W tym roku osiem psów przewinęło się przez urząd, z tego trzy trafiły do schroniska. - Mam szczęśliwą rękę i raczej znajdują się nowi właściciele dla nieszczęśników - mówi Leszek Skarupa, pracownik urzędu. - Mamy podpisaną umowę ze schroniskiem w Chojnicach i Trzciance. W Chojnicach jest drogo, tak że decydujemy się raczej na to drugie, jak jest potrzeba.
W zeszłym tygodniu do urzędu trafił malutki kundelek, teraz duży pies, mieszaniec podobny do rottweilera. Są grzeczne i zadbane, widać, że miały właścicieli i to całkiem niedawno. - Może uciekły, czekamy zawsze co najmniej tydzień. Mamy przystosowany garaż, karmimy je, dajemy informacje na stronie internetowej urzędu i w prasie, czasem wracają do starego właściciela, a czasem są chętni nowi - tłumaczy Skarupa. - Najgorzej jest z zaniedbanymi, bo tych nikt nie chce.
A jak bezpańskie psy trafiają do urzędu? Policja lub ludzie zawiadamiają pracownika urzędu. Mają ich telefony. W urzędzie zawsze ktoś ma dyżur telefoniczny i zjawia się po błąkającego się psa. - Najwięcej przypadków jest w weekendy - dodaje Skarupa. - Apelujemy do ludzi, teraz mamy naprawdę fajne, przyjazne pieski. Chcemy, aby trafiły w dobre ręce, a może szukają ich właściciele, bo psy uciekły. Jeśli trafią do schroniska, to na starcie musimy płacić 2 tys. 500 zł i potem 20 zł za jeden dzień pobytu w Chojnicach. Chcemy tego uniknąć.
Czytaj e-wydanie »