Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witajcie na pokładzie Arki

Jolanta Zielazna [email protected]
Kalendarz to efekt projektu „Piękni niepełnosprawni”. Oglądają go Ewa Pacek (po lewej) i Barbara Olszewska.
Kalendarz to efekt projektu „Piękni niepełnosprawni”. Oglądają go Ewa Pacek (po lewej) i Barbara Olszewska. Jolanta Zielazna
Danka unikała luster i wystaw sklepowych. Bo nie lubiła patrzeć na siebie. Teraz ma w domu dwa duże lustra. Agata nigdy nie chodziła w sukience. W ubiegłym roku na gali "Piękni niepełnosprawni" pierwszy raz wystąpiła w sukni.

Takich przełomów w życiu nie tylko obu kobiet było wiele. Wszystko przez Arkę. A właściwie DZIĘKI Arce. Arce i pani Basi Olszewskiej, która jest pełnomocnikiem i twarzą fundacji. Bydgoskiej, ale pracującej dla niepełnosprawnych w całym kraju.
Agata Krzyżanowska - postawna czterdziestokilkulatka, blondynka, opowiada swoje życie. Nie potrzebuje zachęty. Wątek wypływa jeden z drugiego, mogłaby robić za Hankę Bielicką. Tylko jej opowieść, choć z happy endem, nie jest tak śmieszna i wesoła, jak monologi Dziuni Pietrusińskiej.

W garderobie stoją ortopedyczne buty, przy krześle - kule. Chodzi bez nich, lekko szurając i zamiatając nogami, przynosi filiżankę herbaty. I gdzie tu przykurcze?! Kilkadziesiąt operacji, lata żmudnych, bolesnych ćwiczeń (ciągle się rehabilituje) sprawiły, że może sama się poruszać. Są dni gorsze i lepsze. - Sąsiedzi może jeszcze pamiętają, gdy schodziłam po schodach na tyłku - mówi wesoło.

Nauczyła się żyć z bólem, bo spastyka pozostała wewnątrz organizmu, ciągle zagraża. Najgorsza jest noc.
Agata jest żywym dowodem, jak wiele może dokonać upór, determinacja, jak niebywałą siłę daje wsparcie najbliższych.

Do 14. roku życia nie chodziła, jeździła na wózku. Urodziła się z porażeniem rąk i nóg, czyli, jak mówią lekarze, niedowładem czterokończynowym spas - tycznym. Rodzicom zawdzięcza, że nie otoczyli jej kokonem. Miała w domu takie same obowiązki, jak młodsze rodzeństwo. Tyle że mama zwolniła się z pracy i woziła ją do szkoły. Nie zgodziła się na indywidualne nauczanie córki, a klas integracyjnych wtedy nie było.
Na podwórku i w szkole Agata bawiła się na równi z kolegami, na ile wózek pozwalał. - Gdy w klasie maturalnej stanęłam o kulach, to wiedziałam, że są tylko etapem - mówi teraz.

Ponad 20 lat pracowała jako księgowa. I ciągle uczestniczyła: a to teatr, a to fundacja, rozmaite konkursy, pisała - byle być aktywną dla innych niepełnosprawnych.
Miała swoje sukcesy i po latach, gdy wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu, los jeszcze raz wystawił ją na próbę. W tragiczny sposób zabrał jej ukochanego człowieka. To był dół, z którego nie chciała się wygrzebać - Przyjaciele, rodzina robili wszystko, by mnie z tego wyciągnąć i im się nie udawało.
Wtedy w jej życiu pojawiła się Arka, niczym tratwa ratunkowa.

- Mama chyba czuła, że zaczynam tonąć. Wiedziała, że jak wrócę do pisania, to znajdę ukojenie.
I znalazła dla córki informację o konkursie "Moje dobre i złe dni", organizowanym właśnie przez Fundację Arka. Usilnie namawiana przez najbliższych napisała krótki tekst i... została laureatką. Ale nawet wtedy nie zamierzała jechać na spotkanie integracyjne do Ustronia. Barbara Olszewska z Arki wymyśliła jednak, że dziewczyna poprowadzi to spotkanie. - Przyjechała i tak długo mnie przekonywała, że w końcu jej się udało - opowiada Agata. Pojechała, we-szła do hotelu, a tam Piotr Dudek, plastyk i poeta z Katowic, przygotowywał wystawę swoich prac. Powitał ją bez ceregieli: - Zabierz się do roboty. Zobacz, ile obrazów jest do powieszenia.

- Wtedy zrozumiałam, że praca jest ważniejsza. Że jest ktoś drugi jeszcze słabszy.

Tak Agata weszła na pokład Arki, z którą nie rozstała się do dzisiaj.
W życiu Danki Budnej Arka pojawiła się później. A to za sprawą Agaty. Choć Danka mieszka w Inowrocławiu, a Agata w Toruniu, obie spędziły dzieciństwo właśnie w tym mieście, chodziły do tej samej podstawówki, potem tego samego ekonomika. Ale raczej się mijały. Zdawkowe wiadomości wymieniały od czasu do czasu. Agata wyczuła, kiedy Dance potrzebne było wsparcie i pomoc.

Dance dzieciństwo upłynęło głównie w szpitalach. Była rehabilitowana i doprowadzana do stanu, w którym możliwa byłaby operacja, ale tego nie udało się osiągnąć. - Wtedy wyglądałam znacznie lepiej niż dziś - mówi. Ale dzięki rehabilitacji może chodzić. Tylko z siedzeniem gorzej. Kręgosłup z hiperskoliozą wytrzymuje najwyżej godzinę, potem trzeba się położyć.

Nie lubiła swojego wyglądu. Dlatego długo unikała luster. Nie lubiła też fotografować się. Po urodzeniu córki zajęła się domem i życiem rodzinnym. W codziennym zabieganiu przyszedł moment, że wszystko ją przerosło. Niepełnosprawny mąż, dziecko, domowe obowiązki. - Po co brała to sobie na głowę, skoro sama potrzebuje pomocy? - usłyszała, gdy pożaliła się w rodzinie. Jakby rodzina i macierzyństwo tylko dla w pełni sprawnych były zarezerwowane!

Danka coraz bardziej izolowała się od ludzi. Było coraz gorzej, smutniej, czarniej. Agata od dawna namawiała ją, by napisała o swojej rehabilitacji. Ale musiał minąć jeszcze rok, by rzutem na taśmę zdążyła na kolejny już konkurs. Zobaczyła później swój tekst wydrukowany w całości. I od czwartej edycji weszła na pokład Arki, a później została jej wolontariuszką. Ale równie ważne (a może ważniejsze?) było to, co później usłyszała od szwagierki: - Częściej się uśmiechasz.
Arka zabiera na swój pokład grono osób z całej Polski. Wśród arkowiczów są laureaci ogólnopolskich konkursów, wolontariusze roku, ludzie zaangażowani w działania dla niepełnosprawnych. Inni wskakują tu ty-lko na konkurs.

Jej stronę internetową prowadzi Jacek Ryng - silny duch w wiotkim ciele (cierpi na zanik mięśni. Ma też swoją stronę www.przyjaciel.opole.pl.) Niektórym otworzyła drzwi do świata. Jak kobiecie z podlaskiej wsi, która dopiero dzięki Arce wyjechała poza opłotki, dostała laptop. Napisała: "Nie miałam okazji, aby poznać świat i świat nie miał okazji, aby po-znać mnie".

Fundacja mobilizuje niepełnosprawnych dzięki ogłaszanym konkursom. Ich plon wydaje później w formie książki. To cykl "Odkrywamy świat osób niepełnosprawnych". Ukazało się ich do tej pory siedem. Ostatnio album "Piękni niepełnosprawni" i kalendarz. Wszystkie publikacje są poruszające. - Tajemnica Arki tkwi w tym, że w fundacji spotykają się ludzie twórczy, którzy chcą coś robić - mówi Krzyżanowska. - Dociera do środowisk zaniedbanych, daje ludziom szansę.

Po co te książki? Dla kogo je piszą? Dla siebie - czego nie mówią. Przełamują swoje lęki, opory, kompleksy. Mierzą się ze swoimi strachami. Pisanie pozwala im pokazać świat, którego w pełni sprawni często nie rozumieją, nie chcą zrozumieć i nie chcą do niego zajrzeć, nawet przez uchylone drzwi. - Te książki są dla ludzi, którzy myślą o sobie, że są najbardziej skrzywdzeni na świecie - mówi Danka.
Agata: - Arka jest siłą i motywacją do pracy nad sobą, dla siebie i dla innych.

Po co sesja zdjęciowa, którą "arkowiczom" urządził Janusz Michalski? By wydobyć ich urodę, figlarność, zamyślenie. By nie omijali luster szerokim łukiem. Udowadnia, że piękno i niepełnosprawność się nie wykluczają.

Po konkursie literackim jest kilkudniowe spotkanie integracyjne, warsztaty, zajęcia z tańca. Spotykają się ludzie z całej Polski.
Agata: - Arka nie dzieli schorzeń, tam wszyscy są równi. Nie manieruje artystów, nie kreuje na gwiazdy.
Wspólny pobyt ludzi z różnymi niesprawnościami to zamierzone działanie. - Uczą się jeden od drugiego - wyjaśnia Barbara Olszewska, pełnomocnik fundacji.
- Pani Basia umie wyczuć ludzi, wie, jak do kogoś trafić - opowiada Danka Budna. - Ale robi to tak, żeby mi się wydawało, że to ode mnie wychodzi. Pani Basia jest z nami cały czas.
Pani Basia to, pani Basia tamto. Pani Basia, czyli Barbara Olszewska, pełnomocnik i twarz Fundacji Arka Bydgoszcz. Jest w Arce od początku, od 2000 roku. Fundacja "wisi" na pani Basi, na prezes Ewie Pacek (obie pracują społecznie) i jednym pracowniku - Paulinie Sankiewicz. Inni to wolontariusze.

W czerwcu Fundacja Arka Bydgoszcz została laureatem marszałkowskiego konkursu "Rodzynki z pozarządówki". Właśnie za projekt "Piękni niepełnosprawni". - Nagroda przyszła, gdy zastanawialiśmy się, czy jest sens brnąć dalej? - nie kryje Barbara Olszewska. Tyle razy ich projekty przechodziły niezauważone. Nie zrobili wrażenia, przed laty, gdy przeszkolili zawodowo 200 niepełnosprawnych. Fundacja nie prowadzi działalności gospodarczej, więc trudno zdobyć pieniądze.

Bydgoska Arka początkowo była oddziałem ogólnopolskiej fundacji o tej samej nazwie. W 2007 roku usamodzielniła się, ale swoim działaniem obejmuje cały kraj. - Odkrywamy świat osób niepełnosprawnych - opisuje Barbara Olszewska działania Arki. - Chcemy pokazać społeczeństwu, że nie można na nich patrzeć przez pryzmat choroby, wózka, ale tzeba widzieć w nich człowieka.

Na warsztatach mają swoje małe sukcesy. - Czasami mały krok jest wielkim osiągnięciem - wyjaśnia Barbara Olszewska Publikacje rozprowadzają w środowisku, ale chcą z nimi dotrzeć i do innych. Wolontariusze, m.in. Agata i Danka, organizują spotkania w szkołach, bibliotekach, domach pomocy. Z u-porem walczą, by doceniać osiągnięcia, a nie patrzeć, jak wygląda autor. Nie chcą być tylko w przegródce "dla niepełnosprawnych".
Barbara Olszewska: - Niepełnosprawni doceniają życie. Mogą nas dużo nauczyć.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska