalizować. Wciąż nie wiadomo, co skłoniło go do zaatakowania proboszcza i ucieczki.
Zbiegły więzień jest poszukiwany przez policję i służbę więzienną. Osoby, które wiedzą, gdzie może się znajdować proszone są o kontakt pod numerem alarmowym 112. Mężczyzna ma 175 cm wzrostu i około 55 lat. Był ubrany w białą koszulkę i ciemne spodnie.
W Zakładzie Karnym w Wołowie, w którym przebywał, odsiadują wyroki najbardziej niebezpieczni więźniowie - gwałciciele i mordercy. To tam trafił także Samuel N., który w Kamiennej Górze zabił 10-latkę uderzając ją siekierą w głowę.