Włęcz (gmina Czernikowo). Akcja "Tak trzeba"
Po Makowiskach i Liciszewach wolontariusze opiekujący się ewangelickim cmentarzami trafili do Włęcza - maleńkiej miejscowości pięknie położonej pośród lasów w dolinie Wisły.
Dziś żyje tu zaledwie kilka rodzin. Jednak przed wojną stało we Włęczu prawie 50 drewnianych domów, były nawet szkoła i dom modlitwy.
Śladem po świątyni pozostała dzwonnica, ale już bez dzwonu oraz cmentarz - najstarszy w gminie, założony prawdopodobnie w XVII wieku.
Odkrzaczanie, klejenie i czyszczenie
Prace na tutejszym cmentarzu trwały tydzień. Na stałe brało w nich udział ponad 20 osób, pomagało jeszcze kilkadziesiąt kolejnych.
- Każda nasza akacja jest inna - mówi Anna Zglińska, koordynatorka projektu. - Tym razem mieliśmy dużą grupę wolontariuszy z Krakowa i ogromny odzew ludzi z samego Włęcza i okolic.
Najpierw trzeba było w ogóle odnaleźć nagrobki pośród krzaków i usunąć rośliny. Solidnie, z korzeniami, tak żeby nie zarastały grobów ponownie.
- To takie cmentarne puzzle, niektóre nagrobki są bez płyt, cześć elementów tkwi gdzieś w ziemi - opowiada Mateusz Żmudziński, student archiwistyki. - Kamienne płyty są bardzo ciężkie, niektóre stawialiśmy nawet w 10 osób. Gdy jedna z nich osunęła się, złamałem palec.
Odnalezione nagrobki trzeba było pokleić i oczyścić. Czuwała nad tym Marta Kaźmierczak, studentka konserwacji.
Po pracach wolontariusze sporządzili też inwentaryzację - w specjalnych formularzach trzeba było opisać wymiary, styl, wykonanie, inskrypcje.
Młodzi rozumieją coraz więcej
W pracach dzielnie pomagali uczniowie ze szkoły podstawowej w Czernikowie. W placówce od kilku lat realizowany jest program "Śladami historii". W praktyczną naukę historii zaangażowani są: dyrektor szkoły Dariusz Chrobak, nauczyciele Ada Kozakiewicz i Adam Kuczyński oraz pan Zbyszek Dobrzyński.
Młodzież pod ich okiem pracowała już wcześniej na kilku cmentarzach - na Wilczych Kątach, w Makowiskach i Liciszewach. Uczniowie ratowali też stare nagrobki na czernikowskim cmentarzu parafialnym.
- To lepsze od lekcji w szkole - stwierdza bez wahania Wojciech Mielcarek z klasy VI. - Pracuje się ciężko, ale przynajmniej możemy zrobić coś pożytecznego.
- Jako dziecko przyjeżdżałem do Włęcza na ryby - wspomina Adam Kuczyński, nauczyciel religii, jeden z opiekunów grupy. - Te kilkadziesiąt lat temu tu na cmentarzu była jeszcze alejka z akacji, niektóre groby stały, pamiętam więcej żeliwnych krzyży. Szkoda tego wszystkiego. Dobrze, że nowe pokolenie odbudowuje to, co zaniedbali nasi rodzice i dziadkowie. A jak dzieci zobaczą, ile to kosztuje wysiłku, zastanowią się zanim sami coś zniszczą.
Podobnie mówi o podopiecznych Ola Nowicka, studentka historii, która do Włęcza trafiła jako wolontariuszka: - Dzieciaki przy odkrywaniu grobów bardziej się interesują, niż przy sprzątaniu krzaków, wiadomo. Ale to bardzo ważne, żeby oni sami zobaczyli, ile to kosztuje pracy i żeby zmęczyli się trochę. Bez sensu są lekcje wyłącznie teoretyczne - tutaj na pewno nauczą się więcej.
Pomagał, kto tylko mógł
Do prac przyłączyli się nie tylko uczniowie. Państwo Danuta i Wojciech Sachwanowicz z Torunia także pomagali codziennie.
- Od 20 lat co weekend przyjeżdżamy do Włęcza, często rowerami, bo to od miasta zaledwie 20 km - mówi pani Danuta. - Zaopiekowaliśmy się tutaj budynkiem z początku XX wieku. Takie miejsca trzeba ratować póki to jeszcze możliwe. Teraz budujemy w Włęczu dom, myślimy o agroturystyce. Bo to wyjątkowe miejsce, ciche i piękne.
Mateusz Żmudziński trafił na cmentarz inaczej: - Jestem na takiej akcji pierwszy raz, zjawiłem się tu z ciekawości. I już umówiłem się z Anią, że zabierze mnie też następnym razem, tylko pod warunkiem, że niczego sobie wtedy nie złamię. Najważniejsze jest tutaj to, że wszyscy sobie pomagamy. I czujemy się odpowiedzialni - gdybyśmy na tym cmentarzu nie pracowali, to po prostu by go nie było.
U mnie w Pruszczu Gdańskim też był stary niemiecki cmentarz - dodaje Iwona Banach, studentka archiwistyki. - Został zniszczony. Pamiętam jego likwidację, teraz stoi tam tylko tabliczka. Próbować ocalić takie miejsca, to jest nasz obowiązek.
Zagadki i lepsza przyszłość
Wydobyte spod krzaków i odkopane z ziemi nagrobki odsłoniły kilka zapomnianych zagadek z przeszłości.
- Żeliwny krzyż mężczyzny zamordowanego w 1900 roku, rząd grobów dzieci, o których nic nie wiadomo - wymienia Anna Zglińska. - Niektóre tablice malowane są na srebrno. A jedna z płyt zapisana jest cała po polsku. To jedyna taka na cmentarzach ewangelickich w gminie.
- Wprowadziłam się do Włęcza zaraz po tym, gdy Niemcy wyszli po wojnie, miałam wtedy dziewięć dni - wspomina 65-letnia Jadwiga Kozakiewicz. - Patrzyłam jak cmentarz przez lata zarastał. A teraz znów wszystko jest jak dawniej, to niesamowite. Przecież o tych Niemców też trzeba zadbać, to byli ludzie jak my.
Uroczyste oddanie cmentarza nastąpi 29 maja. Opiekę nad obiektem przejmą uczniowie szkół z Osówki i Steklina.
Ewangelicki cmentarz we Włęczu został odnowiony w ramach projektu "Tak trzeba" działającego przy czernikowskim stowarzyszeniu "Czyż nie". Przeprowadzenie akcji było możliwe dzięki pieniądzom z Fundacji Wspomagania Wsi.