Sejm uchwalił wielką nowelizację Kodeksu karnego. Na czym ona polega?
W dużej mierze jest to złagodzenie odpowiedzialności karnej albo w ogóle likwidacja kar za szereg przestępstw. Na przykład za pobicie kogoś kijem bejsbolowym będzie można dostać grzywnę...
Aż trudno w to uwierzyć.
Oczywiście, wszystko zależy od sędziego i- mówiąc potocznym językiem - jeśli on będzie łagodny, to skorzysta z możliwości, którą daje Kodeks i zasądzi grzywnę. Albo karę ograniczenia wolności. Nowe przepisy, które wejdą w życie w połowie lipca, dopuszczają bowiem możliwość zamiany kary pozbawienia wolności na ograniczenie wolności. To z kolei może polegać np. na nałożenie obowiązku nauki sprawcy i - jak piszą autorzy nowelizacji -powstrzymywania się od spożywania alkoholu. Rzeczywiście, trudno w to uwierzyć, bo chodzi o przestępstwa zagrożone karą do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Jedna z zasad prawa mówi, że ważniejsza od surowości kary jest jej nieuchronność. Autorzy zmian przekonują, że obecna kara więzienia w zawieszeniu jest fikcyjna, bo nie ma miejsc w zakładach karnych.
To weźmy inny przykład. Jeśli wprowadza się zapis, że karą ograniczenia wolności za znęcanie się nad rodziną, są jakieś obowiązkowe rozmowy z psychologami itp. Czy to jest kara? W tym przypadku jest nieuchronna, ale to żadna kara. A jeśli sprawca znęcał się pod wpływem alkoholu, to można będzie mu zabronić picia. Tak jak pijakom, którzy okradli sklep monopolowy, bo zabrakło wódki.
W Sejmie przekonywał pan, że przy łaskawości sędziów aferzysta z Amber Gold może się wykpić grzywną i pracami społecznymi.
Bardzo możliwe, bo i za oszustwo czy łapownictwo dolną granicą kary jest grzywna i ograniczenie wolności. Powiedziałem, że istnieje możliwość, że Marcin P. zapłaci grzywnę, a w ramach ograniczenia wolności będzie musiał podjąć przymusowe studia w Szkole Głównej Handlowej. Według nowych zapisów kodeksu kara staje się w dużej mierze fikcją: obowiązkową pracą zarobkową, obowiązkową nauką, obowiązkową absencją czy unikaniem przebywania w określonych środowiskach.
To dlatego w Sejmie nazwał pan część nowych przepisów "snem wariata"?
Tak, bo teraz mamy problem z wykonywaniem prawa, czyli z wyrokami, jakie sądy wydają. Zamiast dać sędziom dobre narzędzia, namawiamy ich do łagodniejszego ich stosowania.
Zmniejszy się także rola sędziego, który na wzór amerykański, będzie bardziej arbitrem między oskarżycielem a obrońcą.
Trudno mi wyobrazić sobie proces zorganizowanej grupy mafijnej mającej ogromne pieniądze albo przy przestępstwach zorganizowanych. Z jednej strony staje prokurator, a prokuraturze zawsze brakuje pieniędzy i ludzi, z drugiej sztab najlepszych prawników, dysponujący najlepszymi ekspertyzami, składających własne opinie. I ten jeden prokurator, który nie ma pieniędzy na ekspertyzy, a jeśli już to na najtańsze, będzie musiał się z nimi zmierzyć. Wynik jest oczywisty. Zresztą, będzie to dotyczyło większości spraw karnych, niekoniecznie mafijnych.
Czemu mają głównie służyć te zmiany? Trudno nie odnieść wrażenia, że państwo sobie ułatwia pracę i zmniejsza koszty wymiaru sprawiedliwości.
Rzeczywiście, sądzę, że państwo wyzbywa się swoich obowiązków, a z drugiej strony liczy na wpływy z grzywien. To wpisuje się w filozofię łupienia obywateli, np. dzięki fotoradarom. Zgadzam się z tezą, że istotnie zbyt wiele wyroków było zasądzanych w zawieszeniu, czyli tak naprawdę ich skuteczność była niewielka. Podobnie z oczekującymi na wykonanie kary.