Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włocławek, jaki jest, każdy widzi

Adam Willma
Adam Gornowicz przewodnik PTTK po twierdzy Grudziądz.
Adam Gornowicz przewodnik PTTK po twierdzy Grudziądz. Fot. Autor
Tak mi się przynajmniej do ubiegłego tygodnia wydawało.

Ale tego, co zachwyciło mnie we Włocławku, przygodny turysta nie zobaczy. A za kilka lat pewnie nie zobaczy nikt. Ratunku!

Do Włocławka jeździłem zwykle, aby w brzydkich miejscach spotykać się z pięknymi ludźmi. Z genialnym rzeźbiarzem Stanisławem Zagajewskim - w zagraconym domku przy błotnistej ulicy. Z astronomami podglądającymi niebo przez teleskop - na dachu szarego wieżowca z wielkiej płyty. Z Ryszardem Seroczyńskim, który dla resocjalizacji skazanych zrobił pewnie więcej niż pół tuzina ministrów sprawiedliwości za ponurymi kratami więzienia. Z Eugeniuszem Gajewskim, wielką postacią amatorskiego teatru, aktorem z "Rejsu" - w ciasnym mieszkanku smutnego bloku.

Ale teraz obiecuję sobie wymazać tamte obrazy z pamięci i wyruszyć do Włocławka widzianego pierwszy raz w życiu. Ograniczeniem będzie tylko czas - wyznaczyłem go sobie tyle, ile może zarezerwować na zwiedzanie gość w delegacji.

Zagłębie balkonów
OK, zamykam oczy na widok architektonicznej degrengolady przy przelotówce, na blokowiska przy Toruńskiej (gdzie ich nie ma?), na koszmarną bryłę dworca PKP, a nawet na zaniedbane kamieniczki w modernistycznym stylu przy ul. Okrzei. W okolicach Multikina jest już całkiem nieźle. Kawałek nowoczesnego miasta bez kompleksów. Gratulacje za Aparthotel wraz ze Spichrzem - przypominający o przeszłości. Szkoda tylko, że podczas kilkugodzinnego spaceru po Włocławku nie znalazłem żadnego nawiązania do motywów ze sławnego włocławskiego fajansu.

Dobra, rozumiem, że to dziś de mode, że to peerelowska elegancja, ale nie bez powodu kruche cacka (zwłaszcza te z lat 60. "w stylu Picasso") osiągają na internetowych aukcjach kilkusetzłotowe ceny. Włocławski fajans to znak rozpoznawczy, którego Słupsk, Konin czy Ostrowiec Świętokrzyski mogą miastu nad Wisłą tylko pozazdrościć.

Za kompleksem Kauflandu nowoczesne miasto kończy się brutalnie i niespodziewane. Urocza kamieniczka przy Kilińskiego 8 kłuje w oczy obdrapaną fasadą i kikutami balkonów. Te piękne żeliwne cuda będę odkrywał we Włocławku niemal w każdym starym zakątku miasta, nawet w najskromniejszych przedwojennych kamieniczkach. Bo Włocławek to istne zagłębie pięknych balkonów.

Plac Wolności. Chodzę i patrzę, wzdycham i cmokam. I nie znajduję rozwiązania. Z jednej strony przyciągający oko zaułek przy kościele franciszkanów, ale tuż obok bloczysko z czasów gierkowskiej prosperity. Z jednej strony stylowy róg ulic Kościuszki i POW, a z drugiej szary koszmarek - świątynia ZUS. Na dodatek w samym centrum szary trzpień - pomnik "żołnierskiego trudu", jeden z najbrzydszych, jakie widziałem. Ogólne wrażenie poprawia to co naturalne - kobierce z kwiatów i pięknie ubarwione liście dębów czerwonych. Rewitalizacja placu musiałaby pochłonąć dziesiątki milionów euro. W tym półwieczu raczej nic z tego nie wyjdzie.

Tu powinien być las
Klasztor franciszkański budzi większe nadzieje. Szkoda tylko, że zasłania go ponury szary mur - może warto choć w części zastąpić go prześwitującym ogrodzeniem. Za ogrodzeniem - rozdwojenie jaźni - obok pięknej barokowej rzeźby - kiczowata fatimska grota i pociągnięta olejną farbą figura Chrystusa z lat 30., w okiennych wnękach klasztoru wołające o pomstę do nieba kiczowate freski AD 2001. Halo, halo! Czy na sali jest konserwator zabytków?!

Brzeska to ucieleśnienie smutku - szaro i brudnawo. Na najbrudniejszym budynku w okolicy dumnie wiszą tablice Regionalnej Izby Obrachunkowej i zarządu "Solidarności". W bramie sąsiedniej kamienicy doskonały komentarz graffiti: "Tu powinien być las albo puste miejsce na mapie".

Pamiątka z BMW
Od czasu do czasu w tym strumieniu szarzyzny wyłuskuję wspaniałe klejnociki. Tak jak żeliwna korona nad bramą wjazdową do kamienicy przy Brzeskiej 17. Kiedy dopadną ją złomiarze? - zamyślam się dostrzegając w oddali wyniosłe wieże katedry. A ten mały gotycki kościółek? Na próżno rozglądam się za tablicą informacyjną. Pędzę w kierunku katedry, bo zaczyna szarzeć. Mały kościółek okazał się XIV-wieczną perełką (ale o tym dowiem się dopiero z internetu). Im bliżej kościołów tym szarzyzny mniej. Kulminacją jest wypucowana katedra na tle ledwie trzymających się kupy domków. Gdyby Igor Newerly mógł dziś przyjechać do Włocławka, ten kontrast pasowałby mu jako ilustracja do "Pamiątki z celulozy". A propos - czy ktoś we Włocławku słyszał o "Pamiątce z celulozy" ? Socrealizm to dziś nieźle sprzedający się towar - o czym wiedzą chłopaki z Nowej Huty organizując w trabantach wycieczki po socrealistycznej rzeczywistości. Trabanta nie zauważyłem ani jednego, natomiast czarnych BMW, i owszem - sporo (macie jakieś bliźniacze miasto w Bawarii?).

Bolszewik górą!
Wracam do katedry, do której w końcu przyczłapał kościelny. Okazuje się, że krata u wejścia to jedynie początek wielkiego kratowania. Kratami (co z tego, że XVII-wiecznymi) osłonięte są wszystkie godne uwagi zabytki w nawach łącznie ze sławnym srebrnym ołtarzem. Przygodnemu turyście, który nie ma ochoty przeciskać głowy przez pręty, pozostaje więc kilka ciekawych rzeźb nagrobnych, średniej klasy XIX-wieczne polichromie i gotyckie malowidło przy ołtarzu, do którego zbliżyć się można jedynie łamiąc dobre obyczaje. Jednym słowem - dla obieżyświata, który niejedną katedrę w życiu zwiedzał, atrakcja umiarkowana. Katedralne detale obejrzałem spokojnie w domu, dzięki internetowej stronie koła historyków przy Zespole Szkół Samochodowych (dobra robota!).

Przed kościołem kolejna porażka pomnikowa - prymas Wyszyński odlany z brązu wygląda jak wieża w góralskich szachach, pozbawiony wyrazu i życia. Szkoda, bo jeśli już przysłaniać piękną barokową kaplicę, to dziełem choćby zbliżonej klasy.

Nadwiślańskie okolice Włocławka to zagłębianie się w tajemnicę. Najpierw most - co z tego, że nadżarty rdzą, jeśli piękny w swojej inżynierskiej prostocie - jak wstążka rzucona na trawę.

Ostatnia deska ratunku
Podczas kampanii w 1806 r. Napoleon gromił Prusaków, jak chciał. Na przełomie 1806 i 1807 r. jedynym ratunkiem dla niedobitków armii, a przede wszystkim dla króla Fryderyka Wilhelma III, i jego rodziny i dworu, był Grudziądz. Obroną dowodził gen. Wilhelm de Coubiere - francuski emigrant w służbie pruskiej. Oblężenie zakończył pokój zawarty 9 lipca 1807 r. w Tylży, na mocy którego forteca przeszła pod nadzór komisaryczny. Uznano jednak, że skoro nie została zdobyta, powinna zostać wraz z Grudziądzem w państwie pruskim. Gen. Coubiere awansował do stopnia feldmarszałka i został gubernatorem Prus Zachodnich.

W czasie II wojny światowej sowieci potrzebowali na zdobycie fortecy ponad dwóch miesięcy (bezpośrednie walki trwały 6 tygodni). Gen. mjr Ludwik Fricke poddał ją 6 marca 1945 r. W tym czasie główne zmagania wojenne toczono już na zachodnim brzegu Odry.

Na tropie tajemnic
Z opisów wynika, że długość tutejszych podziemnych chodników wynosi okoł 30 km. W niektórych miejscach chodniki powinny być, ale ich nie ma. Zatem albo zostały zasypane, albo zamurowane. Znaków zapytania jest wiele. Michał Czapek - grudziądzki przewodnik zna relację świadka, zgodnie z którą niemiecka ludność cywilna wwiozła swoje najcenniejsze dobra do cytadeli, tam zostały ukryte. Właśnie nadarza się sposobność, by poznać przynajmniej część tajemnic twierdzy. Jej bramy otwierają się 11 listopada - w Święto Niepodległości. Obiekt można będzie zwiedzać w godz. 12.00-15.00. Do bramy głównej cytadeli będzie można dojechać z rynku. Druga taka okazja nadarzy się dopiero 3 maja przyszłego roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska