Zbiorowe polowanie wigilijne wpisywane jest w zobowiązujący kalendarz każdego koła łowieckiego, nawet, jeśli ze względu na szczupłość posiadanego terenu, jest tylko jedną z niewielu „zbiorówek” w ogóle. - Na Kujawach i Pałukach ta zasada jest szczególnie skrupulatnie przestrzegana. Przynosi doznania i radości, jak te przy choince i wieczerzy w rodzinnym gronie – dowiadujemy się od jednego z najstarszych myśliwych regionu.
"Z tradycji i ze zwyczaju – pisał w 1936 roku Rudolf Wacek – dzień wigilijny należy do myśliwego… Polowali w ten dzień zawsze nasi przodkowie, a babki pilnowały, by: broń Boże – nie został, jakiś niedołęga w domu, któryby wałęsając się po kuchni, zaglądał do garnków i przedwcześnie smakołyki wyjadał…"
Takie łowy są uroczyste, przepełnione klimatem świąt. I są krótkie, składają się z kilku symbolicznych, pędzonych miotów, w których nie zawsze się strzela. Cel - to zacieśnienie koleżeństwa, podkreślenie etycznej wartości łowiectwa, wzbogacenie przeżyć innymi treściami, niż samo polowanie. Są koła pielęgnujące, w tym dniu przed polowaniem, prasłowiański zwyczaj odwiedzania z karmą paśników. Niektórzy dołączają opłatek, a niejeden mieszczuch „pożycza” sobie garstkę siana, którą w domu włoży pod wigilijny obrus.
Pod koniec strzela tylko ognisko. Jest opłatek, czasem jakaś postna potrawa, są życzenia i serdeczności, także wobec naganki. A potem, ile sił w piersiach i pamięci, płyną nad lasem: „Bóg się rodzi…”, ”W żłobie leży…, „Dzisiaj w Betlejem..” i inne, znane i lubiane kolędy. Przeplatane wspomnieniami, żartobliwymi wróżbami i horoskopami. Dopóki czas nie przypomni, że w domu czekają…