Stół ugina się pod ciężarem smacznych potraw, a wszyscy cieszą się, że mogą być razem. Taka jest Wigilia Zenobii Majki, przewodniczącej gminnej rady kół gospodyń wiejskich w Tucholi. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Ale w tym roku pani Zenobia ma mało czasu na przygotowania. Zaczyna je dopiero jutro. Dziś wybiera się przecież do Dworu Artusa w Toruniu, bo marszałek zaprosił ją na prezentację stołów wigilijnych. Pani Zenobii nie może tam zabraknąć i od czwartku krzątała się z tego powodu w kuchni.
W tym roku do rodzinnej wieczerzy wigilijnej zasiądzie 13-14 osób. Będzie wielka radość, bo przyjedzie syn z Gorzowa. - Dzielimy się obowiązkami - _zdradza rozmówczyni. - _Synowa Iwona przygotuje zupę grzybową i sałatkę, a jej mama ryby.
A co upichci gospodyni? Będą m.in. pierogi, klopsiki rybne, barszcz z uszkami, jajka nadziewane farszem. Oczywiście na święta nie zabraknie też ciast, za którymi wszyscy przepadają: sernik, makowiec, metrowiec, piernik czy "dno makowe", czyli galaretka z kremem na maku. Początek o 17.00. Gwiazdor jest już zamówiony - a wielki przywilej, czyli czytanie Ewangelii, czeka jak zwykle dzieci. - Potem będzie modlitwa i dzielenie się opłatkiem - _mówi Majka. - _Zaśpiewamy też kolędy.
A jak przyjdzie Gwiazdor, to zacznie się wielki rozgardiasz. Tradycyjnie też już wszyscy pójdą na pasterkę do św. Jakuba.
W pierwsze święto, pewnie po drodze do Chojnic,czy Torunia, wpadną w odwiedziny krewni. - _W drugie święto wybierzemy się natomiast na ojcowiznę, do Wielkiego Mędromierza - _zdradza tucholska pasjonatka kuchni.
Czy wigilijne przygotowania nie męczą? - Nie, to sama radość - twierdzi przewodnicząca gminnej rady kół gospodyń wiejskich, która dostała właśnie kolejną nagrodę za borowiacką macę.